Z jednej strony cieszyłam się, że Cheveyo wreszcie znalazł panią swego życia. Naprawdę sobie na to zasłużył. Z drugiej zaś - byłam przygnębiona, ponieważ od tej pory będzie miał mniej czasu dla mnie, Elinor i Fiodora. Zawsze, kiedy go potrzebowałam był przy mnie, przez pierwsze lata nawet zastępował mi rodziców. teraz już tak nie będzie. Wszystko to miało się skończyć. W sercu czułam pustkę, ale starałam się tego nie okazywać. Nie chciałam zepsuć im wspaniałej, radosnej imprezy. Parę razy nawet zatańczyłam z kilkoma basiorami udając, że się dobrze bawię.
Po imprezie jednak powlokłam się ze zwieszoną głową w stronę Rzeki Condos. Mój brat tego nawet nie zauważył. Cały czas był wpatrzony w Albę. Kiedy tylko dotarłam na miejsce pozwoliłam łzom, które od dawna cisnęły mi się na oczy swobodnie płynąć.
,,Co jest ze mną nie tak?" - Szeptałam. - ..Czemu nikt mnie nie chce. Pewnie na zawsze tak już zostanie. Będę brnęła przez swoje długie, nieśmiertelne życie w samotności. Ale z drugiej strony - kto by zechciał sześcioletnią waderę na mało potrzebny w trakcie pokoju stanowisku tłumaczki, prawie bezużyteczną mocą metamorfozy, córką, wnukiem, trochę szaloną i melancholijną, często zatopioną we własnym świecie, która dopiero niedawno nauczyła się bronić i jeszcze nigdy sama nic nie upolowała. zawsze pomagał jej brat?"
Nagle tuż za sowimi plecami usłyszałam cichy trzask gałązki. Szybko otarłam łzy i obróciłam się. Zobaczyłam Kinga.
- Hej. - Przywitałam się mając nadzieję, że nie zauważy, iż płakałam.
- Cześć. - Odparł.
<King, proszę odpisz, jak będziesz miał czas>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!