Jechaliśmy, a ja śpiewałem:
Byłem rannym żołnierzem losu... Miałem zwidy mojej watahy... Te wszystkie chwile... Nira, moja największa miłość... Tęskniłem za nią, za jej zapachem, za jej spojrzeniem, uśmiechem... Tęskniłem za przyjaciółmi. Nagle usłyszałam gwizd. Koniec podróży. Zaprzęgnięto całe setki koni do parowozu. Byłem tuż przy nim. Pracowałem grzecznie, ale miałem plan. Udawałem martwego. Kapnęli się, że ja nie żyję. Nagle wyrwałem się, uwolniłem też inne konie. Miałem nadal łańcuch. Nagle zobaczyłem człowieka. Nie ufałem mu, miał nóż ale zaufałem ostatni raz, a on mnie uwolnił, nakarmił i zaopiekował się. Między nami powstała więź, ale musiałem iść. Jego klacz biegła za mną, ale nie chciałem, żeby była w tej watasze. Zgubiłam ją i zdecydowałem się wrócić.
Wreszcie zamieniłem się w wilka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!