Wstałam bardzo wcześnie. Hill mieszkał tuż obok mnie, widywaliśmy się codziennie. Ale wczoraj zamiast mojego syna, zastałam pustą jaskinię i malutką niebieską karteczkę, na której widniał ten oto napis:
''Wyjechałem. Zaznaczam.
Nie odszedłem z watahy.
Nie wrócę prędko, ale wrócę.
To tylko na jakiś czas...
- Hill.''
Nie wierzyłam własnym oczom. Z jaskini wyszedł prawdopodobnie w nocy, ponieważ go nie słyszałam, a słuch mam raczej dobry - tylko wtedy, kiedy nie śpię.
Następnego dnia do naszych jaskiń przybiegła niewielka istotka o niezwykłej urodzie - Selene.
- Dzień dobry. - Powiedziała zdyszana. - Zastałam może Hill'a?
- A to on nic ci nie mówił? - Zapytałam zaskoczona.
- O czym mi nic nie mówił? Coś się stało? Może będę w stanie pomóc? - Pytała zdenerwowana.
- Oj, Selene, wątpię... Hill w nocy wyjechał. - Rzekłam, podając jej malutki skrawek papieru. Obejrzała go z każdej strony, czego ja nie zrobiłam. Na odwrocie pisało:
''Przekaż Selene, że ją kocham.''
Waderze napłynęły do oczu gorzkie łzy.
- Na prawdę wyjechał. - Szlochała.
- Nie martw się, jeszcze nie wszystko stracone. - Pocieszyłam. - Pokierował się w stronę Amerykańsko - Kanadyjskiej granicy, więc jest jeszcze niedaleko.
Selene pożegnała się ze mną i czym prędzej pobiegła po śladach Hill'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!