Lastbreath'a dużo osób się bało. No, może oprócz Gustawa, Pattona i Ziry to ktoś by się jeszcze znalazł. Ja, mimo że o nim wiedziałem, nie byłem pochłonięty tymi wydarzeniami. Aż do dzisiaj, kiedy zagroził Merkury oraz mi.
Zatrzymała się na łące, ja zahamowałem gwałtownie i wpadłem na nią. Wywaliliśmy się obydwoje, nasze serca wciąż waliły z przejęcia tą sprawą.
- Mało brakowało... - Odezwałem się siadając na łące.
- Tak... - Odrzekła Merkury z ulgą.
- Merkury... - Szepnąłem cicho i wskazałem na czarny punkt w oddali. - Spójrz.
- To on.
Basior, który dźwignął mi ciśnienie, szedł wolnym krokiem wzdłuż łąki i nagle stanął. Widział nas.
- Cholera. - Szepnąłem. Wilk zaczął się zbliżać. Był parę metrów od nas, ale jego twarz była skryta w cieniu.
- Ta wojna będzie inna niż wszystkie. - Powiedział ledwo słyszalnie i ciągnął dalej. - Miejcie się na baczności, bo apokalipsa jest blisko.
Po tych słowach wszedł w las.
- Apokalipsa? - Spytała Merkury.
- Czyli... koniec. - Odpowiedziałem wpatrując się w znikającego w cieniu drzew basiora.
- Widziałeś jego twarz? - Zapytała zmieniając temat.
- Nie. A ty?
- Też nie. Skrył się w cieniu.
Usłyszałem jego kroki, potem ucichły.
- Już poszedł. - Rzekłem.
- Uff... - Westchnęła Merkury. - Patrz, księżyc wychodzi zza chmur!
- To znaczy, że go tu nie ma.
- Jesteśmy bezpieczni. W końcu.
Księżyc oświetlił jej sierść, a ja czułem, że tonę w jej oczach. Nagle Merkury przerwała ciszę i powiedziała:
< Merkury, co mówiłaś? Lastbreath trochę nas nastraszył... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!