Coraz częściej słyszałem wycia, dochodzące z północnego zachodu. Pewnego dnia nie wytrzymałem i ciekawość przejęła górę nad podświadomością. Poszedłem do jaskini Gustawa.
- Dzień dobry. - Powiedziałem jeszcze przed wejściem. Alfa na całe szczęście nie zdążył jeszcze wyjść na południowe polowanie.
- Witaj Canyon. - Zabrzmiał głos. Po chwili jego właściciel wyłonił się z cienia.
- Mam do ciebie sprawę. - Rzekłem.
- Słucham. - Odparł, wpatrując się uważnie w moje oczy.
- Słyszałem ostatnio tajemnicze wycia, dochodzące z północnego zachodu, jakieś 20 kilometrów od granicy. Podejrzewam, że to może być moja rodzina...
- Rozumiem, że chcesz do niej wrócić?
- Owszem. Ale nim to zrobię, chciałbym się upewnić, że to oni. Dojdę do granicy po zmroku. Około północy powinienem się odezwać.
- Dobrze. - Odpowiedział i wycofał się. - Życzę szczęścia.
Opuściłem jaskinię alf. Postanowiłem pożegnać się z najbliższymi. Najpierw ruszyłem do starej kryjówki i spakowałem wszystkie swoje manatki. Pożegnałem się z Lakotą, Missisipi, Colorado i Palouse. Potem udałem się nad rzekę Condos, gdzie Hekate zazwyczaj ćwiczyła moce. Znalazłem ją. Wyglądała tak pięknie. Opowiedziałem jej o moich zamiarach.
- Na prawdę opuszczasz watahę? - Spytała z łezką w oku. Wytarłem ją łapą.
- Nie płacz. Proszę. - Szepnąłem. Popatrzyłem na słońce. Chyliło się ku horyzontowi. - Cóż, czas ruszać. Żegnaj Hekate.
Pocałowałem ją przelotnie.
- Zawyj czasem. Usłyszę cię. Kiedy będzie ci smutno, obiecuję, że przybiegnę najszybciej, jak to możliwe. Ale nigdy o mnie nie zapominaj. Dobrze?
Wilczyca w odpowiedzi kiwnęła głową. Odszedłem w las. Zakończyłem ten rozdział w moim życiu. Czas iść naprzód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!