Poznaliśmy naszych nowych przyjaciół, lepiej zapoznaliśmy się z charakterem rodzeństwa, następnie przyszła kolej na alfy. Okazały się być bardzo miłe, a Ginewra poczęstowała nas czymś w rodzaju cukierków, miało miodowy smak. Nie mogliśmy tego jeść za dużo, w końcu naszym pokarmem było mleko. Kiedy mama ogłosiła, że pora na drzemkę, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy, niedaleko nas znajdowali się jeszcze John i Lo. Byliśmy tymi średnimi - John był z nas największy, Lo najmniejszy, a my po środku. Ojciec cały czas nam towarzyszył. Zauważył, że my jesteśmy bardzo podobni do obojga rodziców, a John i Lo jeszcze nie. Może z czasem zaczną się do nich upodabniać kolorystycznie. Są za to podobni do nich charakterem, czego my nie mamy. John bardzo lubi muzykę i oboje są szaleni i zabawni. Kiedy już powoli zasypialiśmy, obudziło nas chrupanie. To była mysz. Zaciekawieni postanowiliśmy podejść i w ten sposób zaczęliśmy odkrywać pierwsze moce - rozmawianie ze zwierzętami. Nagle podszedł do nas Lo.
- Cześć. - Rzekł. - Co robicie?
- Oglądamy mysz. - Odpowiedzieliśmy.
- Wszyscy się bawią w Animal Planet. John jest poskramiaczem orła, a wy zaklinaczami myszy.
- Ja wolę żółwie. - Stwierdziło jedno z nas, zgadnijcie które - Nira.
- Jeszcze lepiej. - Westchnął Lo.
- A ty jakie zwierzę lubisz? - Zapytaliśmy chórem.
< Lo, powiedz, jakie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!