Siraju zaskoczyła mnie swoją propozycją, a że byłem nieudolnym łowcą, to w głębi duszy się cieszyłem. Westchnąłem. Czułem ulgę.
-Jasne.-kiwnąłem łbem. -To miłe z twojej strony.
-Oj, i tak nie mam nic lepszego do roboty. Jak przed chwilą mówiłam, mam kłopot z widzeniem po ciemku...
-Tak...
-Ja będę obserwować teren z góry, a ty z terenu.-powiedziała Siraju.
Nie oczekiwała odpowiedzi. Wzbiła się w górę. Potężne skrzydła zatrzepotały.
Ruszyłem truchtem w obszary oświetlone przez księżyc. Siraju krążyła
nade mną. Czułem się świetnie. Wciągnąłem powietrze do nozdrzy. Czułem dużo zapachów. Zapach wilków, watahy, szopa w stercie liści, niedźwiedzia i jelenia. Wybrałem jelenia. Ruszyłem spokojnie na północ. Wkrótce zobaczyłem jelenia. Uniósł majestatycznie łeb do góry. Poroże było imponujące. Poczułem szacunek do jelenia. Dałem Siraju, sygnał łapą, aby poczekała. Kiwnęła łbem. Przysiadła na pobliskim drzewie. Myślałem, że złamią się pod nią gałęzie, ale tak się nie stało. Jeleń zaczął skubać trawę. Podszedłem do niego od tyłu, pod wiatr, aby mnie nie wyczuł. Zakradłem się. Przygotowałem do skoku.
-Teraz!-krzyknąłem do Siraju, w chwili, gdy wgryzłem się w jelenia.
Siraju szybko podleciała do jelenia.
Ten podrzucił łeb do góry. Byłem pewny, że zranił waderę, ale nie.
Zaatakowała jeszcze raz. Jeleń padł martwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!