środa, 5 listopada 2014

Od Canyon'a - Starzy krewni

Coraz częściej słyszałem wycia, dochodzące z północnego zachodu. Pewnego dnia nie wytrzymałem i ciekawość przejęła górę nad podświadomością. Poszedłem do jaskini Gustawa.
 - Dzień dobry. - Powiedziałem jeszcze przed wejściem. Alfa na całe szczęście nie zdążył jeszcze wyjść na południowe polowanie.
 - Witaj Canyon. - Zabrzmiał głos. Po chwili jego właściciel wyłonił się z cienia. 
 - Mam do ciebie sprawę. - Rzekłem.
 - Słucham. - Odparł, wpatrując się uważnie w moje oczy.
 - Słyszałem ostatnio tajemnicze wycia, dochodzące z północnego zachodu, jakieś 20 kilometrów od granicy. Podejrzewam, że to może być moja rodzina...
 - Rozumiem, że chcesz do niej wrócić?
 - Owszem. Ale nim to zrobię, chciałbym się upewnić, że to oni. Dojdę do granicy po zmroku. Około północy powinienem się odezwać.
 - Dobrze. - Odpowiedział i wycofał się. - Życzę szczęścia.
Opuściłem jaskinię alf. Postanowiłem pożegnać się z najbliższymi. Najpierw ruszyłem do starej kryjówki i spakowałem wszystkie swoje manatki. Pożegnałem się z Lakotą, Missisipi, Colorado i Palouse. Potem udałem się nad rzekę Condos, gdzie Hekate zazwyczaj ćwiczyła moce. Znalazłem ją. Wyglądała tak pięknie. Opowiedziałem jej o moich zamiarach.
 - Na prawdę opuszczasz watahę? - Spytała z łezką w oku. Wytarłem ją łapą.
- Nie płacz. Proszę. - Szepnąłem. Popatrzyłem na słońce. Chyliło się ku horyzontowi. - Cóż, czas ruszać. Żegnaj Hekate.
Pocałowałem ją przelotnie.
 - Zawyj czasem. Usłyszę cię. Kiedy będzie ci smutno, obiecuję, że przybiegnę najszybciej, jak to możliwe. Ale nigdy o mnie nie zapominaj. Dobrze?
Wilczyca w odpowiedzi kiwnęła głową. Odszedłem w las. Zakończyłem ten rozdział w moim życiu. Czas iść naprzód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!