Impreza urodzinowa odbyła się w wielkiej jaskini. Słoty i krzesła, zostały postawione z ziemi przez wilki, posiadające ten żywioł. Na wielkim stole w głębi jaskini stały przekąski i napoje.
Na wzniesieniu stały wilki. Kapela grała na instrumentach. Pierwszy raz widziałam ten zespół, a w watasze był bardzo słynny. Wszystkie wilki go uwielbiały. Ja również dołączyłam do tego grona.
Wkrótce wszyscy dali się ponieść rytmowi muzyki i włączyli się do zabawy. Tańce i śmiech nie odstępowały mnie na krok. Co chwila tańczyłam z innym wilkiem. Pod koniec utworu wpadłam w ramiona Karo.
- Czas na tort! - zawołała Kaira. Do sali wjechał na wielkim wózku tort. Na górze znajdowała się moja podobizna. Tort miał kilkanaście warstw. Wyglądał bardzo apetycznie.
Oczywiście spróbowałam tortu jako pierwsza. Smakował czekoladą, a pod koniec, kiedy się połykało, czułam mięte. Wybornie! Kochałam mięte - zupełnie jak kot <xd>.
Po zjedzeniu tortu i kolejnym tańcu, przyszedł czas na prezenty. Dostałam bluzkę z logo zespołu, bransoletki, pierścionki itd. Prezenty bardzo mi się podobały i doceniłam to, że każdy starał dać mi coś od serca. Chociaż mnie nie wszyscy znali...
Ktoś złapał mnie za łapę. Czułam, że jestem ciągnięta w stronę wyjścia. Wiedziałam kto to.
- Karo, gdzie mnie ciągniesz? - zapytałam.
- Zobaczysz.
- Ale co z moją imprezą? - jęknęłam. Basior westchnął. Zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczy, bardzo przenikliwe.
- Przygotowałem coś dla ciebie. Tylko nie zepsuj tego. - szepnął. Pocałował mnie delikatnie w usta. Uśmiechnęłam się.
- Już to mi się spodobało. - zachichotałam. Karo przekręcił głowę.
- Wadery... - mruknął. Walnęłam go delikatnie w bok.
Zatrzymaliśmy się przed lasem.
- Gdzie to jest? - zapytałam.
Karo wepchnął mnie pod drzewo. Gałęzie sięgały ziemi i wszystko było zasłonięte - nikt nas nie mógł widzieć, ale my tak. Na trawie leżał kocyk i paliły się świeczki. Słyszałam cykanie świerszczy. Karo wszedł pod drzewo, a ja rzuciłam się na niego. Basior przewrócił się, a jego łeb spoczywał między moimi łapami. Pocałowałam go namiętnie. Czułam ciepło.
- Starczy. - wymamrotał Karo, między przerwami na dostarczenie tlenu do płuc. Uśmiechnęłam się zawadiacko. Wspiął się na gałąź drzewa, a ja weszłam za nim. Przysiadł na czubku. Zobaczyłam jakie piękne niebo było tej nocy. Gwiazdy świeciły na niebie. Niestety nie widziałam księżyca.
- Karo, postarałeś się. - powiedziałam w zachwycie. Złapałam jego wzrok. Głęboki i poważny. Uwielbiałam to. Te piękne niebieskie oczy.
- Wiesz, że twoje oczy niezwykle hipnotyzują. - szepnął mi do ucha, a ja czułam na karku jego oddech. Nachyliłam się do niego.
- A wiesz, że twoje są urocze. - odszepnęłam.
To było, jak dotąd, najwspanialsze urodziny pod słońcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!