poniedziałek, 14 października 2013

Od Makki - Jakim cudem?!

Nastał kolejny piękny dzień. Pierwsze promienie słoneczne delikatnie muskały pyszczek mój i Pattona. Kiedy tylko blask słońca dostał się do niego, otworzył oczy i natychmiast wstał.
- Jaki piękny dzień. - Westchnął. Ja jednak wciąż spałam w najlepsze. Patt zaś cichaczem wymknął się z jaskini na łąkę, gdzie rozpoczynał swą przebieżkę [a okrążał on całe tereny watahy kilka razy]. Upewniłam się, że go nie ma. Poszłam spokojnie do lasu Czarnego Rumaka, gdzie znalazłam czarną orchideę, wśród fiołków. Lekko dotknęłam kwiatu i stało się ze mną coś dziwnego. Zamieniłam się w... sarnę!

To było dziwne, aż zbyt dziwne. Lecz najgorsze, że nikt nie umiał mnie odczarować. Ani Greyback, ani  Carla, ani szamani, ani magowie! Nikt!
- Co ja teraz zrobię? - Spytałam samą siebie, wciąż będąc sarną. Nagle rzuciła się na mnie Valixy, czarno biała wadera. Nie wiedziała w końcu, że to ja, zatem nie mogłam jej za to winić. - Valixy! Przestań! - Krzyknęłam. 
- Ma... Makka? - Spytała niepewnie.
- Tak! Zamieniłam się w sarnę! Pomóż mi się odczarować! Szamani, magowie, Carla i Greyback próbowali i im się nie udało. Jedyna nadzieja w tobie, Valixy! - Krzyknęłam.

< Vali, pomóż! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!