Przemierzałem bezkresną krainę zieleni. W domu przemierzałbym krainę trupów i smrodu śmierci. Mój dom został zaatakowany przez jakiś ludzi ze wschodu. Uzbrojeni w potężne czołgi, armię, nie wspominając o broniach, zaczęli mordować niewinnych ludzi, a przy tym... moją rodzinę...
Zapewne pomyślicie, że wilczą rodzinę... Nie, nie. Mam na myśli ludzką. Zaopiekowali się mną. Posiadam moc, złą moc. Moja matka mnie porzuciła, a ojciec próbował utopić w rzecze.
Ci ludzie uratowali mnie w zimę. Na skraju wyczerpania, błąkałem się od domu do domu. Każdy mnie przeganiał, ale nie oni. Wzięli mnie do siebie.
Nie jest to teraz ważne.
Przed sobą zobaczyłem tęczę... Jedyna dobra rzecz, która spotkała mnie od wielu tygodni. Tęcza dała mi siłę. Ruszyłem naprzód.
Z każdym krokiem, była coraz bliżej i bliżej. Zatrzymałem się oszołomiony. Tą tęcze tworzyły wilki... Nie byle jaki, a latające! Nigdy nie widziałem takich wilków. Owszem sam byłem niezwykły, ale od zawsze intrygowały mnie latające wilki.
Westchnąłem. Nie mogłem z nimi porozmawiać. Zbliżyć się do nich... Mogłem wybuchnąć w każdej chwili.
Ruszyłem dalej. Znalazłem jakąś wolną jaskinię. Położyłem się w niej, nie wiedząc, że należy już do kogoś.
< Ktoś popisze? ;-) Śmiało nie gryzę ;p >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!