Biegłem brzegiem rzeki. Taki mój mały trening, przed zapasami z Zaru. Zawsze wygrywał, więc tym razem nie mogę mu dać tej satysfakcji. Zmęczyłem się już tym biegiem, więc zwolniłem do normalnego tępa i szedłem ze spuszczoną głową, oddychając ciężko. I nagle - zderzenie czołowe. Wywaliłem się na przeszkodę, ale pozbierałem się natychmiast. Ujrzałem piękną, czarną waderę z długą grzywką.
- Cz-cześć. - Powiedziałem nieśmiało. - Przepraszam, nie patrzyłem gdzie idę.
- Um... Nie szkodzi. - Rzekła, próbując się podnieść. Coś jej nie wyszło, więc podałem jej łapę i pociągnąłem do góry. Nie utrzymałem równowagi i tym razem ona przewróciła się na mnie.
- Ups... - Zaśmiałem się. Wadera opierając się o mnie ostrożnie wstała. Następnie ja zerwałem się na równe łapy i od razu... gleba [za bardzo odchyliłem się przy tym do tyłu]. Czarna piękność zaczęła się czarująco śmiać z mojego fajtłapowatego stylu życia. Wreszcie pozbierałem się jakoś.
- Jestem Feel. - Uśmiechnąłem się. - A ty?
- Kuro. - Odpowiedziała.
- Ładne imię. Pasuje ci.
- Dziękuję. - Rzekła.
- Ładne imię. Pasuje ci.
- Dziękuję. - Rzekła.
- A mogę wiedzieć dokąd tak zmierzałaś? - Spytałem.
- Właściwie... donikąd. - Odparła. Wydawała mi się jakaś smutna i nieśmiała... Ale była piękna i miała chyba dobry charakter. Było to widać po oczach... Eee... Znaczy... Właściwie... Po grzywce.
< Kuro? >
- Właściwie... donikąd. - Odparła. Wydawała mi się jakaś smutna i nieśmiała... Ale była piękna i miała chyba dobry charakter. Było to widać po oczach... Eee... Znaczy... Właściwie... Po grzywce.
< Kuro? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!