Zobaczyłem ją. Tą wilczycy, której szukałem. Poczułem wielką gulę w gardle.
-Przepraszam, ale muszę iść.-rzuciłem do Nasari. Pobiegłem przed siebie. Nie wiedziałem co jej powiem, ale muszę jej to wyznać. Zatrzymałem się przed nią.
-Vane...-powiedziała zdziwiona Witchita. Niewiele myśląc, pocałowałem ją. Objąłem ją. Ona wyrwała mi się. -Co to było?!
-Kocham cię, Witchita.-powiedziałem nieswoim głosem. Wilczyca spuściła głowę. Wiedziałem, że nie oznaczało to nic dobrego. Odwróciła się w stronę morza. Fale delikatnie biły o brzeg, a powiew wiatru rozwiewał jej sierść. Spojrzała na mnie.
-Przykro mi,Vane, ale kocham kogoś innego.-szepnęła.
***
Kenva!-z mojego gardła wydobył się krzyk. Wilk puścił ją, a z jej gardła trysnęła krew. Uśmiechnął się kpiąca, a z jego pyska skapywała jej krew. Rzuciłem się na niego. Podczas skoku odgryzłem mu ucho, które wyplułem przed siebie.
-Teraz, nie żyjesz.-warknął wilk. Rozerwałem mu gardło. Truchło padło na ziemię. Oczy miał otwarte. Zastygły w chwili śmierci. Podbiegłem do ukochanej. Nie żyła.
***
Podczas lotu, właśnie to mi się przypomniało. Czułem ten sam ból. Stratę kogoś bliskiego.
Nie dotrzymałem obietnicy złożonej Whitney. Przed odejściem poprosiłem Kairę by zajęła się moimi siostrzenicami. Wiedziałem, że dadzą sobie radę. W porównaniu do nich byłem słaby.
Teraz wracałem do Whitney. Miałem nadzieje, że siostra mnie ciepło przyjmie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!