Proszę o wolne czytanie i włączenie tego podkładu muzycznego od 5 minuty :
Leżałem sobie spokojnie, kiedy coś wskoczyło mi na brzuch. Natychmiast otworzyłem oczy i spojrzałem przed siebie. Na moim brzuchu leżał Ryan i uśmiechał się szeroko. Odwzajemniłem uśmiech. Odruchowo spojrzałem na Laylę, na której leżała Brigitte. Carai stała nieopodal nas i uśmiechała się niepewnie.
- Tato! Tato! - krzyczał Ryan. - Dzisiaj święta. - zeskoczył ze mnie, po czym złapał siostry i zaczął z nim tańczyć. Spojrzeliśmy na siebie z partnerką i wymieniliśmy uśmiechy. Cieszyłem się, że moje dzieci czują tak wielką radość, którą mnie zaraziły. To będzie najwspanialszy dzień pod słońcem, nie licząc tego, w którym Layla wyznała mi miłość. Spojrzałem na nią. Moja miłość do niej wciąż rosła. Maska na jej twarzy... To właśnie wtedy się przemieniła. Teraz jest jeszcze piękniejsza z tym uśmiechem.
- Może pójdziemy na spacer? - zapytała Brigitte Layli. Ach, Brigitte... Zawsze trzymała się najbliżej swojej mamy, zaś Carai mnie. Ryan wydawał się kochać nas traktować tak samo. Nie przeszkadzało mi to.
- Dobrze. - powiedziała. Wyszliśmy z jaskini w całą piątkę. Zawsze marzyłem o rodzinie, a teraz moje marzenia się spełniły. Nawet poznałem pewną wilczycę, która, miałem taką nadzieję, zostanie przyjaciółką rodziny. Ciekawiło mnie co teraz może robić, ale musiałem się skupić na mojej rodzinie. Cassandra może zaczekać.
Porzucaliśmy się śnieżkami, ulepiliśmy bałwany, wypróbowaliśmy wszystkiego co można było zrobić w zimę. Mnie najbardziej się spodobało zjeżdżanie z sanek. Wylądowałem w zaspie i nie mogłem z niej wyjść. Dopiero moje dzieci i Layla wyjęły mnie z niej. Wkrótce moje dzieci poszły pozałatwiać swoje sprawy. Oczywiście wciąż widziałem w nich małe kuleczki, ale trzeba było przyzwyczaić się do faktu, że już dorosły. Lada chwila będą łączyć się w związki i mieć własne dzieci.
- Corry. - rzekła ukochana. Złapała mnie za łapy. Czułem jej delikatne poduszki na swoich. Zaczęliśmy się kręcić. Widziałem roześmianą twarz wadery i rozmazany krajobraz. Kiedy zakręciło nam się w głowach, wylądowaliśmy w śniegu. Layla wtuliła się we mnie. Zaczął prószyć śnieg.
- Chciałabym, aby ten dzień trwał wiecznie.- oznajmiła mi Layla. Objąłem ją.
- Ja też. - szepnąłem.
Wpatrywałem się w śnieg. Niedługo będę musiał ich opuścić. Długo nie będziemy się widzieć. Wojna będzie nieunikniona. Po moim policzku spadła samotna łza i utonęła w futrze Layli, która jej nie widziała. Nie mogłem teraz myśleć o wojnie musiałem jak najlepiej spędzić ten czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!