niedziela, 7 lutego 2016

Od Lost In Dreams - Z pamiętnika marzycielki, część 3

Poprzednie opowiadanie

Moje życie jest tak skomplikowane, że sama już za nim nie nadążam. Z jednej strony czuję się bardzo zmotywowana do ciągnięcia tej komedii dalej, a z drugiej wolałabym ją już ukrócić i zaznać wiecznego spokoju. Coś jednak nieustannie trzyma mnie przy życiu, doskonale wiem co. Nadzieja. Nadzieja, zapalająca się z każdym nowym wschodem słońca i gasnąca każdej samotnej nocy, kiedy nie liczy się nic więcej, poza żyletką, mną i nim. Postać, która towarzyszy mi przez praktycznie całe życie, żywiąca się moim strachem, istniejąca jedynie w mojej wyobraźni. On, ten, przez którego to życie stało się niczym więzienie, zawsze był wobec mnie lojalny. Czekał każdej nocy, aby wyjść i pobawić się moim umysłem. On nie pozwoli mi odejść... 
Od jakiegoś czasu pisałam pamiętnik. Już kilka razy próbowałam, jednak każda kolejna próba jakiegokolwiek zapisu mojego życia, kończyła się fiaskiem. Ta nie wyróżniała się wśród innych. Dzisiejszej nocy postanowiłam spalić całą książeczkę, w której zapisałam jedynie kilka kartek. Moje życie jest zbyt skomplikowane, aby zapisać je w tym zlepku kilku kartek, oprawionych w czarną okładkę, wśród których znajduje się czerwona wstążeczka, służąca za zakładkę. 
 - Wiedziałam, że tak się to skończy... - Mruknęłam, patrząc jak stronice zwijając się z sykiem, przemijają w ogniu, poczerniałe. Wkrótce zmieniły się w popiół, jedynie okładka wciąż nie poddawała się żywiołowi. Postanowiłam dorzucić trochę drewna do paleniska, aby szybciej zakończyć jej krótki i marny żywot. Usiadłam na posłaniu i czekałam na niego. Dopiero gdy zapadł całkowity zmrok, pojawił się w kącie jaskini. Jego ciemnoszare ślepia patrzyły prosto na mnie, a białe zęby wyszczerzały się w radosnym uśmiechu. Cień zbliżył się do mnie. Naturalnie, gdybym miała współlokatora, uznałby mnie za wariatkę. Nikt poza mną nie był w stanie zobaczyć tego, do czego byłam już niesamowicie przyzwyczajona. Położyłam się na boku, wciąż wpatrując się w ścianę. Niematerialna postać patrzyła na mnie i nadal się uśmiechała. - *To będzie długa noc.* - Pomyślałam.
Przez następne pół godziny nieustannie wpatrywałam się w miejsce, gdzie stał mój ''towarzysz''. Nie drgnął. Powoli zaczęły mnie już przechodzić dreszcze, które z czasem zamieniły się w drgawki. Zaryzykowałam. Odwróciłam się na drugi bok i poczułam, że jakaś nieznana mi ciemność, powoli okala moje ciało. Moja wyobraźnia była wręcz hiperrealistyczna. Najgorsza była ta świadomość, że to tylko moja nieokrzesana i masochistyczna wyobraźnia.
Jest jeden pozytyw całej tej historii: mój żałosny pamiętnik spłonął na dobre, a jaskinia wypełniła się zapachem spalonych wspomnień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!