- Sandstorm... - szepnąłem. Wadera mocno mnie obejmowała. Czułem jej oddech na plecach. Cichy szloch, który wydawała z siebie, nie pomógł by mi rozstać się z tym miejscem. Kochałem ją. Mocno i otwarcie, lecz nigdy nie byłem pewien jej uczuć. Raptownie odezwała się we mnie nadzieja. Jednak... Moi bracia też byli ważni. Musiałam znaleźć wujka. Postanowiłem się upewnić jednej rzeczy.
- Sand... - rzekłem cicho, patrząc na horyzont. - Dlaczego nie chcesz, abym opuścił watahę? - zapytałem. Wilczyca przestała łkać.
- Myślałam, że wiesz dlaczego... - mruknęła. Przymknąłem oczy. To była prawda. Czuła to samo. Westchnąłem.
- Przepraszam... Muszę go odnaleźć. - powiedziałem. Wadera zacisnęła mocniej łapy. Zaczęła szlochać jeszcze głośniej.
- Proszę, nie! Nie chcę zostać sama! - krzyczała. Nie mogłem wytrzymać. Odwróciłem się. Objąłem jej pyszczek. Oczy, które śniły mi się codziennie, znajdowały się na wyciągnięcie łapy. Dużo mnie kosztowało, abym jej teraz nie pocałował.
- Dobrze, zostanę. - powiedziałem.
< Sandstorm? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!