piątek, 30 czerwca 2017

Avalanche x Elias

Avalanche i Elias zostają parą!
Klan: Fortis Corde
Ranga: ★
Jaskinia: Wodospad Życia - jest to jedyna jaskinia w tamtej okolicy, znajduje się za wodospadem. Jest duża, przestronna, a jej wnętrze wypełnione jest kryształami w rozmaitych kolorach. Aktualnie mieszkają razem z Kanashimim, ponieważ Brooke ma swoją własną.
Status: Związek nie jest zatajany, a Brooke i Kanashimi mają od dzisiaj dwójkę rodziców, zamiast jednego i oboje mogą cieszyć się mianem Dziedziców Przywódców.
Ilość wspólnych opowiadań: na dzień dzisiejszy 17

Od Ivy - Pora zażegnać samotność, cz 1

Kolejny piękny wieczór spędzałam przed pojemnikiem, a dokładniej mówiąc z różą zamkniętą wewnątrz wcześniej wspomnianego szklanego naczynia. Delikatnie zdjęłam opaskę, po czym otworzyłam oko. Zionęła z niego pustka... uparte osobniki powiedziałyby, że przypomina ono nocne niebo. Sklepienie pozbawione delikatnego blasku gwiazd. Nic się nie zmieniło od tamtego feralnego dnia. Znamię przypominające macki nadal rozciągało się prawie po połowie pyska czyniąc go delikatnie rzecz ujmując mało atrakcyjnym. Opuściłam wzrok tylko po to, aby zbadać fragment szmatki służący mi jako osłona. Była stara, dziurawa i brudna w wielu miejscach. Nie pomagały nawet częste próby prania. Może to i dobrze, lubiłam te plamy, działały niczym wspomnienia... do teraz mogłam śmiało wskazać ślad pozostawiony przez oleistą ciesz przepełniającą szyby wentylacyjne starego ośrodka badawczego. 
Dalsze próby podejścia do Eliasa nie miały sensu, wolałam pozostać na etapie przyjaźni z prostego powodu... Ze względu na uczucia, którymi pałała do niego Avalanche. Było to widać na kilometr... te oczy, kiedy zauważyła mnie obok samca... Wyglądała jakby chciała mnie zarżnąć na miejscu, a przynajmniej ja tok to odebrałam. Mimo to mam cichą nadzieję, że wszystko im się ułoży... a do tego czasu... trzeba było znaleźć sobie zwierzątko. W tym celu musiałam udać się do Alfy, z którą to nie rozmawiałam od czasu naszego "niespodziewanego" spotkania. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie m i miała za złe próbę zaprzyjaźnienia się z basiorem. Jak postanowiłam tak zrobiłam, jednak dopiero po kolejnej nocy spędzonej w objęciach chłodnej ściany. 

***

Ranek nie zapowiadał się zbyt dobrze, ciemne, burzowe chmury pokryły niebo, a silny i nieprzewidywalny wiatr ściągał chłodne powietrze z terenów Luminosum Iter. Cóż, najwyraźniej pogoda była przeciwna moim planom.... Ruszyłam w kierunku wodospadu życia po drodze próbując unikać otwartych przestrzeni. Wyszło mi to prawie idealnie, mimo to gdy wchodziłam do jaskini wadery Alfa wyglądałam tak, jakby trafił we mnie piorun. 
- Ivy, co cię do mnie sprowadza? - Jak zawsze, zimny i opanowany głos wadery przebiegł się po wnętrzu. nigdy nie potrafiłam rozgryźć uczuć, które wyrażał... 
- W naszym klanie nie ma Poszukiwacza Towarzyszy, a ja...
- Chciałabyś jakiegoś? - Uprzedziła mnie. 
- Tak, możesz mi pomóc? - Zapytałam z nadzieją w głosie. 
- Oczywiście, o jakim zwierzęciu mówimy? 
- Nie wiem czy to możliwe, ale czy gdzieś w okolicy żyją warany? 
- Warany? - Powtórzyła jakby nie dowierzając. 
- Dokładnie, wiem, że proszę o wiele, ale nie wiesz może gdzie...
- Virdi Agmen, a dokładniej ich tereny. Jestem pewna, że tam jakiegoś spotkasz. 
- Odwiedzę ich tereny jeszcze dziś, bardzo ci dziękuję. 
Nie uzyskała odpowiedzi, a jedynym wyjściem, które mi pozostało było wyruszenie na tereny zaprzyjaźnionego z nami klanu. Od tej pory całkowicie zignorowałam ciągle psującą się pogodę, przed oczami miałam tylko i wyłącznie mojego przyszłego towarzysza.

Od Eliasa - C.D. Avalanche "Wodospad życia"


— Ava... — szepnąłem cicho, oddając uścisk.
Wtuliła się we mnie mocno, jakby bojąc się, że za chwilę mogę zniknąć. Nie mówiła nic, nie musiała. Czułem i wiedziałem co czuje. Pojedyncze łzy skapywały na moje futro — gorące i słodkie, a przynajmniej wyobrażałem sobie, że takie były. Zapach wilczycy znałem na pamięć, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju, wydał mi się jeszcze bardziej wyjątkowy i nieznany z tak bliskiej odległości.
Z początku niepewnie sam się w nią wtuliłem, opierając głowę na jej ramieniu. Nie poruszyła się, ale poprawiła uścisk. Uśmiechnąłem się delikatnie, zamykając oczy. Czułem się niesamowicie, bo wiedziałem, że była tą, w której naprawdę chciałem się zakochać. Ktoś, z kim chciałem spędzić całe moje życie. Uczucie, którego szukałem nagle rozkwitło. Coś, co tak naprawdę było mi nieznane, nagle stało się takie oczywiste.
— Elias — szepnęła wilczyca, pociągając nosem. — Ty też płaczesz? — zaśmiała się.
— Tak — odparłem zdławionym głosem.
Chciała spojrzeć mi w oczy, ale przytrzymałem jej głowę, ponownie dociskając ją do mojej klatki.
— Nie chcę, żebyś widziała jak płaczę — mruknąłem.
Wilczyca zrozumiała to i nie poruszyła już głową.
Nie wiem, ile tak trwaliśmy w uścisku, ale jedno było pewne. Nie spieszyło mi się, żeby wypuścić ją z objęć. Bałem się, że jeśli ja wypuszczę ona zniknie, przepadnie jakby nigdy jej nie było. Chciałem czuć jej ciepło, zapach. Pragnąłem poznać ją całą.
— Mogę już na ciebie spojrzeć? — szepnęła cicho.
— Tak — odszepnąłem po chwili.
Odsunęła się ponownie, tym razem jednak mogła spojrzeć mi w oczy. Położyła mi łapy na policzkach i przesunęła nimi tak, aby zetrzeć ślady po łzach. Uśmiechnęła się delikatnie.
— Teraz lepiej — mruknęła cicho, z zadowoleniem.
Odpowiedziałem jej niepewnie uśmiechem.
Naszą uwagę zwróciła zorza polarna. Mieniła się mnóstwem kolorów i jakby powiewała na wietrze niczym najdelikatniejszy materiał. Wilczyca nie patrzyła na mnie, więc postanowiłem wykorzystać chwilę.
— Podobasz mi się Avalanche — oznajmiłem. — Chcę Cię pokochać i być z Tobą do końca moich dni.

< Ava? >

I m a o S h o u y a

''Będzie ciężko, lecz do śmierci przeżyjemy.''
podstawowe informacje
Imię: Imao Shouya
Pseudonim: Imao, Sho-chan, Shoya, Shouya, Isho
Klan: Luminosum Iter
Przydomek: Silent Soul
Płeć: Samica
Wiek: 30 księżyców
Ranga: ★
Stanowisko: Szpieg
Typ: Wilk Słoneczny
Rasa: Wilk Eteru
GłosX [Jennifer Lawrence]

***

opis wilka
Charakter Imao jest niezdarą, jest też czasami nieśmiała, ale jednak próbuje tego nie okazywać. Jest miła, uprzejma, uległa, krucha, ale odważna, ciekawska i sprytna. Zazwyczaj potrafi wybrnąć z każdej sytuacji.
Sprawność: Wysportowana, silne stawy skokowe. Dobrze pływa i szybko biega. Potrafi biegać bardzo szybko i bezszelestnie.
AparycjaBlady odcień szarości sierści, mieszany z białym. Duże, podkrążone oczy. Sylwetka bardzo szczupła (nie przez wygłodzenie, tylko genetykę). Źrenice są prawie niewidoczne z daleka, to tylko wąskie podłużne ''kreski''. Jest też trochę niższa od przeciętnego wilka i lżejsza. Czasami biorą ją za lisa.
Znaki szczególne: Lewy górny kieł ma o połowę krótszy od prawego.
Lubi: Chłodne miejsca, kwiaty, śpiewać, spacerować samotnie w nocy, obserwować gwiazdy (<- najbardziej. A tak to lubi praktycznie wszystko i wszystkich)
Nie lubi: Walczyć, choć jest w tym naprawdę dobra.
Inne: Jest optymistką, może się wydawać, że kocha wszystko i wszystkich, nawet jeśli została skrzywdzona.
Pochodzenie: Azja, Japonia, Tokyo
Historia: Przyszła na świat w piwnicy pod jakimś domem, w wschodniej dzielnicy Tokyo, w Japonii. Nadano jej imię Imao. Imao Shouya. Jak wilk znalazł się w mieście? Matka wadery została schwytana, by zamieszkać w zoo, jednak udało jej się uciec. Schowała się po jednym z opuszczonych domów i tam będąc wcześniej w ciąży urodziła 3 szczenięta. Dwa z nich, razem z matką przewieziono do zoo, kiedy już się znalazły, a jedno wywieziono do lasu, daleko od Tokyo, była to Imao. Dorastała sama do 15 księżyców, potem dołączył do niej pewien przyjaciel, a później przyjaciół przybywało coraz więcej. Jednak nie mogła się cieszyć nimi długo. Przy polowaniach sami zostali ofiarami. Najpierw napadły na nich inne wilki, a potem ludzie. Imao patrzyła jak jej towarzysze są mordowani, tylko jej udało się uciec. W wieku 20 księżyców żyła pozbawiona jakichkolwiek bliskich i przyjaciół. Była samotniczką, przez długi czas unikała jakichkolwiek kontaktów z innymi wilkami, jednak cały czas kochała życie i przyrodę. Mówiła do kwiatów, do ptaków, do drzew. Nie przeszkadzała jej samotność, jednak do czasu. Wreszcie postanowiła znaleźć sobie towarzystwo, dołączając do watahy.

***

zdolności magiczne
Żywioł: Woda, Lód
Żywioł dodatkowy: -
Moce główne: Oddychanie pod wodą, sprawianie, że zaczyna padać deszcz, atakowanie silnym strumieniem wody, tworzenie lodowego muru, zamrażanie (wszystkiego), sprawianie, że zaczyna padać śnieg.
Moce specjalne:
  • Aerokineza - nazwa określająca psychokinetyczną kontrolę nad powietrzem na poziomie cząsteczkowym za pomocą manipulacji energią.
  • Geokineza (tylko po części) - powodowanie trzęsień ziemi
  • Hydrokineza - określenie oznaczające umiejętność tworzenia lub zwiększania ilości wody w stanie ciekłym używając psychokinezy do powielenia cząsteczek w niej zawartych. Polega także na umiejętność manipulacji wodą
Moc dodatkowa: -

***

relacje z innymi
Partner: Brak
Rodzice: Ojca nigdy nie znała, a matkę ostatni raz widziała w Tokyo, prawdopodobnie już nie żyje.
Rodzina: Brak
Potomstwo: Brak
Najlepszy przyjaciel: Brak
Przyjaciele: Brak
Wrogowie: Brak
Mistrz: Brak
Uczeń: | Dawny: Brak | Obecny: Brak |
Podopieczny: Brak

***

statystyki
Miejsce zamieszkania: Las Lodowych Igieł. Do jaskini wchodzi się przez ciasną szczelinę w skalnej ścianie. Jaskinia nie jest duża, ale za to przytulna. 
Data dołączenia: 30 czerwiec 2017
Urodziny: 32 dzień zimy
Kamienie Mocy: 50.000
LVL: 2 [do lvl up zostało: 100]
EXP: | Ogólnie: 200 | Wykorzystano: 150 | Zostało: 50 |
Umiejętności: | Walka: 10 | Polowanie: 105 | Magia: 20 | Umysł: 15 |
Ekwipunek: Brak
Osiągnięcia: Brak
Stan: Bardzo dobry [100 HP]
Choroby/uczulenia: Brak.
Zbroja: Brak
Broń: Brak
Towarzysz: Brak
Kontakt: | Howrse: ImaoShouya | email: silentsoulX@wp.pl |

Od Eliasa - Chwila wytchnienia (Quest #1)

Obudziłem się wczesnym wieczorem, wtedy, kiedy słońce chowało się za horyzont, rzucając leniwe promienie na jezioro. Pod ich wpływem woda mieniła się niczym kawałki kryształków. To był piękny widok. Ziewnąłem, wyczłapałem ze swojej jaskini. 
Poczułem pozytywny zryw energii. Nareszcie dzisiaj mogłem odpocząć, wybawić się za wsze czasy, a przynajmniej taki miałem plan. Chciałem także zapewnić innym dobrą rozrywkę, a szczególnie tym, których miałem lepiej poznać. Jak się okazało Ivy i Brooke, nie mogły przyjść. Pierwsza z nich wyjaśniła mi, że musi zająć się swoimi sprawami, a za to moja córka stwierdziła, że woli spędzić nieco czasu w samotności. W zamian za to zaprosiłem Pattona wraz z Makką, których zasugerowała mi Avalanche. Powiedziała mi jakiś czas temu, że lubi tę dwójkę, a szczególnie samca Betę. Nie powiem, zdarzyło mi się zamienić parę słów z wilkiem, ale nigdy nie była to dłuższa rozmowa. Zresztą podobnie jak z jego partnerką. 
Postanowiłem najpierw coś upolować. Uparłem się na króliki, ponieważ Ava uwielbiała ich mięso. Chciałem szczególnie, aby to ona odpoczęła na imprezie i zapomniała o wszelkich troskach związanych z Fortis Corde. Szczęśliwie udało mi się trafić na cztery puszyste kulki. Dwie pierwsze z nich upolowałem bez problemu, lecz następne przyszło mi złapać z wysiłkiem. Szczególnie z czwartym miałem kłopot, bo skubaniec był niezwykle szybki. Niosąc w zębach po dwie pary, sprawnie przetransportowałem je do jaskini, układając na wcześniej przygotowanych liściach. Nie chciałem, żeby mięso się ubrudziło. 
— Ooo, króliki — usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos.
Zobaczyłem za sobą uśmiechniętą Avalanche.
— A owszem — odparłem z zadowoleniem.
— Wiesz co najlepsze — Mrugnęła do mnie, szepcząc konspiracyjnie.
Roześmiałem się, a wadera mi zawtórowała.
— Patton z Makką trafią tutaj? — zapytałem, nie pytając dlaczego przyszła wcześniej, w dodatku sama. 
— Oczywiście. Nie bez powodu są Betami.
Ucieszyłem się, ponieważ mogłem spędzić nieco czasu z Avą sam na sam. Ostatnio oboje nie mieliśmy czasu. Młoda Alfa przeze mnie zaniedbała nieco obowiązki, spędzając ze mną mnóstwo czasu na szczerych rozmowach, zamiast patrolować tereny bądź pomagać wilkom. Doceniałem to. 
— Co planujesz zrobić?
— Myślałem nad ogniskiem, ale nie jestem pewien czy to dobry pomysł — odpowiedziałem, kierując wzrok na niebo — Pogoda jest nieprzewidywalna.
— Zrób ognisko — Przystała na mój pomysł. — Nawet jak lunie deszczem, to będzie zabawnie.
Zgodziłem się z Avalanche, po czym ruszyliśmy we dwójkę do lasu po patyki. 
— Nie mogę się doczekać tej imprezy — Podjęła temat Ava. — Od dawna nie miałam okazji, aby się rozerwać.
Niestety takie byłe realnie. Jako Alfa z pewnością nie miała czasu dla siebie, a nawet śmiem twierdzić, że na własne potrzeby. Nie każdy nadawał się na przywódcę Klanu, ponieważ nieliczni potrafili unieść na barkach tak dużą odpowiedzialność, jaką była władza. Czy może raczej nie każdy potrafił dobrze z niej korzystać. 
— Uwierz mi, że ja również — mruknąłem.
Wilczyca spojrzała na mnie z pełnym zrozumieniem w oczach. 
— Dlatego też Eliasie, rezerwuję sobie Ciebie do tańca. 
— Oczywiście zgadzam się — Uśmiechnąłem się. — Nie śmiałbym odmówić naszej przywódczyni. — Spojrzałem na nią rozbawionym wzrokiem.
Znalezienie odpowiednich patyków zajęło nam trochę czasu, a jeszcze więcej, żeby to wszystko zanieść pod moją jaskinię. Wziąłem większą część, choć Avalanche, jak na wilczycę, uniosła ich sporo. Szliśmy wolno w kierunku mojego domu, aby nie zgubić żadnych, jak to ujęła Ava — "kijów po drodze". Na to stwierdzenie roześmiałem się głośno. Przy wilczycy, zazwyczaj, miałem doskonały nastrój, a szczególnie uwielbiałem w niej jej poczucie humoru, które idealnie mi podeszło. 
Ciemnoszara wilczyca rzuciła patyki na stertę tych, które ja przed chwilą rzuciłem na ziemię obok królików. Zauważyłem jak chwice wilczyca na nie spoglądała. Uśmiechnąłem się w duchu. Czy TY także masz jakieś słabości, powróciłem myślami do naszej rozmowy przed nocowaniem u niej. Oczywiście miałem jeszcze kilka ulubionych wspomnień z nią związanych, aczkolwiek to było wyjątkowe. Nie... Wszystkie wspomnienia związane z młodą Alfą były wyjątkowe, wszystkie co do joty.
— Makka i Patton idą — oznajmiła Avalanche, patrząc przed siebie.
Zwróciłem wzrok w tym samym kierunku, dostrzegając zarysy sylwetek znanych mi wilków. 
Kiedy para stanęła przede mną, znowu poczułem tą bijącą od nich niezwykłość. Oboje byli doświadczeni i widać, że bardzo się kochali. Trzeba było być ślepym, żeby nie zauważyć, że przeżyli ze sobą mnóstwo lat. Szczerze powiedziawszy tego zazdrościłem Patton'owi. Niestety ja, nie mogłem poszczyć się specjalnie dłuższym stażem w żadnych związku.
— Witajcie — powiedziała przyjaźnie Makka, uśmiechając się lekko.
Wkrótce rozpaliliśmy ognisko i rzuciliśmy na ruszt wszystkie upolowane przeze mnie króliki. Jak się okazało nie tylko Avalanche uwielbiała ich mięso, ale para Beta także. Usiedliśmy wokół ogniska, wygrzewając się przy przyjemnych płomieniach, kiedy zapadł już zmrok. Rozmowa szła dosyć przyjemnie i gładko. O ile od razu polubiłem Makkę, to do Patton'a z początku trudno było mi się przekonać. Jednak po niedługim czasie i przełamaniu lodów, stwierdziłem, że był całkiem w porządku. 
W czasie posiłku, prowadziliśmy ciekawą rozmowę, która dotyczyła różnych tematów.
— Tak w ogóle to gratuluję Wam narodzin córki — powiedziałem.
— Dziękujemy — odparł Patton, uśmiechając się w podzięce. 
— Verdana jest no cóż... niezwykła — dodała swoje Makka, patrząc na partnera i znajdując w jego oczach potwierdzenie. Makka wtuliła się w ciemnego basiora. — Bardzo ją kochamy. 
Uśmiechnąłem się, bo dokładnie wiedziałem o co jej chodziło.
— Słyszałem, że ty za to poznałeś niedawno swoją córkę. Brooke, o ile się nie mylę. 
— Tak — odparłem chętnie. — Mogę powiedzieć, że także uważam, iż jest niezwykła.
Wszyscy troje zaśmialiśmy się. 
Spojrzałem na Avalanche, która uśmiechała się pod nosem. Zaciekawiło mnie to, ale nie odezwałem się, żeby nie zwrócić na siebie jej uwagi. Chciałem popatrzeć na nią dłużej, a szczególnie na jej przepiękny uśmiech. Po chwili zorientowała się, że się jej przygladam. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć.
Nie zrobiła tego. Powstrzymał ją przed tym deszcz, który zwrócił uwagę nas wszystkich. Ze śmiechem wbiegliśmy do jaskini. Posiedzieliśmy w niej jeszcze trochę, dopóki Makka z Patton'em nie postanowili już iść, twierdząc, że muszą odebrać Verdanę spod opieki Talestii. Makka posłała mi tajemniczy uśmiech, spoglądając to na mnie, to na Avę.
— Było całkiem przyjemnie — stwierdziła młoda Alfa.
— Też tak sądzę.
— Jednak jeszcze nie tańczyliśmy — Posłała mi znaczące spojrzenie oraz szeroki uśmiech.
Ponagliłem ją łapą.
— Chodź tu.
Bez wahania podeszła do mnie, podając mi obie łapy. Stanęliśmy na tylnych, robiąc sobie wzajemnie za podporę. Prowadząc, zacząłem tańczyć. Avalanche bez trudu wyczuła moje tempo i po chwili oboje ruszaliśmy się w tym rytmie granej przez naturę muzyki. Wpatrzony w oczy wilczycy, dałem się ponieść, zapominając o wszelkich problemach.

QUEST ZALICZONY!

Od Alexis - Stary znajomy

Ostatnie tragedie mocno mną wstrząsnęły, nie wiedziałam za bardzo co mam robić. Nie umiałam pomóc ani Celty, ani Castiel'owi, ani sobie. Śmierć szczeniąt zabolała nie tylko rodziców, cały Klan pogrążył się w żałobie. Czułam się potwornie, miałam wrażenie, że to moja wina. Nie umiałam przez to spać, a budziłam się z koszmarami, które wyglądały mniej więcej tak samo: płaczący syn i synowa, szczeniaki leżące w kałuży krwi. Kiedy się budziłam, przez chwilę dopadała mnie myśl, że powinnam być spokojna, bo to tylko sen. Jednak chwilę później dochodziła do mnie ta okrutna prawda: to nie był sen, tylko rzeczywistość. To naprawdę się stało. Jason w żaden sposób nie umiał mi pomóc, chociaż starał się jak tylko mógł. Dobrze mnie znał i próbował zrobić wszystko, abym tylko była szczęśliwa, jednak nic nie pomagało. Wszyscy przeżywali tą tragedię na własny sposób, a ja po prostu przestałam na chwilę być sobą. Zawsze uśmiechnięta i pogodna wadera stała się chamska i rozemocjonowana. Trudno było sobie ze mną poradzić i współczuję mojemu partnerowi. Męczyłam się już. Wiedziałam, że długo nie pożyję. Pewnego dnia postanowiłam wyjść na uspokajający spacer... nie wiedząc, że to już mój ostatni. 
Przemierzałam tereny mojego Klanu licząc po cichu, że nikogo nie spotkam, bo nie chciałam rozmawiać. Nie wiedziałam też dokąd prowadzą mnie łapy, wszystko było mi obojętne. Liczyło się jednak, aby być jak najdalej od innych. Niestety, na mojej drodze pojawił się wilk. Wilk, którego znałam bardzo dobrze ze starej watahy.
 - Witaj Alexis - Rzucił z uśmieszkiem, który nie wróżył niczego dobrego.
 - Silent Fear... - Wysyczałam. - Największe ścierwo na tej planecie.
 - Nie musisz mi schlebiać, złociutka - Zaśmiał się.
Wiedziałam, że jeśli mnie zaatakuje, to już nic mnie nie ocali. Powoli żegnałam się z życiem, jednak ciekawiło mnie, po co tutaj przybył. Może to właśnie on był wilkiem, który przyczynił się do śmierci dzieci Castiel'a?

< Silent Fear? >

Lonely Rain odchodzi!

Imię: Lonely Rain
Klan: Luminosum Iter
Stanowisko: Goniąca
Partner/ka: Nie miała
Kontakt: | Howrse: wilczyca22 | deviantArt: SpiritOfThePast | email: szinus2006@gmail.com |
Powód odejścia: Brak aktywności/zaginięcie
PEŁNY PROFIL

Długo nie widzieliśmy Lonely Rain. Jej nieobecność trwa naprawdę długo, a poszukiwania nic nie dają. Tak więc uznajemy ją za zaginioną, jednak liczymy, że kiedyś uda jej się odnaleźć drogę z powrotem do wilków, które zawsze będą o niej pamiętały.

Od Brooke - C.D. Inez "Ofiara"


Dobiegł mnie świeży powiew wiatru, powietrze zawsze pachniało w ten charakterystyczny sposób przed zbliżającą się burzą. Wolno otworzyłam oczy. Łeb miałam zwrócony ku wyjściu jaskini. Mój oddech był leniwy i niezwykle spokojny, co z początku mnie przeraziło. Szybko uniosłam łeb przez co zakręciło mi się w głowie. 
Uspokoiłam się, kiedy zrozumiałem, że wciąż żyje, a nie umieram, jak sądziłam na początku. Zacisnęłam mocno zęby, przez moją głowę przeszedł nieprzyjemny ból. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tak jak trafnie na początku stwierdziłam, znajdowałam się w jaskini. Wydrążona w skale, dosyć duża, prezentowała się całkiem dobrze. 
Mogła to być jaskinia Inez... 
Ta myśl przeraziła mnie. Szybko wyrzuciłam ten pomysł z głowy. Zapach wilczycy był zbyt delikatny. W tym miejscu musiała przebywać nawet krócej ode mnie. Zaraz uderzyła we mnie metaliczna woń krwi. Skierowałam swoje spojrzenie na brzuch. Cała jego lewa strona była pokryta różnymi liśćmi. Sądząc po zapachu, były to przeróżne zioła. Nie do końca świadoma skąd się to wzięło, przypomniałam sobie starcie z niedźwiedziem. Skrzywiłam się mimowolnie, ból, który wtedy poczułam był okropny. W dodatku musiałam złamać sobie parę kości.
— Widzę, że już wstałaś. — Dobiegł mnie głos wadery.
Inez stała u wyjścia jaskini, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. W łapach trzymała jakąś roślinność, najpewniej leczniczą. 
Niepewnie skierowała się w moim kierunku, po czym odłożyła zioła na glebę, zatrzymując się nieopodal mojej rany. 
— Muszę teraz wymienić Ci opatrunki — wyjaśniła. — Będzie boleć, ale nie ruszaj się — dodała, patrząc na mnie ostrzegawczo.
Skinęłam lekko głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć. 
Wilczyca delikatnie oderwała prowizoryczny opatrunek składający się z liści. Zabolało mnie to, bo roślinność przykleiła się do świeżej rany. Syknęłam cicho, gdy oderwała ostatni liść. Podotykała ranę w różnych miejscach, z uwagą patrząc na jej stan. 
— I jak? — zapytałam odruchowo.
— Za dobrze to nie wygląda, ale przynajmniej dobrze się goi — odparła.
Wystraszyłam się.
— Ale żadne zakażenie się nie wdało?
— Nie — odpowiedziała z rozbawieniem, widząc moją przerażoną twarz. — Po prostu długo będziesz musiała odpoczywać i czekać, aż rana się zasklepi.
— Aha — mruknęłam, czując ulgę.
Inez wróciła do dalszej pracy.

< Inezka? >

Od Clive'a - C.D. Sairy "Śnieżka"


Wymieniliśmy z Sairą szybkie, porozumiewawcze spojrzenia.
— Idziemy z Tobą — powiedziała hardo młoda wilczyca.
Sealiah uśmiechnęła się lekko, kiwając głową. Nie tracąc dłużej czasu, ruszyliśmy w stronę Samotnej Iglicy. Czy naprawdę zbliżała się wojna? Chciałem to wiedzieć, musiałem jak najszybciej wznowić treningi.
Droga do jaskini młodych Alf zajęła nam nieco czasu, choć biegliśmy wolnym truchtem. 
— Estranged? Echo? Jest ktoś tam? — zawołała ciotka Sairy, spoglądając w głąb jaskini.
Naprzeciw wyszła nam druga z sióstr, a u jej boku stał ciemny basior. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na mnie. Nowy nabytek, chyba nosił na imię Zero. Wreszcie spuścił ze mnie spojrzenie, na co mnie trochę ulżyło.
— Witajcie wszyscy — przywitała się z nami. — Wchodźcie.
Z początku nieprzyjemna ciemność przemieniła się w różnokolorowe światła, które wytwarzały kryształy. Efekt jaki tworzyły był niesamowity. Przystanąłem na chwilę. 
— Wow — Usłyszałem cicho za sobą, więc odwróciłem łeb.
Saira również patrzyła na to wszystko z podziwem, a także radością w oczach. Widząc to, uśmiechnąłem się lekko. Uwielbiałem widzieć radość w jej oczach. 
Kiedy przeszliśmy jeszcze trochę, zauważyłem, że nie byliśmy jedynymi gośćmi. W jaskini Alf zebrał się praktycznie cały Klan Luminosum Iter. Przebiegłem spojrzeniem po wilkach. Moją uwagę zwrócił Samsawell, a później Estranged. Na niej dłużej zatrzymałem wzrok. Jak to zwykle mieliśmy w zwyczaju, wymieniliśmy się uśmiechami.
Zająłem miejsce obok Sairy. Zauważyłem, że spoglądała tęsknie w stronę ojca. Spostrzegawszy to, popchnąłem ją lekko łapą. Posłała mi zaskoczone spojrzenie, dlatego skinąłem łbem w stronę Well'a. Wilczyca pokręciła lekko głową i uśmiechnęła się smutno. Zrozumiałem przekaz, Samsawell potrzebował jeszcze chwili dla siebie.
Kiedy wszyscy już usiedli w okręgu, moje spojrzenie ponownie wylądowało na Estranged. Różowa wadera zarumieniła się lekko, gdy złapała ze mną kontakt wzrokowy. Pohamowałem w sobie chęć uśmiechnięcia się.
— Clive... — szepnęła cicho Saira, szturchając mnie w bok.
Zwróciłem na nią swoje spojrzenie, pochylając się lekko, aby lepiej móc usłyszeć to, co ma mi do powiedzenia.
— Tak? — odszepnąłem.
Kiedy spojrzałem głęboko w jej lodowe tęczówki, uderzyło we mnie dziwne uczucie.
Otworzyła usta, ale niestety w tym samym momencie zaczęła się przemowa. 
— Powiesz mi później — mruknąłem, uśmiechając się przepraszająco i na powrót zwracając uwagę na młode Alfy.

< Estranged? >

WALKA #2

Oto druga, teraz już prawidłowa walka w WKW. Wszyscy chętni zgłosili swoje wilki, KJK wylosowała pary pod względem rangi, a Zecor dokonał porównania. Kolorowe liczby oznaczają bonusy. Więcej w Rywalizacja > Walki.

Estranged vs Althena
Woda > Ogień
350 < 5600
175 < 907
14 < 21
8 < 72
Wygrywa Athena.

Echo vs Savior
Powietrze > Ziemia
20 < 350
120 < 350
9 > 7
10 > 5
Wygrywa Echo.

Fallen vs Avalanche
Powietrze < Ogień
350 = 350
175 = 175
7 = 7
14 < 24
Wygrywa Avalanche.

Alexis vs Makka
Powietrze > Ziemia
2350 < 4500
1170 < 2250
21 < 30
16 < 41
Wygrywa Makka.

Jason - Patton
Ogień = Ogień
1220 < 5000
655 < 2500
50 > 31
52 < 360
Wygrywa Patton.

Castiel vs Ivy
Ogień < Woda
710 < 6240
370 < 1010
11 < 22
50 > 36
Wygrywa Ivy.

Clive - Mortimer
Woda > Ogień
250 < 530
35 < 420
4 < 20 (10x2 Bonus Rubinowy)
26 > 16
Wygrywa Mortimer.


Lost In Dreams - Arcun
Ogień = Ogień
2020 > 40
1065 > 115
40 > 7
39 < 56
Wygrywa Lost In Dreams.

Zero - Inez
Ogień > Powietrze
300 > 10
150 > 115
6 > 2
14 < 17
Wygrywa Zero.

Fortis Corde - | Wygrane: 4 | Przegrane: 1 | Punkty: 3 |
Viridi Agmen - | Wygrane: 0 | Przegrane: 5 | Punkty: -5 |
Luminosum Iter - | Wygrane: 3 | Przegrane: 2 | Punkty : 1 |
Cecidisti Stellae - | Wygrane: 2 | Przegrane: 1 | Punkty: 1 |

Nagrody [każdy wilk z klanu dostaje daną nagrodę]:

Pierwsze miejsce [100.000 KM] - Fortis Corde
Drugie miejsce [50.000 KM] - Luminosum Iter/Cecidisti Stellae
Trzecie miejsce [20.000 KM] - Viridi Agmen


Dodatkowo każdy wygrany dostaje 10.000 KM.

Arcun x Ilia

Arcun i Ilia zostają parą!
Klan: Fortis Corde / Viridi Agmen
Ranga: ★
Jaskinia: Na chwilę obecną mieszkają w różnych jaskiniach, wszystko zależy od tego, kto do kogo się wprowadzi.
Status: Ponieważ związek Ilii i Arcun'a jest nielegalny, muszą go ukrywać, jednak planują przejść się do którejś z Alf i któreś z nich zmieni Klan - wiadomo, nie obejdzie się bez konsekwencji, jednak wówczas będą mogli wieść szczęśliwe, wspólne życie.
Ilość wspólnych opowiadań: na dzień dzisiejszy 33

V e r d a n a

''Noce zostały stworzone głównie po to, by mówić rzeczy, których nie możesz wypowiedzieć następnego dnia.''
podstawowe informacje
Imię: Verdana
Pseudonim: Ver
Klan: Fortis Corde
Przydomek: FireBlood
Płeć: Samica
Wiek: 12 księżyców
Ranga: ★★★
Stanowisko: Szczeniak, Dziedzic Zastępców
Typ: Wilk Nowiu
Rasa: Wilk Snów (50%) | Wilk Eteru (50%)
GłosX [Maria Brink z In This Moment]

***

opis wilka
Charakter: Verdana odziedziczyła wiele cech charakteru po rodzicach, a że jest mieszanką Ognia i Wody, to wiadomo mniej więcej, czego się spodziewać. Jest bardzo śmiałą osobą, była nią od najmłodszych chwil swojego życia. Chętnie zagaduje inne wilki jako pierwsza i ogólnie lubi się wypowiadać, nie ma z tym żadnych problemów. Tak samo z publicznymi przemówieniami, rozmowami w większym gronie, czy dość intymnymi wyznaniami, które kierowane są do jednej, konkretnej osoby. Jest też otwarta, odpowiada wyczerpująco na pytania, o ile nie ujawniają one jakichś jej sekretów. Chętnie poznaje nowe wilki i naprawdę lubi to robić, uważa, że każdy zasługuje na przyjaźń i najchętniej tą szczególną wartością obdarowałaby wszystkich, jednego po drugim. Wobec wilków, które już zaskarbiły sobie jej przyjaźń jest wierna i lojalna, coś takiego jak zdrada nawet nie przechodzi jej przez usta. Stara się być pomocna wszystkim, swoim przyjaciołom i wilkom jej obcym, jednak wie, gdzie leży granica i nie pozwoli sobie wchodzić na głowę. Uważa, że wszystko jest dobre, jednak należy zachować umiar. Verdana w stosunku do każdego jest też bardzo szczera i zachowuje pełną honorowość, raz złożona przysięga nie może być złamana, a kłamstwo to rzecz zła.
Ojciec Verdany to indywidualista i tę cechę odziedziczyła po nim. Może wydawać się to dziwne - z jednej strony taka otwarta, a z drugiej nagle indywidualistka, jednak tak właśnie jest i nie bardzo można to wyjaśnić. Czasem Ver ma po prostu momenty, kiedy musi być sama, bo będzie miała chwilowo dość swojego towarzystwa. Zaszyje się wówczas w jaskini lub ulubionym miejscu i wróci dopiero za kilka dni, cały czas będzie pochłonięta rozwijaniem swoich pasji, co jest według niej bardzo ważnym aspektem w życiu. Jest to istota bardzo uparta, również jeśli chodzi o rozwijanie swoich zainteresowań: nawet kiedy coś jej nie wychodzi i gołym okiem widać, że nie do tego została stworzona, będzie starała się jednak opanować tą rzecz. Nigdy się nie zniechęca.
Jest to wadera ufna, jednak również wie, gdzie leży granica tej ufności. Jej największe sekrety i przemyślenia będzie mógł poznać jedynie jej przyszły partner, jeżeli taki się pojawi. Nie lubi się dzielić tym, co siedzi w niej z przyjaciółmi. To mogłoby ich do niej bardzo zniechęcić, a zależy jej na dobrych relacjach z innymi wilkami.
Na co dzień jest wilczycą wesołą i energiczną, rzadko miewa złe chwile - i to nie tylko dlatego, że nie musi się niczym martwić, bo miała doskonały start jako Dziedzic Zastępców w jednym z Królewskich Klanów. Po prostu stara się myśleć pozytywnie bądź realistycznie. Interesuje ją sztuka, stara się być więc jak najbardziej kreatywna i twórcza w swoich artystycznych działaniach. Jest również odkrywcza, lubi poznawać nowe miejsca i wilki, a także dowiadywać się nowych faktów na swój temat. Jest odważna, więc nie boi się nowych wyzwań i samotnych wędrówek w podejrzane miejsca. Jest inteligentna i błyskotliwa, ma dużo ciekawych pomysłów, jednak w jej głowie panuje chaos, który trudno uporządkować i doskonale o tym wie. Być może kiedyś poskromi wszystkie dziwne myśli w swojej głowie, albo zaprzyjaźni się z nimi i wykorzysta w jakiś produktywny sposób.
Sprawność: Ver to wadera o dużej sprawności fizycznej, z takim ojcem jak Patton można było się tego spodziewać. Wilczycę charakteryzuje dość specyficzna budowa ciała, która jednak nie przeszkadza jej w żadnej czynności, którą wykonuje, a jest ich wiele. Młoda Beta aspiruje na obrońcę, tak więc jej umiejętność walki musi być należycie wyćwiczona. Zdolności są widoczne już teraz, preferuje ona styl mieszany, uniwersalny. Chce opanować jak najwięcej stylów, aby być nie tylko profesjonalistką, ale przede wszystkim, by móc naprawdę dobrze spełniać swój przyszły obowiązek. Inne umiejętności Verdany również są bardzo dobrze rozwinięte. Szybkość odziedziczyła po swoim ojcu, jednak nie potrafi biegać tak szybko. Mimo to radzi sobie dość dobrze i wolno się męczy, a długie pazury pozwalają na dużą zwrotność. Wadera uwielbia pływać i robi to tak często, jak tylko możliwe. Jeśli chodzi o zwinność, jest powyżej przeciętnej, jednak nie potrafi robić nie wiadomo jakich wygibasów. Dobrze radzi sobie ze skakaniem i wspinaczką górską. Nie potrafi latać i czasem nie potrafi wymyślić sobie dobrej strategii walki, bo ma w głowie chaos. Wilczyca wciąż się kształtuje, więc być może uda jej się przezwyciężyć tą trudność.
Aparycja: Verdana to wilczyca, która jak na swój bardzo rzadki typ nie wyróżnia się z tłumu budową, czy znakami. To przeciętnego wzrostu i przeciętnej wagi zwykła wilczyca. Na przednich łapach posiada wyjątkowo długie futro, tak samo na karku. Jej sierść ma kolor fioletowy, jednak posiada też wiele żółtych elementów, na przykład oczy. Pozostałe to dwa paski na łapie, kropki pod oczami, brwi i końcówka ogona. Poduszki jej łap oraz nos mają kolor czarny.
Znaki szczególne: Ver odznacza wyjątkowo ładny, biały uśmiech, a także żółte znaczenia. Dłuższe włosy na łapach i ogólnie jej budowa również są dość nietypowe, podobnie jak kipiąca od niej dziwna aura, która jest spowodowana jej typem.
Lubi: Sztukę; kontakty z nowymi osobami; przebywanie na łonie natury; wodę; sporty; walkę; zawierać przyjaźnie; dobrze się bawić; ładną pogodę; muzykę; uśmiech na twarzach wilków, na których jej zależy.
Nie lubi: Nudy i zbytniego smutku; braku dystansu; stonowania; rutyny; bardzo częstych bólów głowy; drugiej formy swojego ojca; nadmiernego upału.
Inne: -
Pochodzenie: Azja, Japonia
Historia: Urodzona w Klanie Fortis Corde.

***

zdolności magiczne
Żywioł: Nieodkryty
Żywioł dodatkowy: -
Moce główne: Nieodkryte.
Moce specjalne:
  • Nieodkryta.
  • Nieodkryta.
  • Nieodkryta.
Moc dodatkowa: -

***

relacje z innymi
Partner: -
Rodzice: Patton x Makka
Rodzina: Poza rodzicami nie ma nikogo.
Potomstwo: -
Najlepszy przyjaciel: Czeka na kogoś, komu będzie mogła na tyle zaufać.
Przyjaciele: Kanashimi
Wrogowie: Chyba nikt.
Mistrz: Jej mistrzynią jest wadera imieniem Ivy
Uczeń: | Dawny: - | Obecny: - |

***

statystyki
Miejsce zamieszkania: Mgliste Góry - zamieszkuje wraz z Makką i Patton'em największą w tamtym miejscu jaskinię, wydrążoną wewnątrz jednej z gór. Jest to wielka, wielopokojowa jaskinia, w której znajdują się liczne różowe kryształy.
Data dołączenia: 30 czerwiec 2017
Urodziny: 9 dzień lata
Kamienie Mocy: 400.000
LVL: 11 [do lvl up zostało: 150]
EXP: | Ogólnie: 1450 | Wykorzystano: 1450 | Zostało: 0 |
Umiejętności: | Walka: 400 | Polowanie: 350 | Magia: 350 | Umysł: 350 |
Ekwipunek: Brak
Osiągnięcia: Brak
Stan: Bardzo dobry [100 HP]
Choroby/uczulenia: Aktualnie brak.
Zbroja: Brak
Broń: Brak
Towarzysz: Brak
Kontakt: | Howrse: KJK | email: KJKwilk@gmail.com |

Od Avalanche - C.D. Eliasa "Wodospad życia"


Wkraczanie na tereny innych Klanów nie było najlepszym pomysłem, jeśli mówimy o wilkach zwykłych, z najniższą rangą. Przywódca mógł spokojnie przekraczać granicę i nikt nie miał prawa mu przeszkodzić, chyba że Fallen'owi, ale cóż - taką wyrobił sobie renomę wśród własnego rodzeństwa i innych Klanów. Ja natomiast bez najmniejszych konsekwencji mogłam przejść do Klanu swoich sióstr, by zanurzyć się w wodach Jeziora Nowiu, co też uczyniłam. Woda była bardzo zimna, jednak ja posiadałam dość ogniste wnętrze, więc mogłam się bez problemu ocieplać z wewnątrz, a ochładzać z zewnątrz.
Myślałam o wszystkim, co się ostatnio dzieje. Moje życie poszło do przodu pod każdym względem. Czułam się dobrze, jednak miałam teraz pewne obawy. To żadna przyjemność, kiedy przeszkodzisz w chwili wytchnienia swojej przyjaciółce i przyjacielowi... o ile mogłam ich jeszcze tak nazywać. Ne wiedziałam, czy Ivy się na mnie obraziła, lecz Elias na pewno. W rozmowie z nim kierowało mnie głupie uczucie, do którego wolałam się nie przyznawać. Teraz już jednak wiedziałam co czuję wobec tego wilka. Z jednej strony mnie to cieszyło, jednak z drugiej przygnębiało.
Pojawił się na horyzoncie tak znikąd. Szedł w tą stronę. Sądziłam, że pewnie mam jakieś omamy, bo przecież nie mógł mnie tutaj znaleźć i przekroczyć granicy. Jednak to był on. Parędziesiąt metrów od siebie widziałam nikogo innego, jak Eliasa, idącego jawnie w moim kierunku. Kiedy już dotarł do brzegu Jeziora Nowiu, wyszłam z wody i otrzepałam się.
 - Jak mnie znalazłeś? - Zapytałam onojętnym tonem. Nie chciałam mu robić scen, ale nie miałam zamiaru być dla niego pobłażliwa.
 - Dzięki mocom - Odpowiedział, jego ton trudno było wyczuć, ale był podobny do mojego. - Przyszedłem tutaj, żeby cię przeprosić. Zachowałem się wobec ciebie źle.
 - A co ja mam powiedzieć? - Mruknęłam. - Nawet nie chciałam robić tego, co zrobiłam.
 - Nic takiego nie zrobiłaś - Zaśmiał się smutno.
W mojej głowie figlowały bardzo różne myśli. Wiadomo, że chciałam mu wybaczyć, ale nie chciałam wybaczyć sobie. Spowodowałam bardzo niemiłą sytuację i nawet teraz atmosfera była lekko napięta, ale było to spowodowane raczej naszym skrępowaniem, a nie złymi relacjami czy samopoczuciem. Wiedziałam tylko, że nie chcę go stracić za żadne skarby, a już prawie do tego doprowadziłam. Nie chciałam, aby sytuacja się powtórzyła, jednak nie wiedziałam, co mam w tym momencie robić. To było dla mnie nowe, kontakt z basiorem, który nie jest ze mną w żaden sposób spokrewniony. No i to silne rozdarcie emocjonalne, myśli... Nigdy tego nie czułam.
 - Przyjmujesz moje przeprosiny? - Zapytał po chwili.
 - To ja powinnam przeprosić ciebie - Nie ustępowałam.
Samotna łezka poleciała mi po policzku. Było mi wstyd, ale nie tylko za to, co zrobiłam Eliasowi. W tamtej chwili wróciło każde wspomnienie, które stawiało mnie w złym świetle. Każda rzecz, która była dla mnie przeszkodą. Wszystkie moje porażki wróciły.
Chcąc ukryć łzy, przytuliłam się do basiora.

< Elias? >

Od Inez - C.D. Gisei "Ktoś nowy"


Pytanie wadery wcale mnie nie zdziwiło, wręcz przeciwnie. Spodziewałam się, że prędzej czy później je zada. W końcu na jej miejscu też byłabym zainteresowana takimi nietypowymi zachowaniami ze strony mojego towarzysza. Przecież nie często spotyka się wilki, które nie gustują w mięsie. Dla mnie jednak było to normalne, więc nie miałam z tym większego problemu. Nie wiedziałam tylko, jak mogę ubrać wypowiedź w słowa, żeby nadać jej jakikolwiek sens. Po chwili zastanowienia postanowiłam jednak zwyczajnie powiedzieć, co chciałam by usłyszała.
- Dobre pytanie. Ale skoro chcesz już wiedzieć, żywię się owocami.
- Owocami? To tak się da?- Wadera parsknęła śmiechem, na co jej zawtórowałam.
- Owszem. Wiem, że może ci się to wydawać bardzo dziwne. Jednak to wcale nie jest takie złe. Przykładowo jagody są bardzo smaczne - Uśmiechnęłam się. Czułam, naprawdę czułam, że nasza znajomość może przesunąć się jeszcze dalej. Jak na razie odczuwałam spory postęp i że strony mojej, i Gisei. Coraz więcej słów potrafiłyśmy wymienić oraz nie przychodziło nam to z taką trudnością jak na początku. Pod tym względem szłyśmy w dobrym kierunku.
- A właściwie, jeśli mogę zapytać, skąd wziął się u ciebie taki sposób przetrwania? 
-W przeszłości przeszłam wiele.. Tak naprawdę nawet nie miał mnie kto nauczyć polować, a jak wiadomo, w życiu trzeba sobie jakoś radzić. A drugim powodem jest strach na widok krwi. Przestaję racjonalnie myśleć, czasami nawet zapominam podstawowych funkcji, jak na przykład oddychania - Powiedziałam cicho. Normalnie nie powiedziałabym tego nikomu, jednak przekonałam się do nowej wadery. Jeśli mam nazwać to po imieniu, darzyłam ją zaufaniem. 
- Współczuję.. - Odpowiedziała wilczyca, wyraźnie zbita z tropu.
- No cóż... - Nie chciałam, aby dalsza rozmowa szła w tym kierunku, dlatego postanowiłam zmienić temat na jakiś ciekawszy, bądź chociaż bardziej radosny.- Myślę, że tyle kwiatków wystarczy.
- Powinno - Wadera uśmiechnęła się niewyraźnie.
- To.. Gdzie znajduje się twoja jaskinia?
- Na Plaży Beztroski - Odpowiedziała 
- To świetnie się składa. Będziemy sąsiadkami! - Zawołałam radośnie, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać. Naprawdę przyjemnie rozmawiało mi się z tą waderą. Byłam wręcz pewna, że możemy się zaprzyjaźnić. Kto wie, może nawet znalazłam moją bratnią duszę.
Już po chwili ruszyłyśmy w stronę wyznaczonego przed Gisei celu. Przeróżne roślinki, których zerwałyśmy od jasnego groma, tylko trochę utrudniały przebycie trasy, która mimo ciszy minęła mam w bardzo przyjemnej atmosferze. Nie minęło wiele czasu, gdy dotarłyśmy na złote piaski Plaży. Przed nami pojawiła się owa jaskinia, o której wspomniała wilczyca. Prezentowała się naprawdę dobrze, nie to co moje schronienie, które można określić co najwyżej mianem ciasnego rowu. Bądź co bądź, teraz pozostało mam tylko udekorować jaskinię.

<Gisei?>

czwartek, 29 czerwca 2017

Od Kristin - Przyjaciele

Zwierzyny w lesie nie brakowało, tylko chęci, by ją upolować były znikome. Przeciągnęłam się, by za chwilę pobiec w głąb cienistego lasu i rzucić się na najbliższą zdobycz. Była nią sarna. Została już wcześniej zraniona, niby nie była w stanie umknąć. Zaciągnęłam ją do jaskini, w której chowaliśmy nasze zapasy - przywitała mnie zimna pustka - i pobiegłam po więcej. Zmarszczyłam brwi, widząc wylegującą się sarnę niedaleko stada. Niestety zwierzę od razu wstało i zaczęło uciekać. 
 - *Przecież nie będę za nią gonić, skoro prędzej czy później przyjdzie tu kolejny posiłek..." - Pomyślałam
Odetchnęłam głęboko, omiatając wzrokiem polanę. Liście nadal mieniły się zielenią, a trawa pozostawała żyzna. Położyłam się na brzuchu i czekałam. Wdychałam wciąż świeże powietrze, czekając na ruch. Zmrużyłam oczy. W końcu po chwili zauważyłam jelenia. Skrzywiłam się. No cóż - z brzuchem przy ziemi powoli i bezszelestnie zbliżałam się do mojej ofiary. Wyprężyłam się i skoczyłam na grzbiet. Wgryzłam się, a zwierzę zawyło z bólu. Jeleń jeszcze przez chwilę próbował mnie zrzucić, kiedy się przewrócił. Dobrałam się do jego szyi i jego jęki ucichły. Dumnie stałam i spoglądałam na martwe oczy zwierzęcia. Jeszcze nigdy polowanie nie sprawiło mi takiej przyjemności. Aczkolwiek zaciągnięcie go do w wysokiej trawy na skraju ciemnego lasu, który prowadzi do mojego domu, nie było już takie przyjemne.
Dawno nie miałam świeżej krwi w pysku, nie chciałam przestać. Bardzo powoli poruszałam się, niosąc w pysku zdobycz, aż natrafiłam na dwa zające. Odłożyłam martwego jelenia i zaczaiłam się. Wiedziałam, że wyczuwają ruch, choć wzrok mają słaby. Zbliżałam się bardzo powoli, prawie wcale. W końcu skoczyłam miażdżąc jednego pod łapami, a drugiego raniąc kłami. Skręciłam pierwszemu kark i rzuciłam się za drugim. Dogoniłam go po paru metrach i wróciłam z obiema zdobyczami do jaskini. Byłam wyczerpana całym uganianiem się za zwierzyną, zwłaszcza, że dawno tego nie robiłam. Skierowałam swe kroki do środka. Odłożyłam zdobycze i popatrzyłam w głąb lasu... Na jego skraju zobaczyłam wilka.
- Nocne polowanie, co? - rzuciłam patrząc w jego stronę...

< Wong Kar Wai? >

Od Inez - C.D. Savior'a "Granica głupoty"


Słowa basiora zupełnie zbiły mnie z tropu. Uratował mnie przed zgonem. Ale.. Zastanawiało mnie jedno. Przecież nie jestem piórkiem, mogłam mu zrobić krzywdę... A on zachowywał się zupełnie tak, jakby nic się nie stało. W ogóle, dlaczego? Dlaczego to zrobił? To pytanie kłębiło się w mojej głowie od momentu, kiedy odpowiedział na moje pytanie. Nie potrafiłam za nic wytłumaczyć sobie tej jednej rzeczy, odpowiedzieć. Każda banalna odpowiedź wydawała się nielogiczna, bezsensowna. Przecież jest alfą, ma swoje obowiązki, zmartwienia. Ja jestem tylko zwykłą, nic nie znaczącą waderą. Kto by się mną przejmował? Przyjaciół jako takich nie mam, jedynie dobrych znajomych.. Moja śmierć nic by nie zmieniła. A mimo to jednak mnie uratował. Już drugi raz. Chociaż.. Może jednak mi się po prostu wydaje. Od ostatnich wydarzeń pewnie poprzekręcało mi się w głowie, przez co teraz nie wiem co mam myśleć. Mam totalny mętlik w głowie. To na pewno z przemęczenia, po prostu mi się wydaje. Savior to dobry alfa, troszczy się o wszystkich jednocześnie, nie mogłam być wyjątkiem. Albo raczej miałam nadzieję, że nim nie jestem. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, dlatego stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli w ogóle nie będę myśleć.
Poczułam się winna, że tak się dla mnie naraził. Może lepiej by było, gdybym umarła zaraz po urodzeniu. Albo w ogóle nie powinnam się urodzić. Nie dość, że jestem ofiarą losu, to jeszcze sprowadzam nieszczęście na innych. Nie wiedząc jak mogę zareagować podkuliłam uszy i spuściłam łeb, wwiercając swój wzrok w ziemię.
- Przepraszam... - Wyszeptałam niemal bezdźwięcznie, z braku sił. Nie miałam pojęcia, co innego powiedzieć. To były jedyne słowa, jakie przychodziły mi na myśl. - Przepraszam, że naraziłam cię na ból.
- Ale nic się nie stało, naprawdę. Ważne, że ty przeżyłaś - Dostrzegłam na pysku wilka delikatny uśmiech.
Te słowa spowodowały, że mój umysł zetknął się z rzeczywistością, niczym lodowaty prysznic w królestwie piachu i gorącego klimatu. To był prawdziwy szok. Cenił moje życie bardziej, niż swoje własne. Byłam na prawdę pod wrażeniem. Jednak po chwili uświadomiłam sobie, że to przecież nie może być prawda. To tylko mój zmęczony organizm powodował, że miałam jakieś dziwne omamy. Byłam na skraju wyczerpania nerwowego, to się zdarza. Za bardzo sobie kolorowałam rzeczywistość. Przecież to nie miało możliwości zaistnieć.
- Wszystko w porządku? - Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie ton głosu wilka. Powiedziałabym, że był zatroskany, jednak znowu wyszło by na to, że mój stan za bardzo dawał się we znaki. Poprzez tak długie przebywanie na słońcu naraziłam się na udar, co mogło być powodem odbierania rzeczywistości z zupełnie innej, nierealnej perspektywy. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak właśnie było, jednak nie mogłam na to nic poradzić.
- Tak, tak.. Wszystko gra - Odpowiedziałam po chwili, jednak moja odpowiedź chyba nie przekonała alfy. Spojrzał na mnie nie do końca pewny, czy mi wierzyć, czy nie, jednak ostatecznie  moje przekonywania nie podziałały tak, jakbym chciała.
- Poczekaj tutaj, znajdę jakieś rozwiązanie, żeby ci pomóc.
- Poradzę sobie. Nic mi nie jest. Naprawdę - Wyszeptałam. Basior jednak nie posłuchał, a zamiast tego skierował się do swojej kryjówki, prawdopodobnie po coś, co mogło pomóc mi wrócić do zdrowia. Nie chciałam jednak, żeby poświęcał mi tyle czasu. Korzystając z okazji skierowałam się w kierunku swojej jaskini. Przyszło mi to z trudem, ponieważ kruki, które dopadły mnie na granicy, spowodowały dużo obrażeń. Na dodatek leżenie na słońcu w takim stanie przyczyniło się do przypalenia skóry w niektórych miejscach, dlatego też każdy krok, każdy najdrobniejszy ruch, przynosił za sobą ogromny ból. Nie wiem, komu próbowałam to udowodnić, ale chciałam pokazać, że jestem silna i nic nie może mnie złamać. Może chciałam udowodnić to samej sobie. Nie wiem. Ale moim celem było dotarcie do domu. 
Zanim jednak przekroczyłam "granicę" Wszechwiedzącego Lasu, aby wyjść na Plażę Beztroski, skąd mogłam dostrzec zarysy Klifów Nadziei, ból zdążył się nasilić. Nie mogłam stwierdzić, gdzie było jego źródło, ani która część ciała bolała najbardziej.Bolało dosłownie wszystko. Od czubka nosa po koniec ogona. Powietrze wydawało mi się tak suche jak nigdy. W pewnej chwili po prostu nie miałam już sił, by stawiać kolejne kroki. Skóra paliła niemiłosiernie a słońce, choć nadal blokowane przez liście drzew, wydawało się być oślepiające. Ułożyłam się w cieniu jednego z licznych drzew, wręcz zmuszając się do kolejnego oddechu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ktoś za mną szedł.

<Sav?>