piątek, 19 lutego 2016

Od Dark Heaven - C.D. Anonymous'a ''Niebywałe''


Przytaknęłam głową z uśmiechem. Szczerze, to mało co potrafi mnie tak ucieszyć jak polowanie i to jeszcze z kimś, kto trochę by mi pomógł. Wprawdzie jestem silna, ale nie taka jak duży jeleń, a z polowań nigdy nie rezygnuję. Zawsze przyda się ktoś do pomocy. Nagle zobaczyłam, że Anynomous odwrócił się i odszedł kilka chwiejnych kroków. Z błyskiem w oczach popatrzyłam na to, co upolowaliśmy i dotknęłam łapą ostrego poroża. Podbiegłam do niego i zobaczyłam wielką ranę na brzuchu...
- Anynomous, jesteś ranny... - Zdążyłam wydusić, bo zobaczyłam, że krew zaczyna robić swoje, a z jego oka płynie łza zwana łzą bólu. - Poczekaj... mogę chwilowo znieczulić cię magią i czymś trzeba zatamować krew... Krwawniki chwilowo powinny ją zatamować i rana szybciej się zgoi.
- Nie lepiej dojść do uzdrowicielki? - Spytał patrząc na mnie takim wzrokiem, jakim nie spotkałam jeszcze nigdy u samca. Cierpiał, ale ukrywał to.
- Za daleko... zanim dojdziemy w połowie się wykrwawisz.
Szybko położyłam na nim łapę i wypowiedziałam zaklęcie. Po chwili czuł już znieczulenie. Spojrzałam na kupkę krwawników. Telekineza plotła z nich coś w rodzaju liny, bo rana była obszerna.
- Trzymaj to przy brzuchu przez jakiś czas. Powinno choć trochę zatamować. Widzisz, tak to trzeba sobie radzić na wolności... - Zaśmiałam się, nie stresowałam się, aby też poczuł, że już wszystko dobrze.
- Teraz do uzdrowicielki. - Powiedział i ruszył, przez co pobudził krew do wypływania.
- Wskakuj!
- Gdzie?
- Na mój grzbiet.
- Ale...
- Nie ma czasu, dajesz.
Położył się na moim grzebiecie. Na boku, bo brzuch był ranny. Teraz i ja chwiejnie, ale biegłam. Trzymał się mojej grzywki, którą zarzuciłam do tyłu, bo jakby spadł, to moja wina, niech mi łeb urwie. Spotkaliśmy po drodze Makkę. Zdziwiła się nieco, że niosę na moich chudych plecach basiora. Znałyśmy się już... Ale mniejsza o to. Opowiedziałam jej wszystko, a Anynomous pokazał jej ranę.
- Dużo krwi się lało, patrz na te rośliny... - Powiedziałam, ponieważ rana wyglądała o wiele lepiej, więc zdjęłam znieczulenie i skulił się chwilowo. Leżał już na ziemi, a raczej śniegu, bo rannego kłaść na kamieniu? Makka opatrzyła ranę i jeszcze z nim porozmawiała, po czym przetransportowałyśmy go do jego jaskini. Kiedy Makka odeszła, weszłam do jaskini i położyłam się obok Anynomousa.
- I jak się czujesz...? - Złapałam z nim chwilowy kontakt wzrokowy.

<Anynomous? Jak mam pomysł, to jakoś napiszę cokolwiek XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!