Była już trzecia rano, a ja wciąż leżałam i oglądałam nową broń, która została mi dziś dostarczona. Piękny metalowy łuk ze złotymi wykończeniami... moje odwieczne marzenie. Ulepszony w każdy możliwy sposób. Pomimo iż powieki powoli mi się zamykały, wciąż cała moja uwaga była skupiona na nowej cięciwie. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak usnęłam. Oczy ponownie otworzyłam o godzinie piątej. Z wielkim zapałem pochwyciłam kołczan oraz "White Arrow" I wybiegłam z jaskini kierując się prosto na łowny las. Od samego początku zaczęłam się skradać trzymając w gotowości ostrą strzałę. W pewnej chwili pomiędzy krzewami mignęło mi poroże. Piękny, dorodny jeleń właśnie skubał resztki trawy, która jakimś cudem wciąż opierała się zimnej powłoce. Czas na pierwszy strzał... strzała oraz cięciwa ułożyły mi się w łapie prawie idealnie. Wciągnęłam brzuch i stanęłam na dwóch łapach, wzrok skupiłam idealnie na tętnicy samca, a do nosa wciągnęłam odrobinkę świeżego powietrza. Cichy świst przeszył powietrze, znajdując swoje ujście w tchawicy zwierzęcia. To poczęło się miotać... zapewne ból dosłownie go do tego zmusił.
- *Zeszła mi na prawo, muszę dokładniej określać kierunek i siłę wiatru. *- Powiedziałam sama do siebie, czując jak coś dosłownie ociera się o czubek mojego nosa i ląduje w czaszce leśnego bożka. Stanęłam sparaliżowana, a po chwili odwróciłam wciąż przerażony wzrok.
- Silence! -Wrzasnęłam widząc czarnego basiora idącego w moją stronę.
- Więc, kto zabiera zwierzę? - zapytał niewzruszony.
- Że co?! Prawie mnie trafiłeś!
- Wątpisz w moje umiejętności.
- Nie, ale zaczynam wątpić w możliwość przeżycia, gdy jesteś w pobliżu. Co do jelenia, ja go biorę. -Odpowiedziałam poirytowana.
- Dlaczego niby? To mój rzut go zabił.
- Ale to moja strzała była pierwsza!
- Twierdzisz, że przez broń dystansową powinnaś zabrać stworzenie?
- Tak.
- Więc przekonajmy się. - Na pysku wilka pojawił się szyderczy uśmiech. Nigdy nie lubiłam tego obserwować... do tego ten dziwny wzrok. Jakby dwa wilki patrzyły na mnie w tym samym czasie.
W pewnej chwili podłoże pod moimi łapami zmieniło kolor na czarny. Zamiast drzew, boki pokryła czarna ciecz, a jedynie góra pozostała nie zakryta.
- W tym pomieszczeniu nie da się zrobić sobie krzywdy.
- Co ty bredzisz? - Zapytałam doskonale wiedząc, co wilk będzie chciał zrobić.
- Możesz uciąć sobie łapę... strzelić mi między oczy. Tu komórki regenerują się tak szybko, że nie można ich zniszczyć. Jedynym sposobem jest wrzucenie do ognia i podpalenie tu obecnych. Udowodnić ci?
- Niby jak?
Wilk nie czekał długo. Oparł łapę o podłoże i z całej siły uderzył w nią tomahawkiem. Dźwięk łamanych kości był okropny, jednak już po chwili część łapy była znów na swoim miejscu. Z lekkim zawahaniem uniosłam łuk, a samiec widząc to rzucił się do ataku.
- Jeśli trafisz mnie w łeb to wygrałaś! - Wrzasnął wyprowadzając pierwszy cios w moje ramię.
Widziałam jak ostrze wbija się w moją łapę, rozrywa delikatną skórę, przecina się przez lekko różowe, ale zdecydowanie krwiste mięso, kończąc na kości i robiąc w niej dość spore wgłębienie. Wyrwałam się i odskoczyłam jednocześnie naciągając cięciwę i wypuszczając strzałę idealnie w staw basiora. Ten w ułamku sekundy wyskoczył, rozrywając skórę, która zaczęła obficie broczyć krwią. Silence upadł, lecz już po chwili począł celować ostrzem tomahawka w uszkodzoną kończynę. Basior wstał po kilku sekundach, wywołując u mnie odruch wymiotny. Widok samca stojącego bez łapy, z której wciąż leciały prawie litry krwi nie był zbyt sprzyjający. Szybko naciągnęłam cięciwę umieszczając na niej trzy strzały. Szybkim ruchem prześlizgnęłam się pod wilkiem rozcinając jego bebech ostrą częścią łuku i obserwując jak jego jelita wysypują się na ziemię. Mógł szybko się regenerować, ale aktualnie mogło mu to trochę zająć. Wymierzyłam idealnie pomiędzy jego oczy, jednak moja reakcja była za wolna. Broń basiora wbiła się w moje gardło, przyprawiając mnie o duszność na dwie sekundy. Wyplułam sporą ilość krwi... a po chwili upadłam na drżące łapy. Samiec zbliżył się do mnie i jednym płynnym ruchem wyrwał kawałek zimnej stali z mojego gardła.
- Więc jeleń chyba jest mój, Black.... -Wyszeptał biorąc zamach.
W ostatniej chwili osunęłam się na ziemię celując prosto w zęby basiora. Krzyk, który z siebie wydał dodatkowo dodał całej sytuacji "epickiego'' smaczku. Bełt przebił się przez podgardle basiora wybijając również ogromną, krwawiącą dziurę z tyłu głowy. Kawałki mózgu osunęły się po jego ramieniu. Leżałam zadowolona patrząc, jak Silence wyszarpuje sobie grot z czaszki, przy tym spoglądając na mnie dumnie. W chwili, gdy całe jego ciało się zregenerowało, tajemniczy "pokój" roztopił się i zniknął. Znów staliśmy nad jeleniem patrząc na powód naszej "drobnej" sprzeczki.
- Zanieść go do twojej jaskini?
- Nie, poradzę sobie. Mam jednak nadzieję, że nie jesteś na mnie zły.
- Nie sądziłem, ze się przełamiesz. Kiedyś oduczysz mnie pewności siebie.
- Kiedyś stwierdziłeś, że jesteś niereformowalny.
- Bo to prawda. Jednak niektóre jednostki mają na mnie dobry wpływ. Smacznego Black. - Odpowiedział odchodząc.
- Wcale nie zależało ci na jedzeniu, prawda?
- Czy zawsze muszę mieć jakiś powód? - Zapytał po raz kolejny śmiejąc się niczym psychopata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!