poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Od Corvino - Mam dosyć przeszłości, czyli jak tu dotarłam

UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Zawsze odrzucana od rodziny, nie doceniana. To ja. Znasz to? Witaj w moim świecie. Ale wracając. Moja rodzina miała już od wieków swoich towarzyszy. Nasze pokolenie nie było wyjątkiem. Każdy był ze swoim towarzyszem połączony duszą. Każdy chwalił się zwierzęciem, ale ja nie. Ja zawsze stałam na uboczu. Cieszyłam się, że mam tak cudowne zwierzę jak kruk, ale inni tylko się z tego śmiali. Nie przejmowałam się tym, jednak miałam dość mieszkania z nimi. Uciekłam w wieku dwóch lat. Nie obchodziło mnie czy będą się martwić. Waląc wszystko szłam przed siebie. Czy słońce paliło moje futro, czy śnieg odmrażał mi łapy, czy wiatr kradł mi głos, było mi doskonale, wszystko jedno. Kiedyś ludzie, gdy mnie zobaczyli zaczęli we mnie rzucać ostrzami. Głupcy. Wszystko unikałam. Jednak ich przyszło więcej. Podskoczyłam jednemu z nich do gardła rozszarpując je. To nie było do końca mądre, gdyż inny wbił mi nóż w nogę. Wgryzłam mu się w rękę. W końcu oko za oko, ząb za ząb. Inni uciekli, a ja zamieniłam się w kruka, żeby odlecieć. Jednak po bardzo krótkim locie spadłam na ziemię. Zamieniłam się w wilka. Wszystko mnie cholernie bolało. Straciłam zaraz przytomność. Obudziłam się w jakiejś jaskini. Stał tam wilk z nożem w pysku.
- Co ty ze mną kurwa robisz?! - wrzasnęłam.
Przewróciłam oczami. Zasnęłam, bo coś mi wstrzyknął. Obudziłam się bez tylnej lewej łapy.
- Co się stało z moją łapą?! - oszołomiona zapytałam.
- No bo on.... No tak jakby... Usunął ci ją... - jąkał się kruk.
- Co? - zamrugałam mając nadzieję, ze to tylko badziewny sen.
- No...
- Ty śmieciu! No chodź tu!! - krzyczałam.
Zza kamienia wyszedł ów wilk.
- Lubisz się znęcać nad innymi gnojku?! Powiedz!! - Zdenerwowana wrzeszczałam.
- Może. -powiedział obojętnie.
- Tak?! - Skoczyłam na niego i przegryzłam mu tchawicę. - Ha! byłam szybsza!
Wilk spojrzał na mnie pustym spojrzeniem i się uśmiechnął. Zaraz przybiegł ogromny lew. Stałam jak wyryta.
- E...Ergo?! 
- Tak...
- Bracie... czemu ty? Czemu to zrobiłeś?! Boże, zabiłam własnego brata! - Padłam na ziemię, a mój brat wydał z siebie ostatnie tchnienie. 
Lew, który biegł zachwiał się i też umarł. A to dlaczego? A dlatego, że był przewodnikiem Ergo, a przewodnicy duchowi umierają razem z właścicielami. Szliśmy, a raczej lecieliśmy dalej. Zielone morza łąk towarzyszyły nam przez cały czas. W końcu udaliśmy się na spoczynek w lesie. Usłyszałam, że ktoś idzie. Ustawiłam się w pozycji bojowej. Zaczęłam warczeć. Zza drzewa wyszedł lew. Był bardzo smutny. To był lew mojego brata. Czekaj, czekaj... On przecież umarł. Chciałam dotknąć stworzenia jednak ono zaryczało. Moja łapa przeleciała na wylot przez zwierzę.
- Jesteś duchem? - wykorzystałam zdolność mówienia w innych językach.
- Tak. - przytaknął - Ja tu będę tylko chodzić. Nie zwracaj na mnie uwagi. Tak jak na śmierć Ergo. - powiedział i poszedł. Zdruzgotana spojrzałam na kruka i później na torbę.
- Nie zrobisz mi tego. – błagalnie mówił Kruk – Przecież wiesz co się z tobą dzieje gdy za dużo wypijesz.
- Ale to będzie tylko trochę. - Rzekłam. Sięgnęłam po butelkę, ale Kruk usiadł na korku.
- Ja ci dam trochę!! Naleję ci i nie myśl nawet o tym, żebyś sama lała!
- Dobra. Lej. - podałam mu butelkę.
No bo chodzi o to, że jak ja sobie leję to na mnie działa. Nie, żebym miała problemy, ale tak to ze mną jest, że jestem bardzo podatna na działanie alkoholu. I jak napije się trochę (dla innych to trochę) to już mi już jakby odwala. Ale kończąc ten temat. Po odpoczynku wyruszyliśmy dalej. Miękka trawa łaskotała mnie w łapy. Upadłam. Kruk podszedł do mnie. Wstałam.
- Mam dosyć... -Mówiłam.
- No chodź dalej! - Wskazał dziobem ścieżkę.
- Ale to nie ma sensu... Snujemy się po tym świecie już tyle czasu...
- Chodź!
- Dobra, najwyżej zginiemy z głodu, to zrozumiesz o co mi chodzi.
Jednak to Kruk miał rację. Po jakimś czasie zwietrzyłam zapach znajomego mi wilka. Zaczęłam biec. Stała tam chyba Alfa jakiejś watahy... Wyglądał tak przynajmniej. Tak było. Udało mi się dołączyć. No i tak tu dotarłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!