UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
- Jesteś pojebany! - krzyczał Dylan starając się uciec gęszczącym się w powietrzu pszczołom, które goniły go po tym, jak wysmarowałem go miodem. Tarzałem po ziemi ze śmiechu, widząc, jak ta czarna bestia czołga się po ziemi aby zetrzeć plastry miodu z grzbietu. Czarne punkciki, które wirowały w powietrzu wydawały wściekłe bzyczenie. George przyglądał się mi krytycznie.
- A co, jak okaże się, że jest uczulony? - syknął zamiatając wściekle ogonem
- Proszę cię! - wydusiłem z siebie między spazmatycznymi atakami śmiechu - on jest niezniszczalny! Pamiętasz atak niedźwiedzia z zeszłego roku? Wrócił niemalże poszatkowany, a za dwa tygodnie biegał jak narwany za łososiami!
- Skurczybyk. - skwitował po czym podniósł się aby pomóc wrzeszczącemu wilkowi.
Gdy w końcu się opanowałem, niemalże natychmiast dotarł do mnie stukot kopyt, oraz dźwięki przedzierania się przez krzewy, którym towarzyszył przyśpieszony oddech. W jednej chwili wszelkie pszczoły odleciały, Dylan zamarł w pół kroku a George wysunął kolce z ogona.
Ogromny, cienisty koń wyleciał spomiędzy krzewów jeżyn, w ułamek sekundy po waderze, która wyślizgnęła mu się spod kopyt. Zwierzę kopało na oślep, rżąc wściekle, rzuciłem się pokaźnemu Testeral'owi pod kopyta wyciągając stamtąd krwawiącą waderę. Zaciskając szczęki na luźnej skórze na karku wilczycy, poczułem jak coś owija się wokół mojego pasa i odciąga mnie od charczącego stwora. Ogon George'a puścił w momencie, gdy odrzuciłem białą samicę w miękkie krzewy obok.
- Dylan, opatrz ją, George, zwal gnoja z nóg. - rzuciłem tylko, po czym wyskoczyłem na przeciw Testeral'owi, którego nozdrza rozchylały się co kilka chwil, wydychając ciężko powietrze.
- Nie spodziewałeś się, że masz o trzech przeciwników więcej, co? - mruknąłem rozstawiając łapy - chodź tu wredna szkapo, pokaż jaka jesteś silna!
Okrążyłem stwora niemalże pokładając się po ziemi. Zwierzę zareagowało natychmiast, unosząc kopyto i zamachując się nim na mnie, zadarłem pazurami o ziemię zachęcając go do dalszych ataków. Skupiłem się na jego karku.
W momencie, gdy pędząca w moją stronę racica zamierzała uderzyć mnie wprost w pysk, złapałem się prawego boku konia. Moje szpony wbiły się w mięso, kły zadarły o grzbiet, spinając mięśnie podciągnąłem się do grzbietu istoty. Oderwałem łapy od boków koniska i z warkotem przebiłem się przez mięso na karku. Umięśnione skrzydła zaczęły trzepać z przejęciem. Coś ściągnęło Terteral'a do ziemi, potężny ogier stracił równowagę, dostrzegłem tylko pas brązowego futra, które zacisnęło się na szyi wierzgającego konia.
Serce waliło mi w piersi, gniew szargał nerwami, łapy odmawiały posłuszeństwa;
Nie chciałem ciąć zwalonego cielska...
Wydzierałem fragmenty mięsa i nie przejmując się porykiwaniami dumnego stworzenia, zabijałem go z zimną krwią. Coś ciągnęło mnie w tył, ja jednak, zapierając się z całej siły kontynuowałem swe krwawe dzieło. Dopiero, gdy dziwny prąd przeszył mnie od czubka ogona aż po kraniec nosa, jeżąc sierść na całym ciele i pozostawiając mnie wyczerpanego, odpuściłem.
Dysząc ciężko przyglądałem się, jak zmienił się krajobraz:
Ziemia dookoła mnie była całkowicie zryta, urozmaicona dołkami i kupkami zrytego piachu. Wszędzie wirował kurz, niewielka polana przemieniła się w prawdziwe pobojowisko, trawa mieniła się od szkarłatu, tu i ówdzie ogromne płaty skóry zakrywały kawałki czerwonego mięsa.
Podniosłem się chwiejnie.
Drżąc odszedłem na bok nie chcąc spoglądać w oczy przyjaciołom.
Znów to zrobiłem... znów pozwoliłem MU bawić się moim ciałem. Ten skur...
- Jorel? - głos Dylana wyrwał mnie z zamyślenia - powinniśmy zaprowadzić Crystal - wskazał na waderę, którą uratowałem od pewnego rozdeptania - do Alf...
- Jasne. - odpowiedziałem twardo - idźcie, dogonię was później..
Musiałem powstrzymywać się od dodania "Zaprowadźcie ją sami, nie chciałbym rozerwać jej na strzępy".
< Crystal? So brutal >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!