Noc była chłodna. Otuliła mnie swoim płaszczem, jak matka otula zmarznięte dziecko kołdrą. Zwinięty w kłębek, aby ciepło nie uciekło ode mnie tak szybko, czekałam na poranek. Pragnąłem zobaczyć już świt. Czułem zmęczenie i głód. Tyle dni dryfowałem na tej łódce, którą zabrałem ludziom. Wkrótce zasnąłem.
Obudziłem się kiedy słońce było widoczne na horyzoncie. To było piękne zjawisko. Różowe chmurki była na wyciągniecie łapy. Wyglądały jak wata cukrowa. Na górze panowały wielkie, białe obłoki. Gdzie niebo i morze się spotykały, niebo było żółte od wschodu. Pięknie to wyglądała i bardzo romantycznie.
Po kilku godzinach dostrzegłem wysokie góry oraz las. Moje serce przyśpieszyło. Tak bardzo się cieszyłem na myśl o tym, że nareszcie dotarłem do Ameryki!
Ruszyłem w gąszcz lasu. Uderzyło mnie zimne górskie powietrze. Całe dwa dni spędziłem na przejściu przez góry, które wyglądały pięknie. Otaczała je magiczna aura. Nie umiałem tego opisać, ale ta aura działała na mnie kojąco.
Wkrótce wyszedłem z gąszczu. Widziałem przed sobą rzekę w dole i most, który nad nią był. Most był prosty i pięknie zdobiony. Zbudowany z desek i drewna. Zaskoczyło mnie, że coś takiego można zbudować.
Kiedy wszedłem na most. Zobaczyłem na nim... pewną waderę. Wiedziałem, że to wilczyca, gdyż posiadała smukłą sylwetkę i dziewczęce rysy twarzy.
< Wilczyco? Kogo poznał Evan na moście? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!