wtorek, 16 lutego 2016

Od Anonymous'a - C.D. Black Orchid ''Tańczące światła''


Wspinaczka nie była nawet taka zła, jak mogła się wydawać - w końcu towarzyszyła mi w niej bardzo ciekawa wilczyca, sprawiająca wrażenie miłej, nieśmiałej i raczej niezbyt wesołej osoby. Miałem nadzieję, że moja mała niespodzianka poprawi jej humor, bo na pewno o wiele ładniej wygląda z uśmiechem na pysku. Black Orchid po tym, jak nastała cisza, wydała z siebie ciche westchnienie, którego nastrój sprawił, że odwróciłem w jej stronę wzrok i spojrzałem z delikatnym uśmiechem, wyrażającym moje zrozumienie. Zapewne czułem się podobnie.
 - Stresujesz się, co? - Zapytałem, wciąż idąc przed siebie.
 - Przyznam się bez bicia, że tak. - Opowiedziała, dyskretnie starając się uniknąć mojego spojrzenia.
 - To słodkie. - Powiedziałem, przybierając przyjazny ton. - Nie martw się, ja też nie przywykłem do tego typu sytuacji, więc nie jesteś w tym wszystkim sama. Powinniśmy się zrelaksować.
 - Swoim stwierdzeniem niezbyt mi pomogłeś. - Rzekła, unosząc minimalnie kąciki ust.
 - Wybacz, ale szczerość to jedna z moich nieodłącznych cech, nic na to nie poradzę. - Rzekłem. - Już prawie jesteśmy, Black. Mam nadzieję, że to, co przygotowałem, spodoba ci się. 
 - Na pewno. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, jednak ja wciąż pozostawałem nie do końca przekonany. Starałem się, jednak nie znałem Black Orchid, nie wiedziałem co jej się podoba, improwizacja zaś nie była moją mocną stroną, szczególnie w takiej sytuacji, jak ta. Mimo wszystko, pozostała mi resztka nadziei, że może ta niespodzianka nie okaże się zbytnim niewypałem...
Nieuchronnie zbliżał się ten moment, w którym oczom wadery ukaże się to, co dla niej przygotowałem. W sumie, sam byłem zadowolony z efektu, ale wilczycy niekoniecznie musiało się to spodobać. Ostatnie kilka schodów, wilczyca bardzo przyspieszyła... Stres narastał.
Wreszcie znaleźliśmy się na szczycie wzgórza. Został tam utworzony kamienny pawilon widokowy, obrośnięty naokoło winoroślą, która nawet w zimę nie poddawała się mrozom, co mnie bardzo zaskakiwało - miejsce było przez to bardzo wyjątkowe. Na środku znajdowało się niewielkie jeziorko, które było chyba główną atrakcją całej scenerii: alfy wyczarowały mi na nim fontannę, która mieniła się wszystkimi kolorami tęczy. Pomogły mi też zamontować scenę i stworzyły niesamowite oświetlenie. Na fundamentach wisiały słoiki ze świetlikami, które rzucały światło na specjalne kawałki różnokolorowych płytek, przez co scena również mieniła się wszystkimi kolorami światła. Dodatkowo wiatr co jakiś czas potrząsał słoikami, zmieniając wówczas ułożenie światła, aby nie było nudno i sztywno. Gwiazdy i księżyc również stanowiły niesamowite źródło światła. Niedaleko jeziorka umieszczony został stolik z ażurowymi wykończeniami i drobnymi nóżkami oraz dwa krzesła do kompletu, na których były położone czerwone poduszki ze złotymi wzorami - identyczne znajdowały się na obrusie, pokrywającym sosnowy stół. Wyłożona została porcelanowa zastawa w bladoróżowe kwiaty wiśni, na której znajdowały się różne ciekawe przysmaki. Ja najbardziej cieszyłem się na królika z farszem z papryki i innych trudno dostępnych warzyw. Były również skrzydełka z kaczki, jakieś drobniejsze potrawy, zaś daniem głównym była dziczyzna w sosie grzybowym, która przepięknie wyglądała. Wszystkie wilki, które zostały poproszone przeze mnie o pomoc niesamowicie się postarały i szczerze nie mam zielonego pojęcia, jak im się odwdzięczę w przyszłości.
Wilczyca przyglądała się wszystkiemu z zachwytem, a na jej pysku malowała się radość. Byłem z tego powodu szczęśliwy, bo to oznaczało, że nie wyszło tak źle. Wreszcie, kiedy skończyła wszystkiemu się przyglądać, podszedłem do niej niepewnie i zacząłem cicho rozmowę:
 - Mam nadzieję, że spełniłem twoje oczekiwania w przynajmniej minimalnym stopniu.
 - Oczywiście, że tak. - Rzekła z entuzjazmem. - Chyba się nie doceniasz. - Dodała, śmiejąc się.
 - Uff, już myślałem, że to będzie totalna katastrofa. Ale przygotowałem coś specjalnego, co powinno uratować sytuację, gdyby to jednak cię nie zadowoliło. - Powiedziałem tajemniczo.
 - Ale pomimo, że to, co przygotowałeś mi się spodobało, masz zamiar zaprezentować to coś specjalnego, prawda?
 - Jeśli obiecasz, że nie będziesz się śmiać. - Powiedziałem, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z waderą.
 - Zgoda. - Odparła bez wahania.
Westchnąłem ciężko, wiedząc, że teraz nie mam już wyboru. Występy publiczne trochę mnie stresowały, chyba że występowałem przed Lost In Dreams - to było już tak normalne, że traktowałem to jak nieodłączny element mojego życia. Wracając, wziąłem do łapy czarną, lakierowaną gitarę akustyczną, którą pożyczyła mi Lost, przysiadłem na krześle, znajdującym się na scenie i zacząłem śpiewać. Black Orchid przyglądała mi się uważnie, nie kryjąc zaskoczenia. Nie miałem przygotowanych żadnych ciekawych piosenek na tę okazję, nie jestem zbyt dobry w wybieraniu piosenek na ''randki''. Uznałem, że najlepiej będzie wybrać te, które mi się podobały, bo może Black Orchid również chociaż trochę przypadną do gustu?


Zaśpiewałem jeden cover Three Days Grace, a potem miałem zacięcie. Nie wiedziałem, co śpiewać dalej, a wilczyca wlepiła we mnie swoje ślepia. Po chwili wpadłem na pomysł. Zszedłem ze sceny i chwyciłem wilczycę za łapę.
 - Chodź, musisz mi pomóc. - Wyszeptałem. Ta nie protestowała, zapewne była zbyt zaskoczona nagłym obrotem spraw, aby jakkolwiek zareagować. - Wybierz jakąś piosenkę, którą chciałabyś, abym ci zagrał... a ty będziesz śpiewać. - Powiedziałem, gdy już weszliśmy na scenę.
 - Nie! - Wykrzyknęła zawstydzona i próbowała uciec, jednak ja złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, patrząc jej prosto w oczy. Nie miała jak uciec, mój ucisk był zbyt silny.
 - Proszę, zrób to. - Powiedziałem. - Dla mnie...
Powoli puściłem łapę wilczycy, mając nadzieję, że nie ucieknie. Tak też się stało. Zaproponowała piosenkę, którą znałem. Miała bardzo ładny głos, ale również bardzo drżący, zapewne pod wpływem stresu. Lost In Dreams miała ten sam problem... Ja na szczęście nie.
Wykonaliśmy kilka piosenek, które proponowała Black Orchid, po czym zeszliśmy ze sceny i w dobrych humorach przystąpiliśmy do spożywania posiłku, rozmawiając o naszym małym występie.
 - Po dwóch piosenkach już się rozluźniłaś. - Mówiłem.
 - Mówiąc szczerze, to wcale nie było takie złe, jak mi się z początku wydawało. - Uśmiechnęła się delikatnie.
 - No widzisz. Wystarczy trochę odwagi, aby przełamać swój strach. - Rzekłem. - Gdyby nie nieśmiałość wilków, świat byłby lepszy... ale w sumie sam jestem dość nieśmiałym wilkiem, więc nie mam zbyt wiele do gadania.
 - Hm, nie wyglądasz dzisiaj na zbyt nieśmiałego. - Stwierdziła, przyglądając mi się uważnie.
 - Powiedzmy, że są osoby, przy których staję się bardziej ekstrawertyczny. Uprzedzę twoje kolejne pytanie: tak, jesteś jedną z nich. Pomimo, iż znam cię jeden wieczór, zdążyłem się już przekonać, że mogę ci ufać i nie powinienem się zbytnio denerwować przy twojej osobie.
 - To miłe. - Powiedziała, a jej włosy jeszcze bardziej spłynęły na twarz. Westchnąłem.
 - Dlaczego to robisz? - Zapytałem poirytowany.
 - Ale co? - Odpytała niewinnym głosem. Ponownie westchnąłem.
 - Masz takie ładne oczy. Dlaczego ukrywasz je pod włosami?
 - Już ci mówiłam, nie należę do śmiałych osób. - Rzekła. Ewidentnie starała się uniknąć tematu. Reszta posiłku przebiegła w ciszy. Kiedy skończyliśmy jeść, odezwałem się pierwszy:
 - Może usiądziemy sobie na brzegu jeziorka? - Zapytałem.
 - Pewnie. - Odparła neutralnym tonem i ruszyła w stronę małego zbiornika wodnego, po czym usiadła przy nim. - Jak zrobiłeś tą fontannę?
 - Niech to pozostanie moim sekretem. - Rzekłem tajemniczo.
 - No proszę, powiedz. - Powiedziała z radością w głosie.
 - Zmuś mnie. - Uśmiechnąłem się lekko.
 - Dobrze. - Odpowiedziała Black Orchid, po czym zanurzyła łapę w jeziorku i ochlapała mnie wodą, która wcale nie była taka zimna, jak mogła się wydawać. Chyba fontanna miała jakąś funkcję ogrzewania.
 - Sama tego chciałaś. - Prychnąłem i również ją ochlapałem. Rozpoczęła się prawdziwa wojna, której efekt końcowy był dosyć zabawny. Wrzuciłem ją do wody i nachyliłem się ze śmiechem. Wilczyca w odwecie wciągnęła mnie za łapy do jeziora, którego woda była bardzo ciepła, zupełnie jakbyśmy byli w polarnych wodospadach. Jeziorko z tej perspektywy wydawało się dość duże: zmieściłoby się tam sześć wilków. Z góry wydawało się niewielkie. Kiedy chlapaliśmy się w jeziorze, w pewnym momencie Black postanowiła zacząć mnie blokować. Skończyło się to tak, że trzymaliśmy się za łapy, próbując przewrócić drugą osobę. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, jak blisko siebie jesteśmy...
 - Hej, Black? - Zacząłem niepewnie.
 - Tak, Anonymous? - Zapytała, zwracając ku mnie swoje zielone oczy.
 - Nie zapytałem cię jeszcze o jedną, ważną rzecz.
 - Mianowicie?
 - Dobrze się bawisz?

< Black Orchid? Romantyczne opowiadania to chyba nie moja bajka >

Opowiadanie na Konkurs #3. PROSZĘ OCENIAĆ OD 1 DO 5 NA HOWRSE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!