Jak dobrze go rozumiałam... Sama szczerze nienawidziłam rozprzestrzeniać przed nieznajomymi historii swego życia, zwłaszcza tego najwcześniejszego, kiedy to często zdarzało mi się kraść, aby nie umrzeć z głodu, czy zabijać innych, aby przetrwać...
Z tych rozmyślań wyrwał mnie głos mojego przewodnika:
- Mogę wiedzieć co cię tu właściwie sprowadza?
- Powiedzmy, że sprawy, które niezbyt podobały się tamtejszej Gildii Magów. - odparłam ogólnikowo.
- Rozumiem, że nie zdradzisz mi szczegółów. - westchnął.
- Owszem, a ty nie powinieneś się nimi zbytnio interesować. - rzuciłam chłodno.
- Być może... - przyznał niechętnie i dorzucił. - Ale Alfy z pewnością będą.
- Nie obchodzi mnie to dopóki nie rozpowiedzą o moich małych tajemnicach reszcie watahy. - skwitowałam, odruchowo zerkając na wystający mi spod jednego ze skrzydeł, schowany w czarnej, skórzanej pochwie sztylet.
Basior najwyraźniej go zauważył, bo zapytał wyraźnie zdziwiony:
- Zawsze go przy sobie nosisz?
- Jasne. - potwierdziłam z lekkim uśmieszkiem. - W końcu nie wiadomo kiedy może się przydać.
- Mam nadzieję, że nie używasz go z byle powodu...
- To zależy co rozumiesz pod tym pojęciem... - moje oczy zwężyły się w szparki.
- Na przykład zażartowanie sobie z twojego pochodzenia.
- Jeszcze mi się to nie zdarzyło. - uspokoiłam go.
< Silent? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!