Obudziłem się wczesnym wieczorem, wtedy, kiedy słońce chowało się za horyzont, rzucając leniwe promienie na jezioro. Pod ich wpływem woda mieniła się niczym kawałki kryształków. To był piękny widok. Ziewnąłem, wyczłapałem ze swojej jaskini.
Poczułem pozytywny zryw energii. Nareszcie dzisiaj mogłem odpocząć, wybawić się za wsze czasy, a przynajmniej taki miałem plan. Chciałem także zapewnić innym dobrą rozrywkę, a szczególnie tym, których miałem lepiej poznać. Jak się okazało Ivy i Brooke, nie mogły przyjść. Pierwsza z nich wyjaśniła mi, że musi zająć się swoimi sprawami, a za to moja córka stwierdziła, że woli spędzić nieco czasu w samotności. W zamian za to zaprosiłem Pattona wraz z Makką, których zasugerowała mi Avalanche. Powiedziała mi jakiś czas temu, że lubi tę dwójkę, a szczególnie samca Betę. Nie powiem, zdarzyło mi się zamienić parę słów z wilkiem, ale nigdy nie była to dłuższa rozmowa. Zresztą podobnie jak z jego partnerką.
Postanowiłem najpierw coś upolować. Uparłem się na króliki, ponieważ Ava uwielbiała ich mięso. Chciałem szczególnie, aby to ona odpoczęła na imprezie i zapomniała o wszelkich troskach związanych z Fortis Corde. Szczęśliwie udało mi się trafić na cztery puszyste kulki. Dwie pierwsze z nich upolowałem bez problemu, lecz następne przyszło mi złapać z wysiłkiem. Szczególnie z czwartym miałem kłopot, bo skubaniec był niezwykle szybki. Niosąc w zębach po dwie pary, sprawnie przetransportowałem je do jaskini, układając na wcześniej przygotowanych liściach. Nie chciałem, żeby mięso się ubrudziło.
— Ooo, króliki — usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos.
Zobaczyłem za sobą uśmiechniętą Avalanche.
— A owszem — odparłem z zadowoleniem.
— Wiesz co najlepsze — Mrugnęła do mnie, szepcząc konspiracyjnie.
Roześmiałem się, a wadera mi zawtórowała.
— Patton z Makką trafią tutaj? — zapytałem, nie pytając dlaczego przyszła wcześniej, w dodatku sama.
— Oczywiście. Nie bez powodu są Betami.
Ucieszyłem się, ponieważ mogłem spędzić nieco czasu z Avą sam na sam. Ostatnio oboje nie mieliśmy czasu. Młoda Alfa przeze mnie zaniedbała nieco obowiązki, spędzając ze mną mnóstwo czasu na szczerych rozmowach, zamiast patrolować tereny bądź pomagać wilkom. Doceniałem to.
— Co planujesz zrobić?
— Myślałem nad ogniskiem, ale nie jestem pewien czy to dobry pomysł — odpowiedziałem, kierując wzrok na niebo — Pogoda jest nieprzewidywalna.
— Zrób ognisko — Przystała na mój pomysł. — Nawet jak lunie deszczem, to będzie zabawnie.
Zgodziłem się z Avalanche, po czym ruszyliśmy we dwójkę do lasu po patyki.
— Nie mogę się doczekać tej imprezy — Podjęła temat Ava. — Od dawna nie miałam okazji, aby się rozerwać.
Niestety takie byłe realnie. Jako Alfa z pewnością nie miała czasu dla siebie, a nawet śmiem twierdzić, że na własne potrzeby. Nie każdy nadawał się na przywódcę Klanu, ponieważ nieliczni potrafili unieść na barkach tak dużą odpowiedzialność, jaką była władza. Czy może raczej nie każdy potrafił dobrze z niej korzystać.
— Uwierz mi, że ja również — mruknąłem.
Wilczyca spojrzała na mnie z pełnym zrozumieniem w oczach.
— Dlatego też Eliasie, rezerwuję sobie Ciebie do tańca.
— Oczywiście zgadzam się — Uśmiechnąłem się. — Nie śmiałbym odmówić naszej przywódczyni. — Spojrzałem na nią rozbawionym wzrokiem.
Znalezienie odpowiednich patyków zajęło nam trochę czasu, a jeszcze więcej, żeby to wszystko zanieść pod moją jaskinię. Wziąłem większą część, choć Avalanche, jak na wilczycę, uniosła ich sporo. Szliśmy wolno w kierunku mojego domu, aby nie zgubić żadnych, jak to ujęła Ava — "kijów po drodze". Na to stwierdzenie roześmiałem się głośno. Przy wilczycy, zazwyczaj, miałem doskonały nastrój, a szczególnie uwielbiałem w niej jej poczucie humoru, które idealnie mi podeszło.
Ciemnoszara wilczyca rzuciła patyki na stertę tych, które ja przed chwilą rzuciłem na ziemię obok królików. Zauważyłem jak chwice wilczyca na nie spoglądała. Uśmiechnąłem się w duchu. Czy TY także masz jakieś słabości, powróciłem myślami do naszej rozmowy przed nocowaniem u niej. Oczywiście miałem jeszcze kilka ulubionych wspomnień z nią związanych, aczkolwiek to było wyjątkowe. Nie... Wszystkie wspomnienia związane z młodą Alfą były wyjątkowe, wszystkie co do joty.
— Makka i Patton idą — oznajmiła Avalanche, patrząc przed siebie.
Zwróciłem wzrok w tym samym kierunku, dostrzegając zarysy sylwetek znanych mi wilków.
Kiedy para stanęła przede mną, znowu poczułem tą bijącą od nich niezwykłość. Oboje byli doświadczeni i widać, że bardzo się kochali. Trzeba było być ślepym, żeby nie zauważyć, że przeżyli ze sobą mnóstwo lat. Szczerze powiedziawszy tego zazdrościłem Patton'owi. Niestety ja, nie mogłem poszczyć się specjalnie dłuższym stażem w żadnych związku.
— Witajcie — powiedziała przyjaźnie Makka, uśmiechając się lekko.
Wkrótce rozpaliliśmy ognisko i rzuciliśmy na ruszt wszystkie upolowane przeze mnie króliki. Jak się okazało nie tylko Avalanche uwielbiała ich mięso, ale para Beta także. Usiedliśmy wokół ogniska, wygrzewając się przy przyjemnych płomieniach, kiedy zapadł już zmrok. Rozmowa szła dosyć przyjemnie i gładko. O ile od razu polubiłem Makkę, to do Patton'a z początku trudno było mi się przekonać. Jednak po niedługim czasie i przełamaniu lodów, stwierdziłem, że był całkiem w porządku.
W czasie posiłku, prowadziliśmy ciekawą rozmowę, która dotyczyła różnych tematów.
— Tak w ogóle to gratuluję Wam narodzin córki — powiedziałem.
— Dziękujemy — odparł Patton, uśmiechając się w podzięce.
— Verdana jest no cóż... niezwykła — dodała swoje Makka, patrząc na partnera i znajdując w jego oczach potwierdzenie. Makka wtuliła się w ciemnego basiora. — Bardzo ją kochamy.
Uśmiechnąłem się, bo dokładnie wiedziałem o co jej chodziło.
— Słyszałem, że ty za to poznałeś niedawno swoją córkę. Brooke, o ile się nie mylę.
— Tak — odparłem chętnie. — Mogę powiedzieć, że także uważam, iż jest niezwykła.
Wszyscy troje zaśmialiśmy się.
Spojrzałem na Avalanche, która uśmiechała się pod nosem. Zaciekawiło mnie to, ale nie odezwałem się, żeby nie zwrócić na siebie jej uwagi. Chciałem popatrzeć na nią dłużej, a szczególnie na jej przepiękny uśmiech. Po chwili zorientowała się, że się jej przygladam. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć.
Nie zrobiła tego. Powstrzymał ją przed tym deszcz, który zwrócił uwagę nas wszystkich. Ze śmiechem wbiegliśmy do jaskini. Posiedzieliśmy w niej jeszcze trochę, dopóki Makka z Patton'em nie postanowili już iść, twierdząc, że muszą odebrać Verdanę spod opieki Talestii. Makka posłała mi tajemniczy uśmiech, spoglądając to na mnie, to na Avę.
— Było całkiem przyjemnie — stwierdziła młoda Alfa.
— Też tak sądzę.
— Jednak jeszcze nie tańczyliśmy — Posłała mi znaczące spojrzenie oraz szeroki uśmiech.
Ponagliłem ją łapą.
— Chodź tu.
Bez wahania podeszła do mnie, podając mi obie łapy. Stanęliśmy na tylnych, robiąc sobie wzajemnie za podporę. Prowadząc, zacząłem tańczyć. Avalanche bez trudu wyczuła moje tempo i po chwili oboje ruszaliśmy się w tym rytmie granej przez naturę muzyki. Wpatrzony w oczy wilczycy, dałem się ponieść, zapominając o wszelkich problemach.
QUEST ZALICZONY!