Walentynki... Nie wiem, co mam myśleć o tym święcie. Z jednej strony je uwielbiam, bo przecież mam z kim je obchodzić, ale z drugiej strony, tyle istot jest tak przygnębionych w ten dzień... Właśnie w ten niby zwyczajny dzień, siedziałem z Makką nad Wodnym Sercem. Wyciągnąłem kartkę i zacząłem na niej skrobać, póki nie powstała piosenka, czy może wiersz, nie wiem. Wręczyłem to ukochanej, by opowiedzieć jej o mnie nieco więcej, ale zrobiłem to pod pretekstem sprawdzenia interpunkcji, błędów, ortografii i innych g*wien.
Tekst brzmiał następująco:
Pod tą dobrą powłoką kryję prawdziwego siebie,
robię to tylko i wyłącznie dla ciebie,
bo widzę w twoich oczach wiarę i miłość,
uczucia niegdyś zupełnie mi nieznane,
teraz tak bliskie i wręcz uwielbiane.
I choć przez prawdziwego siebie zapominam o życiu,
wciąż dla ciebie trzymam go w ukryciu,
bo nie chcę, byś przestała mnie kochać,
niczym łza czyste jest serce twoje,
które stracić wciąż tak bardzo się boję.
I zapamiętaj, że moje tyrańskie serce,
choć tak strasznie brudne i złem skażone,
pod sztuczną płachtą dobra bije tylko dla ciebie,
a moja dusza leci w przestrzeń, jak ptak leci po niebie,
bo ty jednym, małym, romantycznym gestem,
pozwoliłaś mi zapomnieć jakim tyranem jestem.
I choć nie znasz prawdziwego mnie,
wciąż czuję beztroskę jak w prawdziwym śnie.
Twoje usta jak aksamit, oczy jak szmaragdy,
a me serce żarzy się niczym istne morze magmy,
twa sierść miękka, głos sopranowy,
przy tobie czuję się jak ktoś zupełnie nowy,
ale nie zapominam, że udaję, blefuję,
lecz za dobre chęci szczerze ci dziękuję.
Jestem sztuczny, nieprawdziwy,
ale w tych sprawach kompletnie uczciwy,
i choć demona w sobie noszę, o jedno cię dziś proszę,
uwierz mi teraz, nie zastanawiaj się,
ja z całego tyrańskiego serca kocham cię!
I zapamiętaj, że moje tyrańskie serce,
choć tak strasznie brudne i złem skażone,
pod sztuczną płachtą dobra bije tylko dla ciebie,
a moja dusza leci w przestrzeń, jak ptak leci po niebie,
bo ty jednym, małym, romantycznym gestem,
pozwoliłaś mi zapomnieć jakim tyranem jestem.
I choć nie znasz prawdziwego mnie,
wciąż czuję beztroskę jak w prawdziwym śnie.
Każdego dnia dziękuję, że demon też może kochać,
jeżeli mnie opuścisz, krwistymi łzami będę szlochać,
i choć wiem, że ten demon we mnie kiedyś dojdzie do głosu,
i choć wiem, że choćbym bardzo chciał, nie zmienię swojego losu,
wciąż niczym wariat będę cię kochać,
a jeśli mnie opuścisz, krwistymi łzami będę szlochać.
I zapamiętaj, że moje tyrańskie serce,
choć tak strasznie brudne i złem skażone,
pod sztuczną płachtą dobra bije tylko dla ciebie,
a moja dusza leci w przestrzeń, jak ptak leci po niebie,
bo ty jednym, małym, romantycznym gestem,
pozwoliłaś mi zapomnieć jakim tyranem jestem.
I choć nie znasz prawdziwego mnie,
wciąż czuję beztroskę jak w prawdziwym śnie.
Kiedy Makka go przeczytała, spojrzała na mnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Bałem się, że rzeczywiście mnie zostawi. Ale ona tylko uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Ale ja to wiem.
Zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie czule.
- Nigdy cię nie zostawię, pomimo tego, że jesteś demonem. - Uśmiechnęła się, a ja uczyniłem to samo. - Ale mam nadzieję, że ty mnie też nie zostawisz.
- Czyżbyś wątpiła w moją miłość? - Zapytałem, i lekko ją pocałowałem. To były jedne z najlepszych walentynek, bo mogłem je spędzić z nią...