piątek, 30 sierpnia 2013

Od Gustawa - Ostatnia walka, czyli zakończenie wojny...

Pisałem jeszcze w moim pamiętniku...
''Cokolwiek się teraz wydarzy, zawsze będę sercem i duszą w mojej watasze, u boku moich przyjaciół i rodziny. Przeciwnik też ma rodzinę i watahę, lecz serca nie. Straciłem wielu przyjaciół na tej wojnie, ale nigdy nie stracę woli życia.''
Łza spłynęła mi po oku. Popędziłem na pole bitwy i zahamowałem tuż przed przeciwnikiem. 
- Nie bądź żałosny. - Rzekł wróg. - Możesz się jeszcze wycofać. 
- Nigdy! - Odparłem. - Mam zamiar walczyć o honor i wolność! Nic mi tego nie odbierze.
- Jeszcze się przekonamy! - Warknął przeciwnik. Ruszyliśmy na siebie z kłami i pazurami. Moje rany, które zostały mi zadane jeszcze jak byłem szczeniakiem, poczęły krwawić. Nie mogliśmy używać żadnych wcieleń i absolutnie nie mogliśmy mieć broni. Była to walka na śmierć i życie. Ossa już nie żyła, a mnie wiernie wspierała Ginewra. Obok niej stał Lyx, gotowy na wszystko. W pewnej chwili wróg trzymając moją szyję docisnął mnie do podłoża. Jego ścisk był mocny. Czułem jak z szyi kapie mi krew. Najpierw powoli sączyła się, lecz gdy ścisnął mocniej, krew poleciała strumieniami. Jedna z przednich łap odepchnąłem przeciwnika, który przekoziołkował kilka metrów. Wstał i wpadł w furię. Wolałem tego nie widzieć. W prawdzie nie zachowałem się jak tchórz, lecz nie wykazałem się też odwagą, zamykając oczy. Przypomniała mi się pewna walka... Kiedy byłem szczenięciem i walczyłem z Lux'em. Lux jest niepokonanym wilkiem i już dawno zginąłbym, gdyby nie Ginewra. Wtedy pierwszy raz się spotkaliśmy... Powróciłem do teraźniejszości. Instynktownie otworzyłem oczy i uderzyłem przeciwnika. On potajemnie użył swojej mocy, zabijania wzrokiem. Jednak dzięki mojemu naszyjnikowi nie zginąłem, lecz upadłem i faktycznie, wyglądałem jakbym zmarł. Wszyscy zamarli w bezruchu, a wataha wroga poczęła wiwatować. Ginewra lała łzy. Czarny Wilk podniósł łapę, by zerwać z mojej szyi naszyjnik. Wtedy zablokowałem go łapą. Ginewra szeroko otworzyła oczy iw wszyscy wstrzymali oddech. Uderzyłem go mocno i rzuciło nim na kilka metrów. Skoczyłem mu do gardła, jednak on podniósł się i był górą. Walnąłem go z całej siły w pysk i upadł. Wstał jednak i skoczył prosto na mnie, ja zrobiłem jednak unik, obróciłem się i uderzyłem łapą. Biliśmy się wzajemnie stale warcząc na siebie. Ginewrze łzy lały się strumieniami. Szarpnąłem napastnika blisko serca wyrywając mu tym samym kawałek ciała. Obydwoje stanęliśmy i krążyliśmy wokół siebie wzajemnie. Skoczyliśmy sobie do gardeł, lecz to ja skoczyłem wyżej. W locie szarpałem jego szyję, a on skomlał cicho. Szarpałem się z nim długo, a on pazurami zrobił mi wielką ranę za uchem. Wstał i zaczął... odchodzić? Nie wierzyłem w to, co oczywiście okazało się prawidłowym myśleniem. Wziął leżącą włócznię i cisnął we mnie, odepchnąłem ją jednak i trafiła w napastnika. Upadł. Skoczyłem na niego i skupiłem się na krtani i tętnicy. Rozszarpałem mu szyję, ale on w ostatnich chwilach swego życia walnął mnie z całej siły w łapę. Złamał ją. Po tym ciosie otrzymałem jeszcze strzał w głowę. Obydwoje leżeliśmy na polu walki. Otworzyłem oczy, a nade mną stała Ginewra.
- Żyje! - Wrzasnęła. Wszyscy poczęli się cieszyć, a wroga wataha obserwowała mnie z rezygnacją.
- Stop! - Krzyknąłem. Wskoczyłem szybko na skałę i zamieniłem martwe ciało Czarnego Wilka w kamień. Dowiedziałem się o tym, że Operah sprowadził wilki z powrotem do watahy. Cała jego wataha poległa, a on sam postanowił odnaleźć inną watahę. Razem z Ginewrą upolowaliśmy dla każdego sarnę. Przy kolacji zaczęliśmy raportować o wszystkim z Ginewrą.
- Najpierw polegli. - Zacząłem. Ginewra raportowała...
- W wojnie poległo 19 wilków, których imiona zostaną wyryte na kamieniu w Lesie Czarnego Rumaka, a ich ciała uroczyście pogrzebane na cmentarzu. - Powiedziała. 
- A co z rannymi? - Spytał Ferri.
- Będę przychodzić do każdego osobno, ale jutro, dziś ranni śpią w jaskini dla rannych. - Odpowiedziała. Zjedliśmy kolację. Każdy, kto miał siły, mógł zabawić się przy wodospadzie. Wygraliśmy wojnę. Ja byłem z dala od tłumu, na mojej ulubionej skale. Wpatrywałem się w błyskawice i słuchałem jak krople deszczu uderzają o ziemię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!