Zmęczony podróżą, pokryty pyłem, kurzem i śniegiem, osunąłem się po pni drzewa, by wreszcie usiąść pod nim. Poszukałem w torbie prowiantu i znalazłem ostatni kawałek suszonego mięsa. Rozpocząłem powolną konsumpcję zamrożonego na kość posiłku, a z każdym kęsem czułem coraz większy głód. Wiedziałem jednak, że skoro znajduję się na tak zaśnieżonych terenach, zdecydowanie nieprędko zdobędę pożywienie. Będę musiał poprosić jakąś watahę, aby wspomogła starego Zwiadowcę i oddała mu jedzenie na chociaż dwa dni. Tymczasem, postanowiłem zregenerować siły. Sięgnąłem więc do pokrowca i wyjąłem gitarę. Grę na zamarzniętym i lekko rozstrojonym instrumencie, połączyłem ze śpiewaniem utworu, który został dla mnie napisany przez mojego dobrego przyjaciela, Berrigan'a.
Jenny znad jeziora i Maisie znad rzeki,
Katy od piekarza i Hannah z pasieki.
Wszystkie one piękne jako ta malina
Lecz Sadie ze stajni to moja jedyna.
Sadie robi w stajni od samego rana,
Koniom wodę nosi, daje owsa, siana.
Szczerze przyznać muszę, straszna to maszkara,
Lecz ja też szkaradny, dobrana z nas para
Jenny za mną tęskni, Maisie rzewnie szlocha.
Ależ moje miłe, ja was wszystkie kocham.
Nagle poczułem się obserwowany, co poskutkowało przerwaniem śpiewu. Jeszcze kilka chwil moje palce przejeżdżały po różnych progach, tworząc rozmaite akordy durowe. W jednej sekundzie zauważyłem pewnego wilka, który przyglądał mi się z zainteresowaniem dwukolorowymi oczami. Nie miał wobec mnie złych zamiarów, najwyraźniej był to jednak jego teren. Dopóki on pozostawał w bezruchu, brałem z niego przykład. Wreszcie młodzik ustąpił i podszedł do mnie dosyć niepewnym krokiem. Czyżby się mnie bał? Nie sądzę.
- Cóż to za przyśpiewka? - Zapytał, próbując zagaić rozmowę, ja niestety nie byłem zbyt skłonny do dyskusji, szczególnie, że miałem praktycznie pusty żołądek, co nie wpływało pozytywnie na moje samopoczucie. W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami. - Widzę, że nie jesteś skory do rozmów... - Westchnął z rezygnacją młody wilk, jednak nie oddalił się.
- To twój teren? - Podjąłem. Mój głos chyba zrobił wrażenie na wilku.
- Mojego ojca. - Poprawił i kontynuował. - Nie lubimy tutaj obcych, nawet jeśli ładnie śpiewają.
- Dziękuję za komplement, miło, że komuś podoba się mój fałsz. - Uśmiechnąłem się blado i zszedłem na poważniejszy temat. - Szukam schronienia. Wydalono mnie z poprzedniej watahy, a właśnie skończyło mi się jedzenie. Jednak skoro nie lubicie obcych, zapewne nie mogę liczyć na gościnę, czy ciepłe przyjęcie. - Rzekłem, a wilk zamruczał coś pod nosem i odparł:
- To nie tak. - Próbował się wytłumaczyć, jednak postanowiłem się z nim nieco podroczyć.
- Nie słyszałeś, że tylko winni się tłumaczą? - Spytałem, wyszczerzając się w stronę nieznajomego. Polubiłem go, już od pierwszej chwili. Na twarzy młodego wilka pojawił się grymas. Postanowiłem ukrócić jego męki. - No już, dobrze, dobrze. Dokończ to, co zacząłeś.
- Moja wataha nie przepada, kiedy obcy kręci się po terenach bez powodu. Zauważ jednak, że ty posiadasz jakiś powód. Chodź, zaprowadzę cię do moich rodziców. Oni zdecydują co z tobą zrobić. - Powiedział, poczekał aż pozbieram manatki i ruszył. Złapałem go za bark.
- Chwileczkę młodzieńcze. - Rzekłem. Zarówno mnie, jak i mojego nowego znajomego rozbawił zwrot, który skierowałem w jego stronę. Wszak nie byłem aż tak stary, aby nazywać go młodzieńcem. To brzmiało jednak bardzo wzniośle i podobało mi się to słowo, więc stwierdziłem, że go użyję.
- Tak? - Zapytał, odwracając wzrok w moją stronę. Uśmiechnąłem się łagodnie.
- Nie mieliśmy okazji poznać swoich imion. - Powiedziałem, puszczając jego bark. - Jestem Corey, były Zwiadowca, działający na terenach Watahy Lodu i Natury. - Rzekłem dumnie i skłoniłem się lekko, po czym wlepiłem w wilka z heterochromią zaciekawione spojrzenie.
< Crazy Lightning? >
Dopisek od autora: tekst piosenki zapożyczony z książki, należącej do serii ''Zwiadowcy''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!