Musiałem się wyspać, po wczorajszym dniu spędzonym z Kashu.
- Hej, Kashu, chłopie! - zawołałem.
- O, cześć Kanoshi. - powiedział.
- Lecimy na Klify Dezerterów, czy Zdradziecki Klif? - zapytałem.
- Zdradziecki Klif! - odpowiedział. Po chwili byliśmy na szczycie. Zdążyliśmy wylądować, gdy nagle jakaś chyba stara wadera, która nie należała do naszej watahy zaczęła krzyczeć.
- Uciekaj stąd Kamoso! -krzyczała i pomyliła mnie z jakimś wilkiem. - I ty drugi! Kamilion! -krzyczała na Kashu. Chyba tu mieszkała.
- Proszę pani - zacząłem - my nie jesteśmy wilkami, o których szanowna pani mówi. -powiedziałem. Mamrotała coś do siebie i poszła. Skoczyliśmy w dół. Spadaliśmy z zawrotną szybkością! W końcu rozłożyliśmy skrzydła i polecieliśmy na Klify Dezerterów.
- Juhu! - zakrzyczałem, gdy spadaliśmy jak ze Zdradzieckiego Klifu. W końcu znudziło nam się to i zbudowaliśmy tor przeszkód z patyków splątanych w koło i rozwiesiliśmy je na drzewach. Gdy ukończyliśmy trening latania, polecieliśmy na Słoneczną Polanę. Znaleźliśmy deskę i dwie liny. Kashu zwinnie zawiązał końcówki deski i złapał za jedną końcówkę liny, ja za końcówkę drugiej liny i zawiesiliśmy to na drzewie. I tak powstała huśtawka dla szczeniąt. Ginewra podziękowała nam i na huśtawkę wszedł Jason. Zapytał Ginewrę, czy trochę go rozbuja. Odpowiedziała, że z chęcią. Gdy rozbujał się na dozwoloną wysokość, Ginewra odpoczywała. My już polecieliśmy i rozstaliśmy się. Położyłem się i odpoczywałem w norze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!