Dzisiejszego ranka Olimpias jak zawsze obudziła nas około godziny siódmej i kazała się przygotowywać do szkoły. Kiedy byliśmy już gotowi, pocałowała każde z nas po kolei, po czym powiedziała:
- Pamiętajcie, że macie być grzeczni i nie spóźnić się na lekcje.
- Jasne. - odparliśmy chórem.
- A tak w ogóle, co macie pierwsze? - wtrącił się Zack.
- Naukę latania. - odrzekłam.
- Z kuzynem waszej matki, Roshan'em? - dociekał basior.
- Owszem. - potwierdziła Siraju.
- No dobrze, ale teraz już na prawdę powinniście lecieć. - oznajmiła Olimpias.
- Oczywiście, widzimy się po szkole! - rzuciliśmy biegnąc szybko w stronę Słonecznej Polany,
Kiedy tam dotarliśmy, Flash zauważył:
- On już jest!
Miał rację. Na środku łąki stał Roshan, bawiąc się ognistymi kulkami. Gdy stanęliśmy koło niego, zgasił je i zapytał:
- Dlaczego się spóźniliście?
Ja i młodszy basior zawstydzeni wbiliśmy wzrok w ziemię, ale Siraju odparła mocny głosem:
- Zagadaliśmy się z naszymi rodzicami.
- Właściwie powinienem wam przedłużyć za to lekcję, ale jako, iż zdarzyło się to pierwszy raz, odpuszczę wam.
- Dziękujemy. - powiedzieliśmy wszyscy w tym samy momencie.
- Nie ma za co, ale czujcie się ostrzeżeni. - odrzekł i rozpoczął zajęcia, które trwały czterdzieści pięć minut.
Potem nastąpiły cztery kolejne lekcje (mocy, polowań, walki i na końcu najnudniejsza - historii.). Zakończyły się one około godziny trzynastej. Kiedy wychodziliśmy ze szkoły, zobaczyliśmy szare plecy Catnees parę metrów od nas.
- Zaczekaj! - krzyknął Flash.
< Catnees, kontynuuj proszę i daj do dokończenia Siraju.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!