Jest dzień po gwiazdce, którą spędziłem samotnie. Wyszedłem z jaskini. Czułem podmuch zimnego powietrza. Biały puch przyczepiał mi się do łap. Nagle usłyszałem głos:
- Wiem, co czujesz. - powiedziała spokojnie.
Odwróciłem się, to była ona. Na pysku miała jeszcze skórę z kawałkami futra, przednie łapy były kośćmi podobnie jak reszta ciała, oprócz okolicy żeber gdzie też była skóra. Nie myśląc wiele, zacząłem biec. Odwróciłem się. Nie było jej... nagle wpadłem na drzewo i usłyszałem jej głos.
- Nie bój się mnie.
Serce podeszło mi do gardła, sierść na grzbiecie podniosła się. Pobiegłem w inną stronę lecz tam była ślepa uliczka. Nie miałem wyboru, zacząłem się wspinać po skale, a kiedy byłem u górze znowu usłyszałem głos Emily.
- Mogłeś wejść z innej strony.
Zdałem sobie sprawę z tego, że już dawno wyszedłem za granice watahy. Zeskoczyłem ze skały. Znowu uciekałem, lecz powoli się poddawałem. Nie miałem już na to siły. Wpadałem w zaspy. Ostatkiem sił dobiegłem na stary drewniany most.
- Czemu uciekasz? - spytała nagle, pojawiając się przede mną.
Ze strachu i zmęczenia zemdlałem. Obudziłem się w innym miejscu.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!