No dobra więc od początku...Miałam na imię Harmonia. Kiedy się urodziłam (A urodziłam się w Imperii mieście wilków) Chodziłam z mamą oglądać jeden miecz, był to miecz zagłady, mówiła mi że tylko dwie osoby na świecie mogą go podnieść a jedna zginęła dawno temu.
Przyglądałam się mu godzinami i dniami a potem nawet nocami i gdy moje oczy były zwrócone w jego stronę budziła się taka chęć zniszczenia czegoś. W końcu nie wytrzymałam, wskoczyłam koło miecza (choć to było zakazane), i spróbowałam go podnieść. Zobaczyłam że zaczął się świecić a mnie otoczyła taka jagby mgła spojrzałam na swoje ręce na nogi na stopy a potem w lustro i zobaczyłam ludzką postać która w ręce trzyma wielki miecz. Zaśmiałam się i zaczęłam uderzać mieczem w jaskinie domy, w mieście zaczął panować chaos wilki nie wiedziały gdzie uciekać, zniszczyłam domy szkołę i świątynie bawiłam się jak nigdy dotąd. Następnego dnia obudziłam się normalnie jako wilk i zobaczyłam koło siebie ten wielki miecz. Rozejrzałam się dookoła wszystko było zniszczone, zaczęłam wołać ,, Jest tu ktoś?! " ,, pomocy!!!" ,, Halo!" Nikt nie odpowiadał. Nagle zemdlałam i przyśnił mi się taki sen:
Oglądałam miecz jak na codzień i nagle skoczyłam podniosłam go, i ....
Wtedy rozejrzałam się dookoła po policzku spłynęła mi ostatnia łza w moim życiu, tak sobie obiecałam. Postanowiłam iść z Imperii, nigdy tam nie wracać i znaleść jakąś samotną jaskinię. Lecz po pewnym czasie zaczęłam czuć bul w sercu. Taką pustkę która nie odstępowała mnie ani na chwilę... miłość? Więc wyruszyłam do Watahy krwawe wzgórze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!