Galopem biegłam przez łąkę. Mimo tego, że nikogo nie było obok mnie nie czułam się bezpiecznie. Zatrzymałam się. Wsłuchałam się w głuchą ciszę. Nie słyszałam nic. Tak jakby nagle cały czas się zatrzymał. Jednak coś musiało być przyczyną moich obaw. Po środku całej łąki jakby lewitowała czarne koło. Poszłam w jego stronę. Im bliżej byłam owego obiektu tym zimniej i ciemniej się robiło. Gdy byłam już całkowicie blisko było ciemno jak w nocy, a *był* dzień i zimno jak na szczycie góry, a to *był* ciepły dzień. Stałam przy wielkiej otchłani wpatrując się w pustkę. Coś mnie popchnęło do środka dziury i zaśmiało się.
- Ha, ha! Adiós! - Jeszcze usłyszałam spadając.
Spadłam na wieki kamień. Nie mogłam się ruszyć, a obok mnie stał nikt inny jak Król cieni.
- Kogo ją widzę? Jakże mi miło, że cię spotkam. - ten uśmiech... - Przepowiednia nie spełni się, albowiem ty zginiesz!
Tłum zaczął klaskać i gwizdać. Król wziął ze stolika nóż i rozciął mi skórę na plecach. Popatrzyłam nań błagalnie.
- Nie uronisz ani jednej łzy? - zapytał zdziwiony po czym wbił mi ostrze w ślepie.
Zawyłam z bólu, a ten na dokładkę obciął mi ogon. Mimo tego nie zapłakałam. Teraz dla odmiany wylał na mnie coś żrącego i to podpalił. Płonęłam. Wiedziałam, że zaraz zginę. Straszliwy ból obszedł całe moje ciało. Król Cieni otworzył mi pysk. To było zbyt wiele. Przebił moje gardło na wylot. Złapałam ostatni oddech. Mój morderca podniósł mnie trzymając za kark i pokazał tłumowi.
- I tak umiera przepowiednia! - krzyczał.
Były to ostatnie słowa jakie usłyszałam w żywocie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!