Życie było ostatnio dla mnie bardzo hojne. W watasze miały się pojawić nowe szczeniaki, a ja zdobyłam przyjaciela i kolegę, Percy'ego i Lukasa. Wszystko szło po mojej myśli.
Niestety... Megan. Z nią wciąż miałam problem. Nie wiedziałam jak mam do niej dotrzeć, porozmawiać z nią. Wciąż była nieufna i zamknięta w sobie. Nie rozumiałam jej. Tylko rozmawiała z babcią lub mamą. Ewentualnie z tatą, ale i tak bardzo mało.
Zachód słońca, który podziwiałam, myśląc o moich osiągnięciach, był przepiękny. Pomarańczowa kula, zwana słońcem, zachodziła za bezkresną zieleń lasu. Promienie słońca oświetlały skrawek drzew, tworząc dla aureolę. Niebo, znajdujące się blisko słońca, było pomarańczowe, a przechodząc dalej, robiło niebieskie.
Zaczęłam sobie coś nucić pod nosem. Nie wiem co to było, ale dźwięki wydobywające się z mojego pyska były " nieudane ", mówiąc delikatnie. Myślałam, że w pobliżu nie ma nikogo...
Usłyszałam czyjś śmiech. Podskoczyłam do góry. Na pagórku stał ktoś. Nie umiałam ocenić czy to wadera, czy wilk, gdyż stanął pod słońce.
< Kim jesteś, wilku/ wilczyco? ;D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!