Nie za bardzo wiedziałam, jak się mam zachować w tej sytuacji przy waderze. Nie miałem odwagi jej przytulić, gdyż za krótko się znaliśmy, jeżeli można to nawet było określić mianem znajomości.
- Chodź ze mną. - złapałem ją za łapę. Zaskoczona Diletta dała mi pociągnąć za sobą. Nie wiem ile minęło czasu, gdy w końcu raczyłem puścić jej łapę. Czułem zażenowanie moim zachowaniem. Nie za bardzo wiedziałem co mam teraz zrobić. Bądź co bądź była to pierwsza wilczyca, z którą zamieniłem tyle słów!
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytał lekko zaciekawiona, drugą łapą ścierając resztki po łzach. Rozejrzałem się nerwowo. Ku mojemu szczęściu wiedziałem co zrobię. Posłałem jej lekki uśmiech.
Usiadłem na wzgórzu. Rozpościerał się stąd całkiem ładny widoczek na panoramę terenów watahy. Na horyzoncie widać było słońce, wychylające się nieśmiało. Wiem, że to może było codzienne i naturalne zjawisko, lecz jednak było piękne. Tym bardziej jeżeli spędzało się je z kimś.
W tej chwili przypomniałem sobie o obecności Diletty i bardzo się speszyłem. Dwójka wilków wpatrujących się w słońce... To scena żywcem wyjęta z jakieś komedii romantycznej.
- Jakie to piękne. - szepnęła, przymykając swoje powieki.
- Tak to prawda. - pozwoliłem sobie się nieco rozluźnić, lecz wciąż ściskało mnie w żołądku.
< Diletta, wybacz, że tak długo... Normalnie jakieś romansidło z tego wyszło xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!