niedziela, 31 lipca 2016

Nowa fabuła WKW

Ok, mamy opracowaną nową fabułę! Tworzyliśmy ją w grupie: ja, Szymon, Alexis i Zecor. Ostatecznie powstał sześciopunktowy plan nowej fabuły. Co tydzień będzie odkrywany przed wami jeden punkt, wszystko zaczyna się od dzisiaj, czyli dnia 03.07.2016
Cała akcja trwać będzie w sumie 4 tygodnie, ponieważ dwa pozostałe punkty nieco bardziej rozciągną się w czasie i nie są w to wszystko wliczone. Skończymy około 5 sierpnia (o ile w tym czasie nie wyjadę). Post ten będzie widniał cały czas na stronie głównej watahy, aby widzieć aktualny postęp.

1. Deszcz meteorytów
Czas trwania: 03.07.2016 - 10.07.2016
Streszczenie: Ziemia Wojny zostaje zniszczona, przez co wilki są zmuszone uciec przez najbliższy portal. Jak się okazuje, trafiają do starego świata, w którym niegdyś mieszkały: na Ziemię. Niestety, nie wiedzą jak sobie za bardzo radzić. Szukają swoich terenów, błądząc.
Nie można pisać o tym, jak wilki znalazły swoje tereny. Wilki mają błądzić w ich poszukiwaniu przez ten tydzień.

2. Promień nadziei
Czas trwania: 11.07.2016 - 18.07.2016
Streszczenie: Flash postanawia poszukać terenów na własną łapę i odnajduje je. Spotyka również wilczycę, która opowiada mu, jak ciężko jest się dostać na tereny. Tajemnicza wadera postanawia pomóc watasze i przeprowadzić ją bezpiecznie przez bardzo podejrzane miejsce.
W tej części nie można jeszcze pisać o dostaniu się na tereny; ta część opowiada o przeprawie na nie.

3. Nieznajome zapachy
Czas trwania: 19.07.2016 - 23.07.2016
Streszczenie: Wilki są na swoich terenach. Przeszukują je, jednak nie wprowadzają się nigdzie. Śpią w malutkim obozowisku. Po kilku dniach odkrywają, że nie są same na terenach.
W tej części nie odzyskujemy jeszcze terenów, dopiero na nie wkraczamy.

4. Nocna Walka
Czas trwania: 24.07.2016 - 29.07.2016
Streszczenie: WKW chce wykurzyć obce wilki ze swoich terenów, więc atakuje je w nocy. Niestety, nie wszystko idzie po ich myśli...
W tej części po prostu opisujemy swoje walki z wilkami.
HALO LUDZIE, TA WALKA SIĘ NIE KOŃCZY, TYLKO TRWA! PRZEZ TE 5 DNI MACIE OPISYWAĆ WALKI, O JEJ ZAKOŃCZENIU POINFORMUJE OPO ALFY!

Nie będzie już więcej punktów. Skończyliśmy fabułę o wiele szybciej, niż mogło się to wydawać, jednak spokojnie, już niedługo czekają was kolejne niespodzianki!

DO KOŃCA WAKACJI MOŻNA PRZYWRÓCIĆ WILKI POCHODZĄCE Z ZIEMI, KTÓRYCH PRZYWRÓCENIE BYŁO DO TEJ PORY ZABLOKOWANE!!! PAMIĘTASZ WILKA, KTÓREGO CHCESZ PRZYWRÓCIĆ? NAPISZ JEGO IMIĘ I OPOWIADANIE O POWROCIE, A JA ZAJMĘ SIĘ RESZTĄ.

Od Crow's Cry'a - C.D. Rachel ''Nocna Walka''


Dobrze. Młody Alfa, który skończył ledwo kilka miesięcy został uwięziony we wnętrzu swojego własnego domu. Jak można było się spodziewać, wykończona Rachel, która go przyniosła, padła nieprzytomna niedaleko jaskini, więc poprosiłem telepatycznie Makkę, aby była uprzejma przenieść ją w jakieś bezpieczniejsze miejsce, gdzie będzie mogła powoli dojść do siebie. Rodzina Alf posłała niemalże cały oddział, aby tylko ratować swego syna, którego im wykradliśmy. Wiadomo było, że Samiec Alfa uciekł po zabójstwie Flash'a i wróci dopiero za jakiś czas, jednak Samica Alfa i jej dwójka synów stanowili duże zagrożenie oraz dobre dowództwo nad resztą watahy. Ponieważ wszystkie wilki rzuciły się na okrążające jaskinię osobniki, atak musiał zostać wpierw odparty, a następnie wycofany chociaż w części, by dało się walczyć przynajmniej z częścią z nich na polu walki, a nie pod jaskinią nieprzyjaciela, która chwilowo stała się więzieniem dla starszego ode mnie, nieporadnego basiora. Dziwiło mnie to, że starsi ode mnie są jacyś tacy bardziej... młodzi duchem? To chyba dobre określenie. Identyczną sytuację miałem z Cherry, ona również była starsza, mimo tego o wiele mniej poważna. Chyba zaczynałem powoli odkrywać swoją osobowość, jednak teraz nie było na to czasu: mieliśmy walkę do wygrania, a ja zamierzałem pomścić moją rodzinę i doprowadzić moją watahę do zwycięstwa. Wydawałem poszczególnym wilkom rozkazy za pomocą telepatii, obserwując pole walki z bezpieczniej odległości, gdyż byłem zbyt młody i niedoświadczony, by walczyć. Na całe szczęście sucha teoria, planowanie strategii i tego typu rzeczy wymagają dobrego instynktu, a nie jedynie dużej ilości doświadczenia, choć to naturalnie również jest bardzo ważne. Byłem jednak najlepszym przykładem na to, że nie trzeba wcale wiele przeżyć, aby umieć dobrze rozdysponować wilkami w watasze.
Szło nam wręcz idealnie, przeciwnik wydawał się być coraz bardziej zmęczony. Najtrudniejsze zadanie otrzymał Patton, który miał rozprawić się z Samicą Alfa, a także Jason i Karo, którzy mieli zajmować się jej synami, podczas gdy najmłodszy wciąż pozostawał uwięziony w jaskini i chroniony przez część pozostałych wilków. Druga część walczyła niedaleko Patton'a i reszty, aby odciąć resztę wilków od jaskini - dzięki czemu atak nie będzie aż tak bardzo zmasowany.
 - *Jason, przyduś go.* - Wciąż wysyłałem telepatyczne wiadomości. Była to pierwsza moja moc, której nauczyłem się w sumie sam, pod wielką presją. Początkowo wiadomości nie zawsze docierały do odbiorców, bądź docierały do innych wilków, jednak ostatecznie udało mi się w miarę opanować moc komunikowania się z kimś za pomocą umysłu. - *Bardzo dobrze.*
Z każdą minutą zyskiwaliśmy wyraźną przewagę nad wrogiem, walka była niemalże wygrana. Wiedziałem jednak, że nie uda nam się wybić wszystkich, jednak mieli słabą wolę. Byłem pewien, że planują jakiś plan odwrotu.
 - *Posiadasz wszystkie moce, możesz więc przechwycić ich rozmowy telepatyczne i dowiedzieć się czegoś a propos ich planu? Chciałbym zobaczyć, czy dobrze oceniłem sytuację.* - Telepatyczna wiadomość powędrowała do Patton'a, który już po chwili odpowiedział, również w sposób telepatyczny.
 - *Poruszyli temat odwrotu.* - Rzekł.
 - *Tyle wystarczy, dzięki.* - Odpowiedziałem, po czym zwróciłem się do wszystkich wilków z mojej watahy. - *Aktualnie mamy niewielką przewagę liczebną. Wiedzą to. Planują wykraść szczeniaka i uciec, pozostawiając nam tereny. My jesteśmy zmęczeni, nie możemy dalej walczyć, zatem po prostu pozwólcie im się wedrzeć i buchnąć szczeniaka, jednak dyskretnie. Zatrzymujcie ich, ale w końcu wpuśćcie. Próbujcie ich złapać, jednak nie dajcie rady. Teatrzyk, aby zachować pozory. Jasne?* - Zapytałem, na co niektórzy przytaknęli, inni zaś nie mieli praktycznie nic do powiedzenia, gdyż byli zbyt zajęci walką.
Ostatecznie plan wypalił. Corsair udając, że upada na ziemię, wpuścił jakiegoś wojownika, który wyniósł w pysku szczenię. Kiedy inne wilki z Watahy Rozrzuconych Kości to spostrzegły, zerwały się do ucieczki. Cóż za niehonorowość... gardzę takimi istotami, jak oni. Jak można od tak uciec z pola walki? Jednak zrobili to na naszą korzyść. Poddając się, przegrali.
 - To jeszcze nie koniec! - Z oddali dało się słyszeć głos Samicy Alfa.
Tak więc, ostatecznie wygraliśmy bitwę, jednak nie wojnę. Odzyskaliśmy swoje tereny. Miałem nadzieję, że rodzice i reszta rodziny są ze mnie dumni...

Od Crow's Cry'a - Pierwsi znajomi

Pierwsze tygodnie życia upłynęły mi dość dziwnie, ponieważ byłem najmłodszy w watasze, nie miałem rodzeństwa i generalnie nie za wiele wilków w ogóle mnie znało. Jedynym szczeniakiem poza mną, była starsza o kilka miesięcy Cherry. Lubiłem ją, ale miała nieco inne poglądy, niż ja... a w zasadzie, była po prostu całkowicie odmienna. Ona, choć starsza, zachowywała się jak typowy szczeniak w jej wieku. Ja natomiast zachowywałem się skrajnie poważnie i byłem sztywnym, złym kompanem do zabawy, przez co nasz kontakt był znikomy. Wydawało mi się jednak, że moja powaga i dość dziwne nastawienie do rzeczywistości sprawiały, że podobałem się waderze. Niestety, na tak wczesnym etapie życia nie myślałem za bardzo o związku, czy chociażby zauroczeniu się w kimś. Wiadomo, to przychodzi samo, nawet jeśli tego nie chcesz, jednak Cherry wtedy była po prostu starszą koleżanką, nikim więcej. Moja mama, Max, zmarła niedługo po porodzie. Wyczołgałem się wówczas z jaskini i postanowiłem pozwiedzać świat, wpadając na niedźwiedzia. Poświęciła własne życie, abym ja mógł żyć i przeżyć również śmierć swojego ojca, którego imię brzmiało Diesel. Basior został brutalnie zabity przez samicę Alfa wrogiej watahy, został zamrożony przez jedną z jej umiejętności, a lodowy pomnik bez życia rozbity w drobny mak. Zginął na froncie, walcząc za tereny naszej Watahy, które zostały nam w okrutny sposób odebrane. Poszukiwałem znajomych wśród nieco starszych wilków, niż Cherry. Jako najmłodszy Alfa w historii tej watahy miałem dość dużo znajomych, wszak Alfa powinien znać dobrze całą watahę. Moim najlepszym przyjacielem był jednak Patton, który zajął się mną i przygarnął do siebie, dopóki nie dorosnę. Udzielał mi rad i wskazówek, jak zostać dobrym Alfą, jak zarządzać watahą i jak podnieść się z dna po śmierci moich rodziców, jedynych ważnych dla mnie osób; wilków, bez których teoretycznie nie byłem w stanie przeżyć. Another, moja mentorka, która miała szkolić mnie na dobrego i silnego woja o znakomitych strategiach walki, również zmarła na froncie, zaraz obok mojego ojca, w dokładnie taki sam sposób, przez co straciłem nauczycielkę. Od tamtej pory Patton pełni funkcję mojego mentora, choć nie jest na odpowiednim stanowisku i powinien nauczać jedynie morderców i szpiegów. No ale co mógł zrobić w tej sytuacji? Pozostawić mnie bez mentora? Przecież jako szczenię musiałem się dużo uczyć, nie mogłem nie mieć nauczyciela, a że żadnego nie było, został nim właśnie samiec Beta. Poza nim, jego partnerką i wspomnianą wcześniej Cherry, nie miałem żadnych przyjaciół, choć teoretycznie powinienem mieć ich dużo, wszak jestem Alfą. Miałem nadzieję, że wkrótce poznam parę ciekawych osób, zdobędę więcej przyjaciół, a może nawet się zakocham...

Od Rachel - C.D. Crow's Cry'a ''Nocna Walka''


Straty, jakie osiągnęliśmy podczas walki, bardzo zminimalizowały nasze możliwości wygranej, ale też bardzo mnie zabolały. Przywiązałam się do tej watahy i zaszczytem było walczyć u boku tak wspaniałych alf i wszystkich członków, jednak jeszcze większym zaszczytem było za nich zginąć. Gdy tylko doszły mnie słuchy o śmierci przywódców i ich rodziny, coś we mnie pękło. Straciłam kontrolę nad ciałem i nim zdążyłam się zorientować, że jestem w centrum pola walki, leżałam na ziemi przygnieciona przednimi łapami przez waderę z wrogiej watahy, której czarne jak smoła oczy przebijały moje ciało, zarówno jak i duszę. Po chwili poczułam niewyobrażalny ból. Nie mogłam się ruszyć, czy odezwać, a też możliwość komunikacji poprzez telepatię została mi odebrana. Czułam jak umieram. Jednak nie czułam łez, cisnących się do oczu. Nie czułam nic, a jedynie żal i gniew nim spowodowany. Spojrzałam na ziemię nawet w najmniejszym stopniu nie kierując w jej stronę źrenic. W myślach zanuciłam jedno zdanie z pewnej piosenki. I nagle zawładnęła mną niespotykana siła. Czułam, jak moje ciało zostaje rozszarpane na tysiące strzępków. Jednak nie wydałam z siebie najcichszego krzyku. Poczułam tą dziwną woń. Rządzę walki. W jednej chwili odepchnęłam waderę, a ta zaskoczona upadła metr dalej, jednak szybko wstała. Zerwałam się na równe łapy.
- Zabiliście moją watahę, a wataha to rodzina. Myślisz, że to jest fajne!? Odebraliście te tereny. Skazaliście nas na przegraną. Ale my się nie poddamy. A już na pewno nie ja. Pożałujesz, że żyjesz! - krzyknęłam
- Bo co ty mi niby możesz zrobić? - zaśmiała się ironicznie.
Skoczyłyśmy sobie do gardeł. Choć może nie byłam godna z nią walczyć, postanowiłam uczcić śmierć alf. Nie mogła pójść na marne. Moja przeciwniczka wykonywała dość szybkie i skuteczne ataki, przy czym zadawała mi sporo bólu. Jednak nie to było istotne. Starałam się wyprowadzać kontry. Po około minucie walki, stwierdziłam, że pozycja obronna nie jest dla mnie najlepsza. Nagle moje oczy błysnęły dziwnym światłem. Uniosłam łeb na tyle, na ile byłam w stanie i wpiłam kły w krtań wadery, a z rany popłynęła czarna jak smoła, gęsta ciecz. Rozszarpałam jej futro na karku i rzuciłam w drzewo, a ta, lekko zdezorientowana, upadła pod nim. Korzystając z chwili oszołomienia zatrzymałam czas i wzbiłam się w powietrze. Postanowiłam, że zadam jej znacznie gorszy ból, niż ten fizyczny. Poleciałam szukać młodego alfy. Z mojego punktu widzenia był to jeszcze szczeniak, jednak wiedziałam, że zagrożenia nie należy lekceważyć. Zleciałam do niego i zatopiłam kły w szyi, następnie odlatując. Gdy byłam dość wysoko znów sprawiłam, że czas znów płynął jak powinien. Ruszyłam w kierunku watahy, mijając wściekłą samicę alfa naszych wrogów. Widziałam ten morderczy błysk w jej oku. Czułam jak brakło mi sił, straciłam bardzo dużo krwi, która nadal lała się z zadanych, głębokich ran. Oczy zachodziły mi mgłą. Jednak wiedziałam, że nie mogę się poddać. Nie w takim momencie. Nie tak. Dotarłam do naszego oddziału. Stali w zwartym szyku, przed jedną z jaskiń. Wpadłam do jaskini jak burza i zostawiłam tam młodego samca, uprzednio pozbawiając go przytomności.
-Teraz będziecie cierpieć...- szepnęłam, bezsilnie opadając na ziemię. Poczułam jak cała energia ze mnie wyparowała. - A wam, droga wataho, życzę powodzenia. Zaszczytem było dla was walczyć, pomimo strat jakie odnieśliśmy...

<Ktoś zechce dokończyć? ;3>

Od Arnis'a - C.D. Cloud ''Cienie przeszłości, światło przyszłości''


Wyszedłem po paru ładnych godzinach.
- Cudownie. - mruknąłem do siebie i ruszyłem w stronę lasu.
- Co się stało? - spytała Cloud, podbiegając do mnie.
- Czekałaś na mnie? - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
Wadera przytaknęła.
- I co ci powiedział Flash? - spytała, dalej idąc za mną.
Skrzywiłem się lekko. Nie przepadałem za dużą ilością pytań.
- Że jeśli dalej chcę ich szukać, to muszę do was dołączyć, - mruknąłem.
- To świetnie, - uśmiechnęła się.
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem należeć do żadnej watahy. Zawsze zbytnio się przywiązywałem, a potem tylko traciłem.
- A powiesz mi przynajmniej, kogo szukasz? - zagaiła po chwili Cloud.
- Pająków. - powiedziałem, przeskakując strumyk w lesie.
Wilczyca zaśmiała się w odpowiedzi.
- O, tu masz jednego. - pokazała pajęczynę nade mną i również przeskoczyła.
Skrzywiłem się.
- Hahaha, bardzo śmieszne. - odpowiedziałem sarkastyczne.
- Więc? O jakie pająki chodzi?
Odetchnąłem cicho.
- O organizację, która wybiła moją rodzinę - oznajmiłem.
Cloud nie odpowiedziała, więc dalej szliśmy w milczeniu.
- A jaka jest twoja decyzja? - spytała po jakiejś godzinie ciszy.
- Dołączę, a co mam zrobić? - mruknąłem bez przekonania.
- To musimy wracać. Walka zaczyna się dzisiaj w nocy.

***

- Cloud! - wrzasnąłem, podbiegając do leżącej na ziemi wadery.
Uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Przepraszam. - wyszeptała.
W boku miała koszmarną ranę, z której cały czas sączyła się krew. Wiedziałem, że nie mogę jej już pomóc. Padłem obok niej.
- Nie... To ja przepraszam. - szepnąłem.
Teraz tylko siedziałem i patrzyłem na nią, aż wyzionęła ducha.

sobota, 30 lipca 2016

Cloud odchodzi z watahy!

Cloud odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: KJK | e-mail: KJKwilk@gmail.com |
Powód odejścia: Śmierć/Zabita przez wrogą watahę
Piastowane stanowiska: Generał
Data dołączenia: 15 lipiec 2015
 Data odejścia: 30 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Od Crow's Cry'a - C.D. Another ''Nocna Walka''


Odczuwałem śmierć każdego kolejnego wilka. Kiedy ktokolwiek z watahy umierał, na moim ciele pojawiała się jedna rana. W głowie słyszałem też imię tego wilka. To był horror. Wyłem z bólu, żalu i smutku, a Cherry jedynie wpatrywała się we mnie, próbując mnie jakoś opanować. Powtarzałem imiona wilków, które zginęły: Flash, Star, Crazy Lightning, Silence, Black Orchid, Another, Diesel... To ostatnie bolało mnie najbardziej. W tamtej chwili straciłem całą swoją rodzinę. Byłem ostatnim Alfą, który żył... A miałem zaledwie parę miesięcy. W pewnym momencie wiedziałem, że Wataha sobie nie poradzi... wyrżną ich wszystkich, jak zwierzęta. Chcąc temu zapobiec, podjąłem dość drastycznie kroki. Wiedziałem jednak, że to jedyne, co mogę zrobić. Choć byłem bardzo młody, nie miałem serca pozostawiać przyjaciół na pastwę losu. Starczy, że zrobiłem to z moją rodziną, przez co teraz zostałem sam, bez nikogo.
 - Wiem, że miałaś mnie pilnować, jednak ta sytuacja wymaga poświęcenia z mojej strony. Proszę, po prostu nie wychodź z obozu. Ktoś musi tu zostać. - Powiedziałem, zwracając się do młodej, skołowanej wadery. - Obiecaj, że nie wyjdziesz za mną!
 - Obiecuję. - Wyszeptała. Skinąłem głową i zacząłem iść w stronę pola bitwy. - Crow? - Zagadnęła, na co ja przystanąłem i obróciłem głowę. Zobaczyłem psyk zatroskanej wadery. Jej wargi delikatnie dotknęły mojego policzka. - Uważaj na siebie.
Uśmiechnąłem się do Cherry, po czym ruszyłem w stronę miejsca, z którego wydobywały się liczne wrzaski konających przeciwników. Byłem w stanie ocenić, czy to nasi krzyczą, czy przeciwnicy. Śmierć kolejnych dwóch wilków dała naszym dodatkowe siły, jednak wiedziałem, że to nie wystarczy. Potrzebują zastrzyku nie tylko energii, ale również nadziei. Dodatkowo, samiec Beta wraz z młodą Deltą wyruszyli na poszukiwanie ciała mojego wujka. Wiedziałem to wszystko, jakbym mógł spojrzeć na każdego wilka z perspektywy jakiegoś powietrza, czy czegoś. Mogłem dowolnie przeglądać wilki i ich poczynania: wystarczyło pomyśleć o danej postaci. Właśnie w tej sposób na bieżąco sprawdzałem, czy moja koleżanka, Cherry, jest cały czas na swoim miejscu. Martwiłem się o nią, tak samo jak o wszystkich, którzy walczyli. Nagle padłem i z głośnym krzykiem obserwowałem, jak na moim ciele pojawia się kolejna rana.
 - *Cloud.* - Usłyszałem w głowie. Tak więc, teraz nie mieliśmy już nawet generała... To wszystko było straszne. Pozbierałem się i szybko ruszyłem w stronę pola walki. Właśnie straciliśmy dowódcę. Patton nadal nie przybył na miejsce... Nie mieliśmy już nikogo, kto byłby w stanie pokierować watahę do zwycięstwa. Tym bardziej cieszyłem się, że postanowiłem ruszyć tyłek i coś z tym wszystkim zrobić. Bo jak nie ja, to kto?
Wysłałem wilkom telepatyczny sygnał, aby popatrzyły na skałę po lewej stronie pola. Stałem w tamtym miejscu i machałem im łapą. Zdziwione miny członków mojej watahy przyprawiały mnie o mały napad śmiechu, jednak wiedziałem, że to nie jest śmieszne. Wiedziałem, że kiedy skończymy walczyć, nie będzie miło, a Makka zrobi mi wykład na temat bezpieczeństwa. Teraz jednak liczyła się wygrana, a nie moje bezpieczeństwo. Spojrzałem na nią. Ona też to wiedziała. Wpatrywała się we mnie z małym, ledwo widocznym uśmiechem. Wilki nadal walczyły, podczas gdy ja przemawiałem do nich telepatycznie, licząc, że mają podzielną uwagę.
 - *Jestem ostatnim żyjącym alfą tej watahy. Przyszedłem do was z obmyśloną strategią walki. Rozproszenie się i walczenie w pojedynkę było naszym najgorszym pomysłem. Wiem, że to głupio, że szczenię dyktuje wam rozkazy, jednak nie mamy wyboru w takiej sytuacji, jak ta. Łucznicy powinni skoncentrować się na przejęciu jaskini alf. Kiedy ją zdobędziecie, będziecie w stanie strzelać z tamtego miejsca do innych wilków. Pozostali natomiast, nich zbiorą się i niech połowa grupy zniewoli jakiegoś ważnego wilka. Najlepiej młodego alfę. Kiedy łucznicy przejmą jaskinię alf, młody alfa zostanie tam wprowadzony, a wówczas wszystkie wilki będą chciały go uratować. Natomiast cała nasza wataha skoncentruje się na chronieniu jaskini. Broniąc się, będziecie zabijać, pomagając sobie nawzajem i nie zmieniając w żaden sposób szyku. W ten sposób wybijemy większość wilków. Niech przynajmniej dziesiątka z was wciąż walczy na polu walki, by zająć czymś wilki. Wiem, że to wszystko trochę niejasne... Ale rozumiecie o co chodzi?* - Zapytałem. Otrzymałem mnóstwo potakujących odpowiedzi w głowie. Nie wiedziałem, że cały mój wywód został wysłany również do Patton'a, od którego po chwili otrzymałem wiadomość.
 - *Dobra robota, Crow's Cry. Już do was lecimy.*
Już po chwili nasze szeregi zostały wzmocnione o dwójkę wilków. Grace wylądowała tuż na zgrabnej waderze, tym samym mordując ją, natomiast Patton pojawił się tuż obok mnie.
 - Poprowadzisz nas do zwycięstwa... - Zaczął, po czym ukłonił się. - ...alfo Watahy Krwawego Wzgórza.
 - Patton, nie wygłupiaj się. - Powiedziałem, próbując w jakiś sposób podnieść go z klęczek.
 - Nie wygłupiam się. - Odparł. - Jesteś ostatnim  żyjącym Alfą, więc przywództwo ci się w pełni należy. Jesteś młody... pomogę ci rządzić, dopóki nie dorośniesz. Będę twoim wiernym pomocnikiem, tak jak byłem pomocnikiem twojego dziadka i twojego wujka. W tej chwili tylko ty masz na tyle siły... Zostałeś do tego wybrany. To właśnie ty poprowadzisz watahę do wolności, i do zwycięstwa. - Powiedział, po czym jeszcze raz ukłonił się, następnie pikując w dół i zdejmując dużego basiora. Kątem oka spostrzegłem, że Karo i reszta łuczników dostali się już do jaskini alf i z jej szczytu ostrzeliwują wrogów. Teraz trzeba było jeszcze zniewolić młodego alfę i skutecznie odeprzeć ataki wszystkich, którzy będą chcieli go odzyskać. W ten sposób, broniąc się, możemy wygrać tę walkę. Liczyłem na moją watahę. Wiedziałem, że damy sobie radę. Wygrana była w zasięgu naszych łap!

< Ktoś? ;D >

NIE DOKAŃCZAĆ, ZAKLEPANE PRZEZ marysia505!

Od Cloud - C.D. Arnis'a ''Cienie przeszłości, światło przyszłości''


 - Miło mi. - Mruknął basior. - Muszę już iść, cześć.
 - Hola, hola. - Odpowiedziałam, wzlatując w powietrze i pojawiając się tuż przed nim. - Naprawdę myślałeś, że tak po prostu pozwolę ci iść? Kręcisz się w pobliżu mojej watahy, a ponieważ jestem jej członkinią, muszę zaprowadzić cię do alfy na małe przesłuchanie. Jeśli uzna, że nie stanowisz żadnego zagrożenia, możesz sobie śmiało odchodzić i śledzić dalej. Być może w tym momencie utrudniam ci jakieś zadanie, czy coś, ale takie już są procedury. - Uśmiechnęłam się do Arnis'a. - Ok?
 - No dobra, tylko szybko. - Rzekł.
 - Nie należę do wolnych wilków. - Zaśmiałam się i zaczęłam biec. Arnis początkowo miał kłopot, aby zrównać się z moim tempem, jednak już po niecałej minucie biegliśmy niemal równo. - Tylko bez żadnych sztuczek. Załatwimy to szybko i dzięki temu za niespełna godzinę wrócisz do śledzenia swoich... A właśnie, kogo ty śledzisz?
 - Nie bądź taka ciekawska. - Odparł.
 - Przestań być taki tajemniczy. - Rzekłam.
 - Będę. - Powiedział. Wiedziałam, że nic więcej z niego nie wyciągnę. 
Droga nie była zbyt długa, bo cąły obóz był dosyć mały, zajmował przecież jedną, dość dużą polanę. Przystanęłam przed największym namiotem.
 - To tutaj. - Oznajmiłam.
 - Rozumiem.
 - No to... powodzenia. - Uśmiechnęłam się. - Odpowiadaj po prostu na pytania i cię wypuszczą.
 - Jesteś pewna?
 - Nie wyglądasz na niebezpiecznego. - Odpowiedziałam, po czym pożegnałam się z nim. Przechadzałam się niedaleko namiotu, do którego wszedł Arnis...

< Arnis? Wybacz, że krótkie. >

Diesel odchodzi z watahy!

Diesel odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: KJK | e-mail: KJKwilk@gmail.com |
Powód odejścia: Śmierć/Zabity przez alfę wrogiej watahy
Piastowane stanowiska: Przywódca Polowań
Data dołączenia: 20 sierpień 2014
 Data odejścia: 30 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Another odchodzi z watahy!

Another odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: KJK | e-mail: KJKwilk@gmail.com |
Powód odejścia: Śmierć/Zabita przez alfę wrogiej watahy
Piastowane stanowiska: Młoda Samica Alfa, Żołnierka
Data dołączenia: 1 styczeń 2016
 Data odejścia: 30 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Od Another - C.D. Patton'a ''Nocna Walka''


Skuliłam się nad zwłokami. Mój ojciec, moja matka, mój brat, dwójka ważnych dla mnie wilków... nie żyli. Zostali zabici, ot tak, po prostu. Morderczyni mojej matki i brata siedziała teraz na wysokiej skale i śmiała się, spoglądając jak wciąż się potykamy. Wiedziałam, że nie wytrzymamy długo. To już koniec. Przegraliśmy... Czy aby na pewno? Jedynym wilkiem, który czuwał przy mnie, okazał się mój wujek, Diesel. W tamtej chwili byliśmy ostatnimi wilkami z hierarchią alfy. Niestety, nie mogliśmy przejąć władzy nad watahą, ponieważ zrzekliśmy się przywództwa kilka lat temu. Teraz uważałam, że to był błąd. Niestety, nie mogłam już nic zrobić, co się stało, to się nie odstanie. Poza tym, miałam teraz o wiele większe problemy. Zalewając się łzami, spojrzałam na basiora, który stał obok mnie ze spuszczoną głową.
 - Oni wszyscy... Oni wszyscy nie żyją! - Wykrzyknęłam w żałosnym płaczu. - Zostaliśmy tylko my... Niedobitki. Nędzne robactwo, które i tak na nic się tu nie przyda. Wujku, zostaliśmy tylko my...
 - Na to wygląda... - Westchnął. - Ale nie możemy się poddać. Twój dziadek nie poddałby się na naszym miejscu. Był najdzielniejszym alfą, jakiego znałem. Zrzekłem się przywództwa, bo wiedziałem, że nigdy nie będę taki, jak on. - Powiedział. - Może to twoim przeznaczeniem jest przywrócić świetność naszej watasze?
 - Nie wiem... - Mruknęłam. To wszystko było dla mnie bardzo trudne. Śmierć rodziców, teraz jeszcze przypominanie mi o dziadku, którego zawsze bardzo chciałam poznać. Wydawało mi się, że przestałam racjonalne myśleć. Patrzyłam jak idiotka na ciała poległych wilków, zastanawiając się co dalej. Chociaż wiedziałam, że dla mnie nie ma już przyszłości. 
 - Zrzekliśmy się przywództwa, jednak możemy wybrać nowe alfy. - Powiedział w pewnym momencie basior. - Widzę, że zostanie alfą byłoby dla ciebie zbyt wielkim wysiłkiem. Twój stan psychiczny ci na to nie pozwala...
 - Zdecydowanie powinniśmy to zrobić. - Rzekłam. - Wybrać nowe alfy. Dać watasze nową siłę, z którą może zwyciężyć. Nic tu po nas, wujku.
 - Mała ma rację. - Usłyszałam. Chciałam się odwrócić i zobaczyć kto to, niestety, moje łapy były przymocowane do podłoża. Coś nas powoli mroziło. Nagle tuż przed nami wyskoczyła biała wadera z czarnymi oczami. Morderczyni mojej rodziny... - Nic tu po was. I tak już wygraliśmy. Spójrzcie. Wasza wataha po prostu umiera, to już jej koniec. Nie ma wilka, który by was teraz uratował. Nie ma już nadziei dla was i waszej watahy. - Powiedziała, po czym dokończyła dzieło. Zostałam całkowicie unieruchomiona. Krzyczałam, jednak nikt nie słyszał. Pod lodową skorupą zaczynało brakować powietrza. Moje wnętrzności również zaczęły się zamrażać... aż w końcu stałam się tylko nędznym posągiem, martwym i nikomu niepotrzebnym. Wtedy wiedziałam, że nie ma już nadziei. 

< Ktoś? >

Od Patton'a - C.D. Arnis'a ''Nocna Walka''


Znaleźliśmy Flash'a... niestety, był martwy. Kiedy zobaczyłem jego ciało bez przednich łap, leżące na ziemi z lekkimi drgawkami, coś we mnie pękło. Dostojny alfa Watahy Krwawego Wzgórza... zmieszany z błotem w tak paskudny i brutalny sposób. Grace momentalnie odwróciła łeb, by nie oglądać zmasakrowanego ciała. Wiedziałem, że sprawca zwiał i raczej tak szybko go nie znajdziemy, więc pozostał mi jedynie powrót do watahy z roztrzęsioną Grace. Ciało wilka ukryłem w jaskini i starannie ją zasypałem. Wrócimy tutaj z całą watahą, by oddać mu hołd. Tak więc, zszokowani i zasmuceni ruszyliśmy w stronę watahy. Podczas drogi dostałem dwie wiadomości, które dopiero teraz byłem w stanie odczytać.
 - *Patton, straciliśmy Star i Crazy'ego. Jesteście bardzo potrzebni.* - W mojej głowie rozbrzmiał głos Cloud. Z mocno bijącym sercem przesłuchałem również wiadomość od Sil'a. 
 - Pospiesz się. - Powiedziałem do Grace, po czym gwałtownie przyspieszyłem.
 - Dlaczego? - Zapytała. - Coś się stało?
 - Pierwsze wilki zaczęły umierać. - Wydusiłem, na co Grace zrównała się z moim tempem. - Bardzo ważne wilki. Silence, Star, Crazy Lightning... może ktoś jeszcze.
 - Co zrobimy? - Zadawała ciągłe pytania.
 - Nie wiem. - Odpowiedziałem, zastanawiając się, jak wybrnąć z tego wszystkiego i wciąż pozostając pod wpływem bardzo dużego szoku. - Wygląda na to, że aktualnie nie mamy przywódcy.
 - Jak to? 
 - Diesel i Another zrzekli się prawa do bycia Alfami. W ten sposób władzę powinny przejąć bety, jednak nie poradzimy sobie. Nie mam zamiaru stawać się alfą Watahy Krwawego Wzgórza. Nie czułbym się z tym dobrze. Mieszkam tutaj od początku istnienia tej Watahy... właśnie przeżyłem drugą śmierć alf. Tym razem jednak nikt nie może zasiąść na zaszczytnym miejscu przywódcy, a ja nie mam zamiaru tego robić. Musimy znaleźć nową alfę. 
Wróciłem na pole bitwy, gdzie czekało mnie coś... niesamowitego...

< Ktoś? >

piątek, 29 lipca 2016

Od Arnis'a - C.D. Silence'a ''Nocna Walka''


Masakra. Chyba tylko tak można było opisać, co się tutaj działo.
- Wiedziałem, że bez planu to nie wypali - mruknąłem.
Starałem się uspokoić. Im więcej o tym myślałem, tym gorzej mi szło.
- Cloud, musimy się wycofać! - krzyknąłem.
Nie zareagowała, więc albo była zajęta walką, albo nie chciała mnie słuchać. W sumie nie dziwiłem jej się. Nowy wilk, jeszcze nikt do końca mi nie ufał. Westchnąłem cicho. Alfy nie żyły, wszyscy byli na straconej pozycji. Poza tym coraz więcej naszych padało martwych.
Nagle zauważyłem, że nasza pani generał ma kłopoty.
- Cloud! - krzyknąłem, wskakując pomiędzy nią, a masywnego basiora. 
Gdybym tego nie zrobił, wadera miałaby teraz roztrzaskaną tchawicę. Tak to tylko ja miałem olbrzymią ranę na karku. Skrzywiłem się z bólu.
- Arnis! Oszalałeś?!
Zaśmiałem się wstając.
- Leżałabyś martwa, gdyby nie ja. - powiedziałem, krzywiąc się. - Nie mogłem pozwolić na kolejną stratę. Idź ich zebrać, ja postaram się pokonać tego tutaj.
Cloud spojrzała na mnie zdziwiona.
- Idź. - warknąłem i zaatakowałem przeciwnika.

<ktoś? ^^>

Zaklepuję. ~ KJK

Silence odchodzi z watahy!

Silence odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: IHaveOnlyHope |
Powód odejścia: Śmierć/Zabity przez członka wrogiej watahy
Piastowane stanowiska: Samiec Gamma, Zarządca Obrońców
Data dołączenia: 28 listopad 2014
 Data odejścia: 29 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Black Orchid odchodzi z watahy!

Black Orchid odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: IHaveOnlyHope |
Powód odejścia: Śmierć/Zabita przez członka wrogiej watahy
Piastowane stanowiska: Tropicielka
Data dołączenia: 16 sierpień 2015
 Data odejścia: 29 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Od Silence'a - C.D. Star ''Nocna Walka''


Walka trwała już dobre parę godzin. Wataha walcząca z nami poniosła bardzo ciężkie straty, co skutkowało pojawieniem się na polu bitwy większej ilości wader oraz młodszych osobników. Właśnie zakończyłem żywot kolejnej nędznej istoty, przyglądając się jak koleje mięsa armatnie wbiegają na pobojowisko. Większość walczących jednostek powoli zaczynała brodzić w kałuży krwi, skóry i mięsa. Mogę śmiało powiedzieć, że ociekałem krwią... zarówno swoją, jak i przeciwników. Nie pamiętałem już ilu zabiłem... nie wiedziałem ilu naszych poległo. Nie wiedziałem gdzie podziały się niektóre jednostki, jednak walka musiała trwać. Naprzeciw mnie stanęła samica inna, niż wszystkie inne. Jej zęby, które ukazała prawie od razu po nawiązaniu kontaktu wzrokowego, ociekały krwią. Pysk, łapy, korpus, a nawet uszy, miała pełne ran ciętych. Bez namysłu rzuciliśmy się sobie do gardeł... jak się później okazało, był to błąd. Samica pomimo, iż nie była duża, cechowała się sporą siłą i szybkimi kontrami. Taka technika bardzo szybko pozwoliła jej na zadanie mi kilku poważniejszych ran. Kątem oka zobaczyłem Black Orchid, próbującą wyprowadzić atak idealnie w szyję wadery. Nie wiem czemu spojrzałem się w jej stronę... Przecież to był tylko ułamek sekundy. Samica momentalnie obróciła się, kierując swoje szczęki prosto na gardło Black. Stałem bezradnie w tumanach kurzu, patrząc jak obie wilczyce padają na ziemię... niestety... podniosła się tylko jedna. Potwór, z którym walczyłem szybko oblizał swoje spierzchnięte wargi.
- Partnerka? - Zapytała, szykując się do kolejnej szarży. 
Nie odpowiedziałem... poczułem smak smoły w ustach, z oczu wypłynęły karmazynowe łzy, a futro zjeżyło się na całym ciele. Furia... nawet to nie było w stanie nadążyć za jej ruchami. Po krótkiej chwili padłem na ziemię, czując ogromny ból w obu zgięciach kolan... Przecięte ścięgna skutecznie wyeliminowały mnie z dalszej walki. Poczułem, jak ciało wadery przygniata mnie do ziemi, a jej łapa zaciska palce na sierści znajdującej się na moim łbie. Zimne ostrze przesunęło się po gardle z wielką precyzją. Poczułem tylko pieczenie i falę ciepłej cieczy, ściekającą po klatce piersiowej. 
- *Wybacz stary... dłużej nie dam rady. Lepiej wracaj na pole bitwy... wygrajcie tą bitwę... i żegnaj.* -Telepatyczna wiadomość została wysłana w eter, a jej odbiorcą miał stać się Patton, którego nie widziałem od dłuższego czasu. Czułem, jak ciepło ucieka z mojego ciała. Próbowałem dostać się do Black, widząc, że powoli się porusza. Nie musiałem jednak długo czekać, aby zobaczyć, jak kolejny przeciwnik odcina jej głowę i rzuca w tłum walczących stworzeń. Moje ciało pozostało, lecz duch obserwował walkę z większej wysokości.

<Ktoś inny?>

Star odchodzi z watahy!

~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: †Anonymous† |
Powód odejścia: Śmierć/Zabita przez alfę wrogiej watahy
Piastowane stanowiska: Samica Alfa, Goniąca
Data dołączenia: 20 sierpień 2014
Data odejścia: 29 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Crazy Lightning odchodzi!

Crazy Lightning odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: †Anonymous† |
Powód odejścia: Śmierć/Zabity przez alfę wrogiej watahy
Piastowane stanowiska: Mlody Samiec Alfa, Dowódca Łuczników
Data dołączenia: 1 styczeń 2016
Data odejścia: 29 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Od Star - C.D. Karo ''Nocna Walka''


Kiedy dostałam wiadomość od Flash'a, wiedziałam, co się stało. Mogłam to poczuć, jakby przez wiązkę telepatycznej więzi oddał mi część bólu, który czuł w tamtej chwili. Przegrał... Już go nie było... To wszystko mnie przerastało... W tamtej chwili pozostały mi już tylko moje dzieci, ale... to nie było to. Z jednej strony nie chciałam ich zostawiać samych z tymi wszystkimi problemami, jednak cała reszta mnie nie chciała już żyć, chciała po prostu zginąć, nieważne w jaki sposób. Flash zapewne nie chciałby, abym popełniała samobójstwo w takiej sytuacji... i tylko z tego względu tego nie zrobiłam. Postanowiłam, że będę dalej walczyć. Wszystkim wilkom, które starały się mnie bronić, wysłałam wiadomość, że chciałabym trochę powalczyć w samotności. Cóż miały zrobić? W takim momencie nie wypada robić scen i prawić mi morałów, ani nic takiego, więc po prostu mnie zostawili - niechętnie, aczkolwiek zostawili. Zajęli się innymi wilkami, które potrzebowały. Wiadomo, nie byłam jedyną, która miała jakieś problemy i kiedy kazałam im odejść.
Stanęła przede mną wadera. Nareszcie, partnerka zabójcy mojego partnera raczyła przyjść trochę powalczyć. Ona też już wiedziała, zdradzała to całą mimiką swojej twarzy; oczami i uśmiechem. Wszystko mieli od początku zaplanowane, a teraz w ich planie przyszła kolej na mnie. Była biała jak śnieg, a oczy miała czarne. Dzięki niesamowitemu kontrastowi, każdy od razu to zauważał i stawał jak wryty, wpatrując się w waderę.
 - Zapłacicie za to! - Wrzasnęłam z płaczem, momentalnie rzucając się na białą waderę, która jedynie śmiała się jak idiotka. Wydawało mi się, że jest pozbawiona jakichkolwiek emocji, a jedyne znajome jej uczucie to nienawiść do wszystkich i wszystkiego. Biło od niej mnóstwo negatywnej energii, co nie pomagało mi w walce. Zaatakowała pierwsza, skutecznie powalając mnie na ziemię i szepnęła, nachylając się nade mną:
 - Załatwimy to szybko, dobrze?
W tym samym momencie całą sytuację zauważył Crazy Lightning. Podbiegł do nas i chciał zaatakować waderę, która zdecydowanie nie była normalna. Wydawało mi się, że jest jakimś demonem, zapewne Patton wiedziałby o co chodzi. Niestety, była o wiele silniejsza, niż demon, jakim jest Patton, o czym już po sekundzie się dowiedziałam.
 - Zostaw ją! - Usłyszałam, jakby przez mgłę.
 - To był największy błąd w twoim życiu... i ostatni. - Zaśmiała się. Jednym szybkim gestem zatrzymała mojego syna w powietrzu i drugą łapą zamroziła. Następnie obie położyła. Patrzyłam ze łzami, jak ciało Crazy Lughtning'a rozpada się na milion kawałków. W drobny mak... Nikt nie mógł tego zobaczyć. Wilczyca zadbała o to, by nikt nie pałętał się przy nas i stworzyła iluzję naszej prawdziwej walki, która skutecznie zasłaniała to, co działo się naprawdę. Wiedziałam, że nie wygramy, a właściwie już przegraliśmy. Spojrzałam w stronę obozu. Znajdowało się tam szczenię, któremu pisana jest wielka przyszłość, jednak aby jego przeznaczenie się wypełniło, starzy wojownicy muszą mu zrobić miejsce. Mimo wszystko, postanowiłam się nie poddawać.
 - Błagałabym cię o to, abyś skróciła moje cierpienie. - Przemówiłam. - Jednak chcę umrzeć honorowo. Dlatego walcz!
W tym samym momencie moja przeciwniczka krzyknęła. To nie brzmiało jak krzyk wilka... To było coś strasznego, jednak nie byłam w stanie powiedzieć co. Przeciągły, długi, piskliwy krzyk kompletnie mnie oszołomił. Mrugnęłam... a jej już nie było. Czułam jednak jej oddech na swoim karku. Odwróciłam się. W jej oczach widziałam kompletną pustkę. Zęby dłuższe, niż u normalnego wilka, z jej pyska spływała czarna smoła. Nie mogłam nic zrobić, byłam sparaliżowana. W momencie leżałam na plecach. Stworzenie unieruchomiło mnie. Wykonała jedno nacięcie na moim brzuchu i klatce piersiowej, z niemal chirurgiczną precyzją. Wciąż byłam żywa... flaki wylały się, a wadera wyrwała serce, które biło o wiele wolniej, niż powinno. 
Tak skończyła się nasza era... Zarówno ja, mój partner, jak i Crazy Lightning nie żyliśmy. Nie wiedziałam, co się stało z Another, jednak ona nie była wybrana. Już niedługo przyjdzie czas na nową erę w dziejach naszej watahy...

< Ktoś? >

środa, 27 lipca 2016

Od Karo - C.D. Flash'a ''Nocna Walka''


Od dłuższego czasu nie trafiłem na żadnego bardziej wyzywającego przeciwnika. Na większość wrogów starczały moje pazury i kły, a na tych bardziej wymagających używałem mocy. Zdarzyło się jednak kilka perełek, co skutkowało licznymi ranami ciętymi i kilkoma większymi ugryzieniami. W kilku miejscach miałem widoczne oparzenia, a prawe oko zaczęło widzieć jak przez mgłę. Pomimo odniesionych ran, które nie były tak poważne, jak niektórych wciąż walczących wilków, postanowiłem szukać sojuszników w "potrzebie" i pomagać eksterminować kolejne marionetki wrogich alf. W pewnej chwili zauważyłem Star. Wadera była tak zestresowana, że nie wiedziała do końca co robi. Krzyczała, biła na oślep i jakimś cudem wykonywała dość dobre uniki. Było jednak widać, że martwi się o swojego partnera. "Pieczę" nad nią sprawował Crazy Lightning, który prawie potykając się o własne łapy, osłaniał samicę. Mnogość wilków, jakie próbowały ją zabić była ogromna, a sama Star miała dość trudnego przeciwnika. Bez chwili namysłu podbiegłem, wskakując na grzbiet jednego z napastników. Moje pazury wbiły się w jego plecy, a ciężar ciała i grawitacja zrobiły resztę. Trawę, która była wyraźnie zdeptana splamiły kolejne stróżki krwi, wydobywające się z ran wyjącego basiora. Wyprowadziłem kopnięcie tak, aby basior nieco się uspokoił i upadł na bok .Wyraźnie ogłuszone oczy patrzyły na mnie dosłownie błagając o życie. Naskoczyłem na szyję oponenta, skutecznie miażdżąc jego przełyk i pozostawiając na pastwę ustającego oddechu. W chwili, gdy nasze oczy obróciły się na przywódczynię watahy oboje zamarliśmy z przerażenia. Star klęczała trzymając zwieszony łeb. Jej usta poruszały się w nienaturalny sposób... zupełnie jakby wymawiała jakieś słowa. Rzuciłem się biegiem ,chcąc zablokować cios nadchodzący w jej stronę, jednak strzała wystrzelona przez młodego samca była ode mnie szybsza. Wielki basior padł na ziemię, lecz Star nadal nie ruszyła się z miejsca. Ruszyliśmy w jej stronę, lecz mój towarzysz dość szybko został zatrzymany przez trójkę basiorów, którzy rzucili się na niego niczym na świeże mięso. Może zabrzmieć to źle, ale nie interesował mnie jego los. Przed sobą miałem waderę, która jako jedyna potrafiła opanować to wszystko. Gdy do niej podbiegłem słyszałem tylko zapętlone słowa. 
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię... - Powtarzała Star, zanosząc się coraz większym płaczem. 
- Co... co się stało?! - Krzyknąłem odpierając kolejnego wilka, a raczej wpychając go pod ostrze broni Silence'a. - Star, odpowiedz! 
- Flash... Flash, on... nie, to nie może być tak, to nie jest prawda... - Szeptała, a jej pysk stawał się coraz bardziej mokry od spływających po nim łez. 
Chciałem ją objąć, pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Znałem ją praktycznie od dziecka... i wiedziałem, że przeżyła kolejny wstrząs. Nie chciałem nawet myśleć jak ciężko będzie jej się przywiązać do kogoś innego, jak ciężko będzie jej znów pokochać. 
- Star... - To było jedyne, co udało mi się powiedzieć, zanim potężny cios zwalił z nóg zarówno mnie jak i waderę. Gdy podniosłem łeb z ziemi, zauważyłem, że wróg dosłownie "ustawia" sobie samicę. Silnym kopem przewrócił ją na grzbiet, odgiął jej łeb, ukazując całą szyję. Wyszczerzył zęby, a jego łeb runął w dół. W ostatniej sekundzie mój kark oddzielił szczęki basiora i tchawicę samicy. Stałem ledwo podparty na przednich łapach, patrząc na nieobecne i spuchnięte od płaczu oczy. Stróżki czerwonej cieczy powoli ściekały po mojej sierści, aby na końcu znaleźć się na barku oraz szyi Star. Uścisk wrogich szczęk był coraz silniejszy. Czułem , że za chwilę może dosłownie dogryźć się do kręgosłupa, jednak to nie nastąpiło. Samiec zaczął ciągnąć mnie z dala od wciąż oszołomionej samicy. Cisnął mną o ziemię, wyciągając dwa srebrne ostrza. 
- Ty parszywy śmieciu, jak śmiałeś mi przeszkodzić. - Wykrzyczał.
Nie miałem siły, aby się ruszyć, basior dość skutecznie opuścił główne pole walki, podchodząc do najbliższego drzewa. Złapał mnie za skórę , przyłożył do niej ostrze i przy użyciu mocy wbił je w drzewo. Zawyłem z bólu, czując jak kawał stali rozcina każdy jeden nerw. 
- Fajna umiejętność, prawda? - Wysyczał, powoli nacinając skórę na moim boku. Bolało to niemiłosiernie... - Powiedz, czemu jedno oko masz gorsze od drugiego? Pomogę ci i pozbędę się tego dyskomfortu. Mówiąc to wbił dwa pazury w prawą gałkę oczną, po czym wyrwał ją szybkim ruchem. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem tak silnego wstrząsu, spowodowanego bodźcem zewnętrznym. Traciłem przytomność, jednak samiec szybko mi ją przywracał, rozcinając kolejne partie skóry. Po pewnym czasie przestałem krzyczeć... ból był ogromny, ale mój głos zwyczajnie nie dawał już rady. 
- Cóż, widzę, że to chyba ko... - Ktoś przerwał wypowiedź samca. Błyskawiczny ruch rozpruł jego gardło, a samo truchło upadło na ziemię ukazując waderę... waderę wpatrzoną we mnie niczym w jakieś dziwne malowidło. Samicę, której jeszcze przed chwilą pomagałem. 
- Star... - Wychrypiałem, patrząc jak szybkim krokiem zbliża się w moją stronę. 
Wadera bez słowa wyszarpała ostrze z pnia, co poskutkowało kolejną dawką bólu. Upadłem w plamę krwi, barwiąc swoją sierść na karmazynowy kolor.. Powieki przysłoniły wciąż zapełniający się krwią oczodół, a łeb instynktownie spojrzał na waderę. 
- To było przeznaczone dla mnie, idioto... - Wyszeptała, spoglądając na mnie z politowaniem. 
- Jeśli nie ty, to kto ma poprowadzić te stado do zwycięstwa? - Zapytałem, wstając a zarazem sycząc z bólu. Star dość dobrze zamaskowała szok oraz smutek, który kłębił się gdzieś w jej sercu i umyśle. Jednak każdy choć trochę doświadczony wilk widział jak bardzo musi cierpieć. Najgorsze było to, że nie umiałem jej pomóc... i chyba nikt nie umiał. 

<Ktoś inny?>

Od Rathyen - C.D. Silent Fear'a ''Dzień dla mordercy''


Skrzywiłam się lekko, gdy dostałam od niego to polecenie. Jednak znalazłam w tym wszystkim lukę.
- Rathyen. - szepnęłam, praktycznie tylko poruszając ustami.
Basior tylko spojrzał na mnie, po czym poszedł dalej. Odetchnęłam cicho. Widocznie się udało. Uśmiechnęłam się lekko do siebie i szłam dalej. W końcu dotarliśmy do namiotu.
- Poczekasz tutaj na alfę. - warknął Patton. - I nawet nie próbuj uciekać, będę na zewnątrz - dodał, wpychając mnie do środka.
Skrzywiłam się i usiadłam w kącie.
- Świetnie, po prostu cudownie. - mruknęłam do siebie. - Nie dość, że zawaliłam zlecenie, to dałam się złapać.
Westchnęłam i położyłam się. Przymknęłam oczy, mając nadzieję, że zasnę. Jednak sen nie przychodził.

<Fear? x.x >

Flash odchodzi z watahy!

Flash odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: KJK | e-mail: KJKwilk@gmail.com |
Powód odejścia: Śmierć/Zabity przez alfę wrogiej watahy w pojedynku
Piastowane stanowiska: Samiec Alfa, Wyrocznia
Data dołączenia: 21 czerwiec 2015
Data odejścia: 27 lipiec 2016
Imię partnera/ki: Star
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
~
Żegnaj!

Od Flash'a - C.D. Grace ''Nocna Walka''


Na polu bitwy panował chaos. Mój świat wyglądał jednak nieco inaczej, niż świat pozostałych. Wszystko było zamazane, liczył się jedynie mój przeciwnik, zataczający krąg wokół mnie. Obserwowałem każdy ruch czarnego wilka z dużą dozą uwagi, patrząc głęboko i z determinacją w jego niebieskie jak ocean ślepia. Jedno z nich było lekko pozbawione koloru, przechodziła przez nie spora szrama. Wyglądał na doświadczonego w kwestii walki. Pierwszy etap pojedynku między alfami opierał się na bezsensownej negocjacji i wzajemnym straszeniu.
 - Po prostu oddajcie nam nasze ziemie. - Warknąłem. Niczego nie pragnąłem tak bardzo, jak tych ziem. Star byłaby szczęśliwa, gdybyśmy je odzyskali... a jej uśmiech był najcenniejszą nagrodą, jaką mogłem otrzymać, za wygraną w tym boju. Niestety, była ona niezwykle trudna do zdobycia. Miałem jednak nadzieję, że podołam wyzwaniu i uda mi się uszczęśliwić moją partnerkę, siebie, moje dzieci, przyjaciół i watahę. Na drodze do szczęścia stało niestety kilka dość sporych przeszkód.
 - Niby dlaczego? - Zapytała jedna z nich, Scattered Bones, alfa i założyciel Watahy Rozrzuconych Kości, z którą toczyliśmy walkę o naszą własność. - Opuściliście je z własnej woli, więc nie widzę podstaw, dla których miałbym je wam oddawać.
 - Odebrano nam je siłą przed laty! - Krzyknąłem, przypominając sobie historię Star.
 - Ach tak? A skąd możesz to wiedzieć? Znajdujesz się na tym świecie zaledwie kilka dni.
Jego słowa obijały się o moje uszy z głośnym echem. Byłem zszokowany... skąd wiedział?!
 - Kto ci udzielił takich informacji?! - Zapytałem. Nie chciałem zdradzać mojego zszokowania, jednak ewidentnie mi nie wyszło. 
 - Sam się dowiedziałem. Nie naruszyliście pola siłowego, jednak podczas przechadzki znalazłem wasz obóz. Kilka mocy i już: wiem o was wszystko. - Powiedział z uśmiechem, który przyprawił mnie o dreszcze. - A teraz, może skończymy tą dziecinadę, co?
 - Dobrze. - Odpowiedziałem, zamykając oczy. - A więc gdzie chcesz walczyć?
 - Jesteśmy na terenie Krwawego Wzgórza... więc może na jego szczycie? - Zaproponował, nawet nie dając mi czasu na odpowiedź, tylko od razu teleportując nas na szczyt i wyłączając mi możliwość korzystania z mocy telepatii, przez co całkowicie straciłem łączność z moją watahą. Kiedy pojawiliśmy się w wybranym przez Scattered Bones'a miejscu, piorun uderzył między nami. Burza oznaczała lepsze położenie dla mnie, gdyż posiadałem żywioł Elektryczności. Niestety, mimo wszystko, czułem, że to będzie najtrudniejsza walka w całym moim życiu... być może i ostatnia.
Miałem do czynienia z samcem, który zdecydowanie nie owijał w bawełnę. Natychmiast się na mnie rzucił, obnażając swoje zabójczo wielkie i ostre kły. Na całe szczęście, udało mi się w miarę szybko uskoczyć w bok, przez co ja wyszedłem z tego bez szwanku, natomiast wilk zarył pyskiem o grunt. Zanim udało mi się utrzymać równowagę, ten już się pozbierał i przymierzał do kolejnego ataku. Na całe szczęście, nie walczyliśmy na moce, czy bronie, a jedyną dopuszczalną formą uzbrojenia były nasze kły i pazury, a także doświadczenie w walce, doskonała strategia, znajomość terenu i siła. Kilka cięć, kilka szybkich ataków, oboje byliśmy pokiereszowani, a najbliższa połać trawy niemal całkowicie pokryta naszą krwią. Wykonałem unik przed jego skokiem, jednak ten od razu odbił się od podłoża i wykonał drugi skok, przed którym już nie zdążyłem uciec. Zatopił zęby w moim boku i szarpnął mocno, przez co wyrwał kawałek mojego ciała. Zawyłem z bólu i w odpowiedzi z całej siły zamachnąłem się łapą, niemalże na oślep. Wykonałem dwa takie ''ataki'', jednak tylko drugi był skuteczny. Właśnie w taki sposób, zupełnie przypadkiem, pozbawiłem mojego przeciwnika prawego oka. Wrzasnął tylko, po czym rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się turlać i zatrzymaliśmy się niebezpiecznie blisko dużego uskoku... Za blisko. Scattered Bones zdążył uciec, czego nie można było powiedzieć o mnie. Leżałem bezwładnie na krawędzi, jednak w pewnym momencie spadłem. Trzymałem się jedynie pazurami, które i tak niewiele dawały. Wiedziałem, że za chwilę spadnę sam z siebie, albo to Scattered Bones wykorzysta okazję i postanowi mnie zrzucić. Cóż z tego, że to niezbyt honorowe i generalnie nie powinno się w taki sposób zabijać alfy wrogiej watahy, z którym jest się w trakcie pojedynku... przecież nikt nie dowie się, jak zginałem. To mnie lekko przerażało. Nikt nie dowie się jak zginąłem, ani nawet gdzie zginąłem... Nawet jeśli wygramy, nie znajdą mnie. A szansę na wygraną z pewnością spadały z każdą chwilą. Słyszałem coraz głośniejsze charczenie... i  nagle zobaczyłem nad sobą koszmar. Dotkliwie poraniłem wilka, kiedy się turlaliśmy. W niektórych miejscach był tak poharatany, że można było zobaczyć jego białe kości z niewielką dozą żółtego osadu, splamione krwią. W miejscu, gdzie powinno być oko, wytworzyła się wielka plama gęstej, ciepłej krwi, a drugie oko patrzyło na mnie przekrwione. Psychopatyczny uśmiech wilka zdecydowanie dodawał grozy całej scenie. Jedna łapa była oskubana niemalże całkowicie... Zapewne zahaczył o jakiś większy kamień, kiedy koziołkowaliśmy.
 - Z przyjemnością zakończę twój żywot. - Wyrecytował, po czym jednym płynnym ruchem odciął mi jedną z łap. Patrzyłem jak moja kończyna spada w przepaść. Nie ubolewałem nad tym. Wiedziałem, że i tak już wszystko skończone. Przegrałem. Byłem też pewien, że Scattered Bones zniknie na kilka dni, dla niepoznaki. Wiedziałem, że walka się jeszcze nie skończyła... choć dla mnie już tak. 
 - Żegnaj. - Uśmiechnął się wilk i odrąbał mi drugą łapę. Zacząłem spadać w przepaść, bez łap, bez honoru, bez nikogo. Uśmiech Star... to było to, co widziałem, jako ostatnie.  Chciałem, aby pomimo wszystkiego była szczęśliwa.
 - *Kocham cię.* - Wysłałem do niej telepatyczną wiadomość. To było ostatnie, co zrobiłem w życiu. Potem poczułem już tylko ból, łamanie kręgów i ogromny ból czaszki. A więc to koniec...

< Ktoś? >