niedziela, 14 lutego 2016

Od Dark Heaven - Czas na... walentynki...

Tak, znam go od pięciu minut. Tak, wydaje się nieuczuciowy i obojętny. Tak, nie wiem co teraz. A jednak wiem. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się patrząc chwilowo w oczy. Wzrok jego mówił ''nie rozumiem cię...''. Zaśmiałam się krótko i przewróciłam oczyma. Był on wysoki, wyższy ode mnie i wygląd miał srogi... Ale mimo wszystko była w nim jakaś delikatność, przecież nawet twardziele mają swój słaby, psychiczny punkt... Sierść Silent Fear'a była czarna, a miejscami także zielonkawa, a raczej ciemnozielona. Spróbowałam jeszcze raz złapać z nim kontakt wzrokowy. Zawarczał na mnie cicho i powiedział prosto z mostu:
- O co ci chodzi, spadaj...
Burknął niezadowolony. Byliśmy na spotkaniu, siedzieliśmy przy ognisku i piekliśmy sarnę. Było coś około północy. Tak, była noc. Może z początku nikt sobie tego nie wyobrażał, ale tak było.
- Nie mów tak, nie zranisz mnie pustymi słowami. Zobacz w górę, lubisz ciemność?
Nie odpowiedział. Patrzył tylko jakby w pustkę nad naszymi głowami. Chmury zasłaniały świetliste gwiazdy, które przebijały się co jakiś czas przez chmury. Bardzo nie chciałam tego robić, a mianowicie używać na nim mocy miłości, ale za to chwilowo użyłam magii do przesunięcia niektórych gwiazd, aby tworzyły serce. Rzuciłam na nie czar miłości, teraz były tak piękne... ale tylko chwilowo.
- Ach, gwiazdy... piękne. - Powiedział, czym sam bardzo się zaskoczył. Zachichotałam tylko i przyznałam mu rację.
- Rzeczywiście, masz rację. Są niebywale piękne, takie duże i świetliste... - Westchnęłam z zadowoleniem, że mogłam trochę wreszcie się poczuć jak na... randce. Zapach sarny unosił się nad lasem, a mimo wszystko nadal nie była upieczona. 
- Poczekaj, pójdę po jakieś grzyby...
Wpadłam na wspaniały pomysł. Udałam się więc w sam środek lasu, gdzie zobaczyłam kilka grzybów. Nagle zobaczyłam kilka wiele większych ode mnie basiorów. Byli potężni, śnieżnobiali i mieli czerwone ślepia. Nie byli z naszej watahy, byli intruzami, jak oni tu się w ogóle dostali!? Chciałam uciec - nie miałam dokąd. Wdrapałam się więc na drzewo w wielkim pośpiechu ześlizgując się z niego kilka razy. Próbowałam pomóc sobie sama, jednak oni zwężali koło i chcieli mnie dopaść. Byłam dość daleko od sarny, od ognia. Od Silent Fear'a... Właśnie! Dlaczego miałby mi nie uratować życia? Przecież byłoby to o wiele romantyczniejsze od siedzenia nad sarną i patrzenia, czy równo się piecze. Powietrze było bardzo zimne i rześkie, ja zaś nie mogłam się na nim skupiać, bo to mogłoby być głupstwo. Jesteś w opałach, Dark! Wołaj go! Wzięłam porządny wdech i z całych sił zawołałam:
- Sileeeent!!! Pomocy, aaaa!
Robiłam zamieszanie, inaczej by nie przyszedł... Pewnie wahał się, bo w końcu lubi patrzeć na cudze cierpienia, ale może coś zrozumiał. A moje moce? Nic tu mi nie pomoże, latam niewysoko i wolno, teleportacja działa od kilku kilometrów, ja zaś byłam zbyt blisko, żeby zadziałała, a poza tym to wyczerpujące. I potem wracać do domu...nie! Niech się pospieszy! A elektryczność? Nie, jak je będę straszyć piorunami, to złość ich wzrośnie. Zobaczyłam niesamowicie szybko biegnącego basiora - tak. To on. Ale moje zdziwienie było wielkie, kiedy skoczył na drzewo i z tamtego miejsca zaczął skakać na białą armię i poprzez walkę uśmiercać jednego po drugim... był już wyczerpany. Drzewo pode mną trzęsło się, mogłam nie zdążyć zejść... byłam bardzo wysoko, a drzewo prawie się przewracało.
- Ej, nie chcę ci odbierać czasu, ale zaraz to drzewo spadnie ze mną z wysokości kilkudziesięciu metrów... - Krzyknęłam, kiedy walczył z ostatnim, osłabionym basiorem.

<Silent?>

Opowiadanie na Konkurs #3. PROSZĘ OCENIAĆ OD 1 DO 5 NA HOWRSE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!