niedziela, 14 lutego 2016

Od Tim'a - Walentynki? No cóż...

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Powoli kroczyłem wśród drzew nucąc coś pod nosem. Pogoda była wyśmienita; lekki wietrzyk, nie padał śnieg, świeciło słońce. Dawno takiej nie widziałem. Wśród gałęzi dało się słyszeć wesołe świergotanie ptaków. Byłem dziś w dobrym humorze. W nocy nie miałem koszmarów, ani bólów głowy. Po prostu wymarzony dzień na spacer. Po drodze spotkałem kilka par. Czekaj... Par. Coś mi świta. Przecież dziś walentynki! Święto, którego co najmniej nie lubię, bo nie mam już z kim ich obchodzić i nie za bardzo rozumiem ich sensu. Co prawda zastanawiałem się nad ponownym znalezieniem drugiej połówki, ale uznałem, że będzie to w moim przypadku cholernie trudne i jak ją stracę to nie zdzierżę i tyle po mnie będzie. Jestem dość słaby psychicznie. Wolę jednak odstawić ten temat. Podczas rozmyślania nad różnymi, niepotrzebnymi rzeczami wdrapałem się na drzewo i leniwie się przeciągnąłem. Leżałem pogrążony w myślach dopóki na mój nos nie spadł płatek śniegu. Zaraz zaczęło strasznie sypać. Zeskoczyłem z drzewa, po czym pognałem do najbliższej nory. Była opuszczona, więc żaden lokator nie miał niemiłej niespodzianki. Postanowiłem przeczekać śnieżycę, jednak nie wyglądało to tak, jakby miała zaraz przejść. Westchnąłem i ułożyłem się wygodnie. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w biały puch. Panowała już głucha cisza. Zasnąłem, nawet nie wiem kiedy.

***

Obudziłem się wraz z promieniami zachodzącego słońca, padającymi na mój pysk. Był już wieczór, więc dość długo spałem. Chwiejnie wstałem, zdezorientowany patrząc dookoła. Opuściłem kryjówkę i ruszyłem przed siebie, w głąb lasu. Panowała dobijająca cisza. Ne słyszałem nic prócz gwiżdżącego wiatru, śniegu skrzypiącego pod moimi łapami i własnego oddechu. Powoli zaczynałem odczuwać pewnego rodzaju niepokój. Nagle usłyszałem śpiew w oddali. Przyspieszyłem kroku. Wadera, która śpiewała miała prze ładny głos. Chociaż było to dość zaskakujące, znałem tą melodię i także zacząłem podśpiewywać, tyle, że o wiele ciszej. Gdy byłem już na tyle blisko wilczycy przycupnąłem w dole przysłuchując się urokliwemu śpiewowi. Po kilkunastu minutach wpadł mi do głowy pomysł, żeby ją zapoznać.
- Też znam tą piosenkę. - powiedziałem, gdy już mogła mnie zobaczyć. Wadera ewidentnie nie była zadowolona moją obecnością.
- Jak długo tu siedzisz? - syknęła poirytowana.
- Może od dwudziestu minut. Ładnie śpiewasz. - kontynuowałem starając się nie zwracać uwagi na jej zdenerwowanie, przez co chyba trochę ochłonęła.
- Uparty jesteś. - stwierdziła.
- Jak masz na imię?
- Lost In Dreams.
- Tim, miło mi. - uśmiechnąłem się, jednak wilczyca wciąż chyba nie była do mnie przekonana i pewnie z chęcią by mnie zignorowała i poszła sobie dalej.


<Lost In Dreams? Taki z Tim'a skurwiel xD >

Opowiadanie na Konkurs #3. PROSZĘ OCENIAĆ OD 1 DO 5 NA HOWRSE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!