Wadera błysnęła swoimi kłami w moją stronę, myśląc, że się przestraszę. Kiedy się wyprostowałem, ta zrobiła jeden krok do tyłu, to samo uczyniła, gdy zaprezentowałem pełne uzębienie. Ale strach obudził się w niej dopiero kiedy usłyszała z daleka rozmowy i wycie watahy.
Widząc lekki lęk w jej oczach, uśmiechnąłem się, co bardzo zdziwiło biało-fioletową waderę. Nie wiedziała o co chodzi, więc szukała po prostu drogi wyjścia, straciła jednak orientację, przez zachodzące słońce, które świeciło jej w oczy.
- Co tu robisz? - Zapytałem przechylając głowę w jej stronę.
- Nie wiem, gdzie jestem. - Odpowiedziała nieco pewniej, rozglądając się.
- W Lesie Czarnego Rumaka. - Rzekłem.
- Co? A nie możesz jaśniej? - Spytała. Westchnąłem.
- Znajdujesz się na terenach mojej watahy. - Odparłem.
- Jaka jest duża? - Spytała podejrzliwie.
- Ponad setka wilków.
- A nie atakowała ostatnio kogoś?
- Nie za bardzo. Czemu pytasz?
- Tak sobie. - Skłamała. Przeczytałem jej myśli.
- Nie zaatakowaliśmy twoich przyjaciół. To była inna wataha, która żyje na tamtych terenach. Wy, jako koczownicy, bezprawnie wkroczyliście na jej teren, więc mieli prawo was wygonić. - Powiedziałem.
- Ale... - Mówiła, lecz jej przerwałem.
- Daj mi skończyć. Nie przegonili was, tylko po prostu złapali. Nie wiesz co stało się z twoimi przyjaciółmi?
- Domyślam się. - Westchnęła. Po chwili ciszy, została ona przeze mnie przerwana.
- Może chcesz do nas dołączyć? - Spytałem.
< Keri, co było potem? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!