Po raz pierwszy otworzyłem oczy w samym sercu jednej z fińskich tajg w małej watasze składającej się z zaledwie kilkunastu wilków, w dodatku w większości szczeniaków i starców, dlatego, gdy została ona napadnięta w trzecim miesiącu mego życia przez inną, nie miała dużych szans na przetrwanie. Większość z osobników wchodzących w jej skład, poległo w walce, także cała moja rodzina. Przetrwali tylko Ci, którym udało się uciec. Ja byłem jednym z tych szczęśliwców. Nie mając innego wyjścia, wyruszyłem na poszukiwanie nowego miejsca do dalszego życia. Po niecałym tyg, wędrówki napotkałem młodego samca rysia, który z niewyjaśnionych powodów mnie zaatakował. Postanowiłem nie oddać swego istnienia tak łatwo, więc rozpętała się zaciekła walka, w której przewagę raz zyskiwałem ja, a innym razem- on. Po kilku minutach udało mi się zadać pierwszy cios - wbiłem zęby w jego bark. Poczułem na nich smak, ciepłej krwi, ale moje szczęście nie trwało długo, gdyż po paru sekundach poczułem, że pazury przeciwnika lądują niebezpiecznie blisko mojej szyi. Rzuciłem się szybko byle jak najdalej od ich zasięgu, a następnie wymierzyłem precyzyjnie i wgryzłem się w jedno z jego uszu. Prawie w tym samym momencie wokół mnie zapanowała całkowita ciemność. Czyżby zginął w podobny sposób jak moja rodzina... ? Moja gwiazda zgasła ....? Chyba jednak nie, bo wciąż czuję piekielny ból w miejscu, w którym powinny być narządy wzroku. Dopiero teraz dotarło do mnie, że zostałem oślepiony. Dobrze wiedziałem, iż w tym stanie nie mam za wielkich szans w dalszej walce, więc szybko się oddaliłem.Niedługo potem odkryłem nowe moce zastępujące mi w zupełności wzrok.
Po kilku latach wszędobylski wiatr przyniósł mi informację o dość dużej watasze zajmującej tereny położone niedaleko miejsca mego ówczesnego pobytu. Zacząłem iść uparcie na północny-wschód, gdzie miała się ona znajdować.
Po dwóch godzinach marszu usłyszałem łamanie gałązek dobiegające trochę z prawej strony, jakieś pół kilometra ode mnie. Z pewnością był to któryś z wilków zamieszkujących te tereny. Ruszyłem w jego stronę, a kiedy przeczucie powiedziało mi, że jestem zaledwie parę kroków od niego, powiedziałem:
- Na imię mi Odyseusz, pochodzę z Finlandii i poszukuję watahy, która przyjęłaby w swoje szeregi niewidomego basiora.
Czekałem na odpowiedzieć, starając się powstrzymać napływającą mi do serca nadzieję.
< Amy, kontynuuj, proszę.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!