Parę dni po końcu wojny, ja i mój brat obudziliśmy się bardzo wcześnie. Ptaki śpiewały nad naszymi głowami, a Słońce dopiero rozpoczynało swoją codzienną wędrówkę po widnokręgu. Oboje czuliśmy się wolni, rześcy i głodni. Postanowiliśmy, więc wybrać się do lasu, aby upolować coś na śniadanie. Kiedy tylko tam dotarliśmy zauważyłam sarnę pasącą się spokojnie i nic nie podejrzewającą. Pokazałam ją Cheveyo i dałam mu znak, aby został , ponieważ jego łapa nadal odmawiała mu pełnego posłuszeństwa. a sama ukryta w krzakach zaczęłam się skradać w jej stronę. Kiedy byłam już dostatecznie blisko wypadłam z kryjówki jak błyskawica i całym ciałem uczepiłam się jej szyi. Po pewnym czasie poczułam krew i zwierzę padło martwe. Zaciągnęłam je do brata i gdy właśnie mieliśmy wbić w nie zęby, gdy nagle usłyszeliśmy za naszymi plecami czyjejś kroki. Oboje natychmiast się obróciliśmy i zobaczyliśmy Andree'a.
- Cześć, myśleliśmy, że jesteśmy sami. - Powiedzieliśmy w tym samym momencie.
<Andree, dokończ proszę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!