sobota, 25 kwietnia 2015

No to... pa?

No to pora się pożegnać.
Zawieszam bloga, ponieważ wyjeżdżam do Londynu, gdzie nie będę miała czasu, siły i przede wszystkim warunków, by publikować posty i pisać z wami.
Ostatnio blog nieco umilkł, ale ta cisza również jest spowodowana moim wyjazdem, gdyż musiałam jeszcze wiele rzeczy pozałatwiać, a w stajni też sporo się ostatnio działo.
Od 1 maja blog powinien już zacząć normalnie funkcjonować.
Także ja żegnam cieplutko i do zobaczenia już niedługo.

piątek, 24 kwietnia 2015

Od Silence'a - C.D. opowiadania Diletty ''Wyjawienie prawdy''

Klify to było moje ulubione miejsce w watasze. Tego wieczoru to właśnie nad nimi spędzałem mój czas wolny. Patrzyłem jak fale rozbijają się o skalne wybrzeże i zostają wchłonięte przez resztę morza. Zimna bryza niesiona przez wiatr delikatnie opadała na mój pysk. Co chwilę odwracałem wzrok w kierunku lasu, który znajdował się za moimi plecami. Miałem dziwne nieodparte wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. 
- *Silence...* - Usłyszałem głos w głowie. Energicznie rozejrzałem się dookoła siebie. 
- *Silence...* - Szept powtórzył się - *Czemu mnie zniewoliłeś? Czemu zniewoliłeś dawnego siebie?* - W chwili gdy to usłyszałem, serce zabiło mi trochę mocniej. Patrzyłem w ziemię tępym, zimnym wzrokiem. 
- *Musisz przełamać tę barierę... Musisz mnie wypuścić!* - Moja dawna osobowość dosłownie krzyczała w środku mojej czaszki. Nie dało się tego wytrzymać... 
- Co mam zrobić...? - Zapytałem na głos. Na co dawny ja przymknął pysk .
- *Idź do swojej jaskini i kieruj się głosem serca... w zależności od tego co zadecydujesz albo mnie zniewolisz na stałe, albo dopuścisz do głosu.*
Nie wiedziałem o co chodzi. Szybko poderwałem się z ziemi i pobiegłem do mojej jaskini. W jej wejściu leżała kartka. Podniosłem ją i powoli przeczytałem tekst znajdujący się na niej... 
- Diletta - Wyszeptałem załamującym się głosem. Bardzo ją lubiłem mimo, że nie okazywałem tego ani jej, ani nikomu innemu. W tej chwili dotarło do mnie po co moje serce zaczęło bić. Od zawsze należało do niej... i należeć będzie już do końca. Zacząłem biec w stronę, w którą prowadził mnie jej zapach. Po chwili zaczęło padać. Deszcz zaczął zacierać jedyne ślady, które prowadziły mnie do tej cudownej wadery. W pewnej chwili przystanąłem na środku polany... brak zapachu, brak śladów. Tylko błoto i woń powietrza po burzy. Zacząłem panicznie się rozglądać. Nie wiem czemu myślałem, że mogę ją stracić. Z ostatkiem nadziei dostrzegłem jaskinię i wyczułem delikatny zapac . Zajrzałem do środka... na posłaniu leżała ta, która się we mnie zakochała. Nachyliłem się nad nią przytknąłem pysk do jej ucha i wyszeptałem: 
- Kocham cię... 
Wadera poruszyła uchem i powoli otworzyła oczy. 

< Diletta... co na to powiesz? >

wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Dividend - Śmierć

Wiedziałam, że muszę wypełnić misję... Musiałam popełnić samobójstwo, po czym zostać wskrzeszona. Jeżeli nikt mnie nie wskrzesi, umrę na zawsze. Zaczęłam płakać... Szlochałam... Nikt mnie nie słyszał. 
- Nie, nie zrobię tego... - wyszeptałam.
- *To trudno...Nie ześlę ci cudu...* - usłyszałam w mojej głowie. Nagle z nieba spadła żyletka. Wzięłam ją w pysk i pobiegłam na pole pełne kłosów. Wszystkie zwierzęta patrzyły na mnie, jakby wiedziały, co zamierzam zrobić. Zaczęłam szeptać:
- Jedno cięcie... Jedna śmierć... - Nacięłam sobie skórę na nadgarstku i położyłam się. Robiło mi się słabo i zaczęło mi się kręcić w głowie. Nagle ujrzałam jakiegoś wilka... To był chyba beta.
- Dividend! O boże! Co robisz! Wstawaj! - krzyczał wilk.
- Już za późno. Misja ukończona... - wyszeptałam.
- Och...
Zamknęłam oczy na wieki, tracąc z widoku wilka... 
- Dividend... - usłyszałam w zniekształconym głosie. Były to ostatnie słowa, które usłyszałam...

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Od Jorel'a - C.D. opowiadania Crystal ''Rżenie konia, czyli jak tu dotarłam?''

UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

- Jesteś pojebany! - krzyczał Dylan starając się uciec gęszczącym się w powietrzu pszczołom, które goniły go po tym, jak wysmarowałem go miodem. Tarzałem po ziemi ze śmiechu, widząc, jak ta czarna bestia czołga się po ziemi aby zetrzeć plastry miodu z grzbietu. Czarne punkciki, które wirowały w powietrzu wydawały wściekłe bzyczenie. George przyglądał się mi krytycznie.
- A co, jak okaże się, że jest uczulony? - syknął zamiatając wściekle ogonem
- Proszę cię! - wydusiłem z siebie między spazmatycznymi atakami śmiechu - on jest niezniszczalny! Pamiętasz atak niedźwiedzia z zeszłego roku? Wrócił niemalże poszatkowany, a za dwa tygodnie biegał jak narwany za łososiami! 
- Skurczybyk. - skwitował po czym podniósł się aby pomóc wrzeszczącemu wilkowi. 
Gdy w końcu się opanowałem, niemalże natychmiast dotarł do mnie stukot kopyt, oraz dźwięki przedzierania się przez krzewy, którym towarzyszył przyśpieszony oddech. W jednej chwili wszelkie pszczoły odleciały, Dylan zamarł w pół kroku a George wysunął kolce z ogona.
Ogromny, cienisty koń wyleciał spomiędzy krzewów jeżyn, w ułamek sekundy po waderze, która wyślizgnęła mu się spod kopyt. Zwierzę kopało na oślep, rżąc wściekle, rzuciłem się pokaźnemu Testeral'owi pod kopyta wyciągając stamtąd krwawiącą waderę. Zaciskając szczęki na luźnej skórze na karku wilczycy, poczułem jak coś owija się wokół mojego pasa i odciąga mnie od charczącego stwora. Ogon George'a puścił w momencie, gdy odrzuciłem białą samicę w miękkie krzewy obok.
- Dylan, opatrz ją, George, zwal gnoja z nóg. - rzuciłem tylko, po czym wyskoczyłem na przeciw Testeral'owi, którego nozdrza rozchylały się co kilka chwil, wydychając ciężko powietrze. 
- Nie spodziewałeś się, że masz o trzech przeciwników więcej, co? - mruknąłem rozstawiając łapy - chodź tu wredna szkapo, pokaż jaka jesteś silna! 
Okrążyłem stwora niemalże pokładając się po ziemi. Zwierzę zareagowało natychmiast, unosząc kopyto i zamachując się nim na mnie, zadarłem pazurami o ziemię zachęcając go do dalszych ataków. Skupiłem się na jego karku.
W momencie, gdy pędząca w moją stronę racica zamierzała uderzyć mnie wprost w pysk, złapałem się prawego boku konia. Moje szpony wbiły się w mięso, kły zadarły o grzbiet, spinając mięśnie podciągnąłem się do grzbietu istoty. Oderwałem łapy od boków koniska i z warkotem przebiłem się przez mięso na karku. Umięśnione skrzydła zaczęły trzepać z przejęciem. Coś ściągnęło Terteral'a do ziemi, potężny ogier stracił równowagę, dostrzegłem tylko pas brązowego futra, które zacisnęło się na szyi wierzgającego konia.
Serce waliło mi w piersi, gniew szargał nerwami, łapy odmawiały posłuszeństwa; 
Nie chciałem ciąć zwalonego cielska...
Wydzierałem fragmenty mięsa i nie przejmując się porykiwaniami dumnego stworzenia, zabijałem go z zimną krwią. Coś ciągnęło mnie w tył, ja jednak, zapierając się z całej siły kontynuowałem swe krwawe dzieło. Dopiero, gdy dziwny prąd przeszył mnie od czubka ogona aż po kraniec nosa, jeżąc sierść na całym ciele i pozostawiając mnie wyczerpanego, odpuściłem.
Dysząc ciężko przyglądałem się, jak zmienił się krajobraz:
Ziemia dookoła mnie była całkowicie zryta, urozmaicona dołkami i kupkami zrytego piachu. Wszędzie wirował kurz, niewielka polana przemieniła się w prawdziwe pobojowisko, trawa mieniła się od szkarłatu, tu i ówdzie ogromne płaty skóry zakrywały kawałki czerwonego mięsa. 
Podniosłem się chwiejnie. 
Drżąc odszedłem na bok nie chcąc spoglądać w oczy przyjaciołom.
Znów to zrobiłem... znów pozwoliłem MU bawić się moim ciałem. Ten skur...
- Jorel? - głos Dylana wyrwał mnie z zamyślenia - powinniśmy zaprowadzić Crystal - wskazał na waderę, którą uratowałem od pewnego rozdeptania - do Alf...
- Jasne. - odpowiedziałem twardo - idźcie, dogonię was później..
Musiałem powstrzymywać się od dodania "Zaprowadźcie ją sami, nie chciałbym rozerwać jej na strzępy".

< Crystal? So brutal >

Od Leslie - C.D. opowiadania Patton'a "Jak tu dotarłam?"

UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Patton nie wyglądał na wilki, który chciałby mi coś zrobić, co nie zmieniało faktu, że dla mnie był przerażający. Nie pocieszało mnie to, że był dla mnie miły. Moje serce łopotało bardzo szybko, zupełnie jakbym za chwilę miała stracić przytomność. 
- To jak? - zapytał ostrożnie, uważnie mnie obserwując. Nigdy nie miałam możliwości podjęcia własnej decyzji, więc po prostu stwierdziłam, że się zgodzę. Skinęłam lekko głową.
- Tak? To świetnie. - rzekł entuzjastycznie, lecz gdy zobaczył moją reakcję, zaraz się uspokoił. - Chodź za mną, zaprowadzę cię go alf. - rzekł lekko. Postanowiłam zanim iść. Zresztą, miałam jakiś inny wybór? Oczywiście, że nie. 
Rozglądałam się dookoła, skanując uważnie teren. Wszystko wydawało mi się straszne. Nie patrzyłam na to tak cudownie jak inni. Dosłownie wszędzie widziałam coś strasznego, czego obawiał się mój umysł. -
- Mam małe pytanko. - zaczął beta watahy. - Ile ty właściwie masz lat? 
- D...d..dwa. - odparłam cicho. Patton zacisnął usta w wąską szczękę.
- Twój ojciec naprawdę był skurwysynem. - oznajmił cicho. 

< Patton? Wybacz, że tak długo. >

Od Levi'ego - C.D. opowiadania Firefly "Jak tu dotarłam?''

UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

- Oczywiście, że przyjdę! - oburzyłem się nieco pytaniem, które zadała mi waderę. Przecież tak bardzo męczyłem jej dupę, że nie powinna być niepewna mojej decyzji. Bądź co bądź byłem typem wilka, który z góry wie czego chce. Chociaż co do niektórych spraw, byłem niezdecydowany. 
- Dobrze. Chciałam się tylko upewnić, czy przystajesz na moje warunki. - oznajmiła. Odwróciła się na pięcie.
- Do zobaczenia jutro. - krzyknąłem za jej odchodzącą sylwetką. Usłyszała mnie, ale nawet nie raczyła się odwrócić. Wydąłem usta i zmrużyłem oczy. Nie lubiłem, gdy nikt nie odpowiadał na moje przywitanie czy nawet pożegnanie.
Wstałem razem ze wschodem słońca. Nie powiem, że to było przyjemne, bo czułem się nieprzytomny. Zupełnie jakbym był pod wpływem alkoholu czy czegoś gorszego. W każdym razie zdawałem sobie sprawę, że to był mój wybór i musiałem się z tym zmierzyć.
Gdy tylko chłodne powietrze, uderzyło mnie w twarz, od razu się wybudziłem. Z uśmiechem na ustach pognałem w miejsce, które wyznaczyła mi moja nauczycielka.
Usiadłem na wzgórzu, rozglądając się dookoła. Kłosy traw były kołysane na wietrze. Słońce powoli wychodziło zza widnokręgu, obdarowując mnie pierwszymi promieniami, które wprost kochałem. 
- Nie spodziewałam się ciebie zastać tak rano. - na wzgórze wbiegła Firefly. Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Jak widzisz jestem. - odparłem. - Możemy zacząć trening.
- Tylko wiesz. - przerwała mi. - Ja jeszcze nic nie upolowałam. Słońce co dopiero wstało, a miałeś być godzinę po wschodzie. - zauważyła. Westchnąłem ciężko. Ta istotna rzecz zupełnie wypadła mi z głowy.
- Nie szkodzi. Pomóc ci zapolować? - zaproponowałem.

< Firefly? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać. >

Od Liyen'a - C.D. opowiadania Diletty "Wschód szczęścia"

Zaskoczyło mnie jej pytanie, a jeszcze bardziej sam gest. Niezbyt byłem rozeznany w zachowaniach wader, więc dla mnie ten gest był pierwszą nauką. Nie mogłem powiedzieć, że mi to przeszkadzało, ale czułem się nieswojo.
- Przepraszam, ale mogłabyś ją podnieść? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. W oczach Diletty dostrzegłem coś na wzór zdziwienia, ale pokornie wykonała polecenie. - Po prostu czuję się dziwnie. - dodałem szybko. 
- Rozumiem. - odparła cicho. Odwróciła ode mnie swoje spojrzenie. Nie żałowałem tego, ale zrobiło mi się jej smutno. Zawód w jej oczach był wielki. Zupełnie jakby zranił ją tymi słowami. Poczułem winę, więc bez słowa przyciągnąłem ją do siebie. Położyłem łapę na jej policzku, a w następnej chwili jej głowa spoczęła na moim ramieniu. 
- Przecież nie chciałeś... - zaczęła, próbując się odsunąć. Położyłem łapę na jej karku, przyciskając ją lekko do siebie, dając tym samym znak, aby pozostała w takiej pozycji. Spojrzałem w dół, trafiając na jej błyszczące oczy. Zarumieniłem się lekko, więc odwróciłem głowę w bok.
- Po prostu zrobiło mi się ciebie szkoda... Miałaś taki ból w oczach. - wyjaśniłem, wgapiając się w ziemię.
- Naprawdę? - speszyła się. Uśmiechnąłem się pod nosem, ciesząc się, że nie tylko ja jestem taki spięty. Widocznie jej też się to udzieliło.

< Diletta? Wybacz, że tak długo, ale najważniejsze jest co teraz zrobisz? *o* >

Od Leslie - C.D. opowiadania Alois'a "Jak tu dotarłam?"

Kiedy tylko weszłam do jaskini ogarniętej ciemnością, a z niej zaczął wyłaniać się potężnej postury wilk. Przestraszyłam się nie na żarty. Cofnęłam się niezgrabnie kilka kroków w tył. Wilk spojrzał na mnie uważnie, a po chwili milczenia, rzekł:
- Jestem, Gustaw. 
- Leslie. - wydusiłam z siebie. Zza jego pleców wyszła nieco mniejsza postać, kierując swoje kroki w kierunku mojej osoby. W promieniach wpadających do jaskini, ujrzałam jej twarz. Niezwykle białe, wręcz śnieżnobiałe futro, które zaraz wydało mi się fantastyczne. Oczy przypominały mi dwie kule pełne wody. W jej spojrzeniu widziałam coś, co podpowiadało mi, że mogę jej zaufać.
- Gustawie, nie widzisz, że ona się boi? - mruknęła z wyrzutem w stronę basiora. Ten po prostu spojrzał na mnie uważniej.
- Kochana, nie musisz się bać tego buraka. - powiedziała do mnie Ginewra, szeroko się uśmiechając.
- Hej! - zawołał urażony basior, na co wadera zaśmiała się cicho.
- Ja z nią porozmawiam. - oznajmiła. Gustaw spojrzał na wilczycę i po prostu skinął głową, a następnie znikł w ciemności.
Po krótkiej rozmowie, stwierdziłam, że Ginewra jest naprawdę miłą osobą. Od razu wiedziałam, że będzie dla mnie kimś w rodzaju matki. Oczywiście najchętniej zamieszkałabym z nią... Po prostu nie chciałam jej siedzieć na głowie. Od zawsze pragnęłam doznać uczucia, jak to się ma matkę.
- Masz kogoś, kto oprowadził by cię po terenach? - zapytała opiekuńczo.
- Tak. - odparłam, przypominając sobie Alois'a. 
Kiedy tylko opuściłam jaskinię, usłyszałam w krzakach szelest. Odskoczyłam do tyłu, prawie wpadając na drzewo. Przed sobą miałam Alois'a, który tłumił śmiech.
- Bardzo cię zamęczył pytaniami? - zadał mi obojętne pytanie, wyprzedzając mnie.
- Rozmawiałam z Ginewrą. - odparłam cicho. 
- Serio? - zdziwił się. Ni stąd ni zowąd dotarło do mnie, że nie wiedziałam czy basior, aby na pewno może mnie oprowadzić po terenach. Ginewrze powiedziałam, że właśnie on to zrobi, ale nie zapytałam go o zgodę.
- Alois... - zaczęłam niepewnie, a on zwrócił na mnie swoje spojrzenie. Wbiłam wzrok w ziemię. - Możesz mnie oprowadzić po terenach?

< Alois? Wybacz, że tak długo. >

niedziela, 19 kwietnia 2015

Aya Bones odchodzi z watahy!

Aya Bones odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Obrończyni szczeniąt
Data dołączenia: 27 listopad 2014
Data odejścia: 19 kwiecień 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

White odchodzi z watahy!


autor nieznany
White odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Goniąca
Data dołączenia: 5 kwiecień 2015
Data odejścia: 19 kwiecień 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Smile odchodzi z watahy!


autor nieznany
Smile odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Morderca lądowy
Data dołączenia: 12 grudzień 2014
Data odejścia: 19 kwiecień 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Od Levi'ego - C.D. opowiadania Karony "Nowa znajomość"

Karona posłała mi delikatny uśmiech. Naprawdę byłem głupcem, jeżeli wcześniej tego nie zauważyłem, jak niesamowicie wykonuje nawet najmniejszy gest. Sama postać wilczycy od początku wydawała mi się interesująca. Nasza znajomość była krótka, a ja czułem się przy niej tak wspaniale.
- Już ci lepiej? - zapytała opiekuńczo. Trochę mnie to zirytowało. Nie miałem pojęcia czemu praktycznie każdy traktował mnie jak małe dziecko z powodu mojego słodziuchnego wyglądu. Bądź co bądź byłem dorosłym wilkiem.
- Tak. - odparłem grzecznie. Nie było sensu naskakiwać na waderę. Po prostu starała się być dla mnie miła. Powoli zaczynałem wierzyć, że rzeczywiście widzi we mnie przyjaciela. Odgarnąłem łapą kilka pojedynczych "włosów", wpadających mi do oczu. Spostrzegłem na mojej łapie bransoletki i zaraz wpadłem na pewien pomysł.
- Karona! - zawołałem entuzjastycznie, zwracając na siebie uwagę. - To dla ciebie. - zdjąłem z łapy czarny rzemyk i wręczyłem go waderze.
- Jesteś pewien? - upewniła się, biorąc w łapę bransoletkę. Skinąłem energicznie głową.
- Pewien tak jak nigdy. - rzekłem pewnym tonem, na co wadera wsunęła podarunek na łapę. Musiałem przyznać, że było w tym jej do twarzy.
- Dziękuje. - wydusiła z siebie. 

< Karona? Wybacz, moja droga, że tak długo ;**>

Od Shi - C.D. opowiadania Diesel'a "Tylko ty"

Spojrzałam na Diesel'a oczami, których białek zmieniły się na kolor czarny, zaś same źrenice na czerwony. Przechodziłam w stadium mocy demona, z której mało, która istota mogła to przeżyć. Chociaż organizm owej wadery nie była taki słaby. Skoro udało się jej zwalczyć moje wpływy na nią do pewnego momentu, to czemu nie mogła przeżyć tego? Nie była taka krucha jaka się wydawała. 
Spojrzałam na Wybrańca oczami pełnymi mroku. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Uwielbiałem widzieć te przerażenie w oczach moim ofiar. A te oczy tak mnie nakręcały, że nie mogłam się powstrzymać. Skoczyłam na niebieskiego basiora. Cwaniak, okazał się szybki i sparował mój atak, rozcinając mi przy tym mój bok. Warknęłam poirytowana nieudanym atakiem.
Płat skóry zwisał z mojego barku, więc zacisnęłam na nim zęby i oderwałam go stanowczym ruchem. Z rany zaczęły wyłaniać się czarne macki, które poruszały się na różne strony. Nie była to regeneracja. Właściwie nie mogłam określić co to jest. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Najważniejsze było zniszczyć Wybrańca.
- Sprytny jesteś. - prychnęłam, ścierając łapą krew pozostałą na pysku. Diesel uśmiechnął się krzywo.
- Nie powiedziałbym. To ty jesteś raczej mało precyzyjna. - stwierdził znudzonym tonem. Nie widziałam jeszcze takiej strony basiora. Obojętnej, zimnej i wyrachowanej. Każdy miał kilka twarzy, a ta należała do kolekcji Diesel'a.
- Myślisz, że ją uratujesz? - zapytałam prowokująca, napawając się widokiem. Młody wilk nerwowo zacisnął usta w wąską linijkę, starając się zachować spokój. Jednak przy moich zdolnościach wyprowadzania innych z równowagi, cudem mu się to udało.
- Nikt nie powiedział nie! - warknął w odpowiedzi.
- Ahh, wy wszyscy jesteście tacy żałośni! - odwarknęłam. Diesel nie czekając na nic, rzucił się na mnie, a ja odepchnęłam go łapą w bok. Odleciał kilka metrów dalej, uderzając w drzewo. Zjechał po nim, pozostawiając smugę krwi. Gdy podchodziłam do niego spokojnym krokiem, oddychał ciężko. Postawiłam mu łapę na gardle.
- Co zabijesz mnie teraz, Claire? - zapytał głucho, akcentując imię wilczycy.
- Nie nazywaj mnie tak! - warknęłam i zdjęłam łapę z jego krtani. - Nie zabiję cię. Jeszcze nie czas, ale wojna niebawem się rozpocznie. Szybciej niż się spodziewasz. - powiedziawszy to, ulotniłam się w powietrzu.

< Diesel? Dokończysz, bo ja już nie mam pomysłu ;/ >

Od Yuki Shiroi - C.D. opowiadania Patton'a ''Przebudzenie''

- Spory problem. - wybuchłam. - Ty to nazywasz sporym problemem. - powtórzyłam głośniej, nie wiedząc co robić. Najzwyczajniej w świecie zaczęłam panikować. Sądziłam, że beta coś na to poradzi, a on przyjął to wiadomość z takim stoickim spokojem, że mnie szlag trafi.
- Yuki.. Uspokój się... - zaczął basior.
- Jak mam się uspokoić, kiedy coś nam grozi! - wrzasnęłam, bliska obłędu. Nie chciałam po raz kolejny widzieć tych zakrwawionych ciał, pozbawionych głów i innych kończyn, a w szczególności bratobójczej walki między wilkami. 
- Nie mieszaj się w to! - Patton warknął na mnie, co mnie zszokowało. W jego oczach dostrzegłam coś gorszego od błysku gniewu. Nie zdawałam sobie sprawy co dostrzegłam w jego oczach, ale wystraszyłam się tego nie na żarty. Cofnęłam się kilka kroków w tył, a on oprzytomniał. Spojrzał na mnie niewyraźnie.
- Wybacz. Poniosło mmne. - wyjaśnił szybko. Pokiwałam tylko łbem.
- Ja też przepraszam. Wiem, że nie powinnam tak naskoczyć, ale po prostu się boję. - wyznałam cicho, a wilk po prostu się uśmiechnął. Odwrócił się bez słowa i skierował swoje kroki, w tylko sobie znanym kierunku.
Czyżby Mirk, miał jakiś wpływ na Patton'a?

Od Diletty - Wyjawienie prawdy

Snułam się po jaskini od piątej rano. Na zewnątrz wyglądałam raczej normalnie lecz wewnątrz prowadziłam nieustanną walkę wywołaną chęcią wyznania swojego zauroczenia. Dwie strony. Jedna mówiąca: "Zrób to. Istnieje szansa, że się uda" i druga, przypominająca przeszłość i ostrzegająca przed kolejnym takim błędem. Sama już nie wiem, co mam robić. Chcę to zrobić, ale boję się skutków...
Wreszcie zdecydowałam, że napiszę to, co chcę powiedzieć na kartce.

"Hej
No więc napisałam ten 'list', ponieważ nie potrafię powiedzieć Ci prosto w oczy tego, co zaraz przeczytasz... Kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłam, poczułam coś dziwnego, a po rozmowie z Tobą to uczucie przerodziło się w coś głębszego. Mówiąc wprost zakochałam się w Tobie...
Wyobrażam sobie Twoją minę oraz reakcję na to coś. Najpierw takie: "Serio?" przesiąknięte niechęcią. Potem wybuch śmiechu, ale po prostu chciałam, żebyś wiedział.
Diletta"

Po napisaniu, przeczytałam ten tekst jeszcze raz, sprawdzając czy nie popełniłam błędu. Wzięłam kartkę oraz parę głębokich wdechów i wyszłam ze swojej jaskini. Był już wieczór, a ja błąkałam się po lesie.
- *I co ja teraz zrobię? Nie wiem, gdzie on mieszka...* - pomyślałam. - *Nie... jestem po prostu genialna... genialna!*
Zaczęłam się śmiać z ogromu własnej głupoty. Po chwili namysłu postanowiłam pójść do Patton'a. On na pewno wie gdzie, kto mieszka... Bez wahania ruszyłam w stronę jaskini Bet. Na szczęście spotkałam basiora po drodze. 
- Dobry wieczór - przywitałam się cicho. 
- Witaj - odrzekł spokojnym tonem. - Co cię do mnie sprowadza?
Basior odpowiedział na moje pytanie choć był nieco zdziwiony moim pytaniem.
- Dlaczego chcesz wiedzieć, gdzie on mieszka? - spytał.
- Ja... - zawahałam się - ja muszę mu coś dać...
Po krótkiej wymianie zdań odeszłam w wyznaczone miejsce.
***
Kiedy ujrzałam jaskinię zatrzymałam się... . Nie mogłam zmusić się do kolejnego kroku.
- *No dalej, rusz się!* - wrzasnęłam w myślach.
Ostrożnie podeszłam do wejścia jaskini. Chyba nikogo nie było w środku. Serce waliło mi z niezwykłą prędkością. Delikatnie położyłam kartkę przed wejściem i natychmiast odbiegłam...
Wróciłam do swojej jaskini. Chodziłam w kółko. Bałam się... bałam się skutków podjętej decyzji, ponieważ nie potrafię przewidzieć jego ruchów oraz reakcji. Wątpię by coś z tego wyszło... . W końcu w natłoku stresu i negatywnych emocji zrobiło mi się słabo. Położyłam się więc i zasnęłam...

<Silence? Dokończ jeśli chcesz...>

sobota, 18 kwietnia 2015

Od Letalis'a - C.D. opowiadania Tacity Animy "Pokrewna dusza"

Omiotłem stworzenie wzrokiem od góry do dołu. Musiałem przyznać, że ów bazyliszek był imponujący. Czułem bijącą od niego potężną energię mroku, skumulowaną w jego ciele. Czarne źrenice zlane w jedno z tęczówkami, obserwowały uważnie każdy mój ruch. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Nigdy w swoim życiu nie spotkałem wilczycy o podobnej mocy. Z pewnością Tacita Anima była wilczycą, która mnie zaintrygowała.
- Nieźle. - skwitowałem, gasząc jej entuzjazm. Nie powiem, że nie wywarło to na mnie dobrego wrażenia, ale widziałem w swoim życiu gorsze rzeczy od tego potwora zrodzonego z jej mrocznej strony. Bazyliszek potrząsnął łbem, a kilka oparów cienia, oderwała się z jego ciało, rozpływając się w powietrzu. 
- Widzę, że trudno cię zaskoczyć. - stwierdziła Anima. Miałem ochotę jej dogryźć, że z niej niezły Sherlock, ale się powstrzymałem. Nie miałem powodu ku temu, aby obrażać wilka, którego w jakimś stopniu lubiłem. Najpewniej naszej relacji nie można było nazwać " lubieniem", ale to jedyny osobnik mojego gatunku, którym nie gardziłem.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Jak również z tego, że jestem chłodnym draniem. - uśmiechnąłem się przekornie, ukazując swoje białe zęby. Tacita usiadła na ziemi, układając swój ogon blisko łapy. Musiałem przyznać, że posiadała w sobie mnóstwo gracji. Gracji, która cholernie ciągnęła mnie w jej kierunku. Potrząsnąłem łbem, aby odzyskać chociaż namiastkę moich zdrowych zmysłów. Nie lubiłem, gdy czułem się tak przy waderze.
- Powiadasz, że jesteś zimnym draniem. - powiedziała powoli każde słowo. - Zobaczymy... - dodała cicho, posyłając mi lekki tajemniczy uśmiech. Nie miałem zielonego pojęcia, co rodziło się w głowie mojej współlokatorki. Z pewnością był to jakiś "wspaniały" pomysł.


< Tacita Anima? Wybacz, że tak długo. Nie mam żadnego usprawiedliwienia, ale zawsze coś tam jest ;p >

Od Dylan'a - C.D. opowiadania Aelity ''Nowe dni''

Spojrzałem z uśmiechem na waderę. Jako, że ciekawił mnie przebieg sprawy postanowiłem rozwinąć wątek przechadzki po terenach.
- Mówiąc szczerze, zastanawiam się, jak bardzo rozległe są te tereny? - udałem zainteresowanie
- Mhm... tereny Watahy Krwawego Wzgórza rozciągają się aż po szczyty tamtejszych gór - skinęła głową w stronę majaczących na horyzoncie wierzchołków, pokrytych śniegiem - ale z każdym dniem możemy spodziewać się tego, iż Gustaw - nasza Alfa, - zauważyła na wypadek, gdybym nie znał imienia tutejszego przywódcy - ogłosi odkrycie nowych miejsc. 
- Faktycznie ciekawe - tym razem okazałem prawdziwe zadowolenie - są tu miejsca niebezpieczne?
- Jak najbardziej! Istnieją miejsca, na których wstęp jest surowo zabroniony. Głównie z tego tytułu, iż łatwo tam o wypadek... "przypadkowe" pożarcie przez hydrę, lub też celowy upadek z klifu. Rozumiesz o co mi chodzi? - westchnęła patrząc w dal.
- To by się spodobało moim przyjaciołom... - szepnąłem odrzucając głowę do tyłu. Miałem szczerą waderę, iż przez świst wiatru wadera nie usłyszy moich słów.
- Proszę? - zapytała patrząc na mnie ze zdziwieniem - nie usłyszałam co mówiłeś...
- Nic takiego - posłałem jej uroczy uśmiech - wypadałoby się tam kiedyś udać.
- Hah! Na mnie nie licz, jeśli byś przeżył, Gustaw i Ginerwa spuściliby ci łomot. - na jej pyszczku pojawił się wyraz zdeterminowania.
- Nie zamierzam ciągnąć cię na siłę. Cieszę się po prostu z nieograniczonych możliwości.
- Znalazł się desperat! - zaśmiała się donośnie, co, nie ukrywam, było zaraźliwe. Sam zacząłem chichotać, Aelita zdawała się być naprawdę sympatyczną osobą, odpowiadało mi jej towarzystwo więc bez ogródek zapytałem:
- Na pewno są tu dużo przyjemniejsze tereny. Znalazłabyś chwilę na zabawę w przewodnika?

< Aelita? Hehehe xd >

Od Lacrime Ombry - Smutek i prawda to para idealna

Ominąłem basiora i poszedłem na przód do jaskini. Była wielka i zdawała się być dobrą kryjówką. Moją uwagę zwróciło coś leżącego obok ściany. Było czarno - czerwone. Gdy się zbliżałem zacząłem dostrzegać detale. To był wilk... I to martwy. Jego szkarłatne oczy były przepełnione bólem i strachem. Byłem już naprawdę blisko. On mi kogoś przypominał... 
- Infinity?! - Krzyknąłem i odskoczyłem.
Jeszcze raz zamknąłem oczy i podszedłem do wilka, a raczej jego zwłoki. Tak... To była Infinity. Miała rozciętą i spaloną skórę na plecach oraz przebite gardło. Pochyliłem się nad nią i uroniłem łzę. 
-*Czemu? Ojcze powiedz mi to?* 
Zauważyłem, że przy łapach ma jakiś list. Podniosłem go i zacząłem czytać.

"Synu, popełniłeś wielki błąd uciekając i chroniąc tego śmiecia, którym była ta wadera. Nigdy nie powinieneś tego robić. Mogłeś być królem, zastąpić mnie, jednak ty nie posłuchałeś. Czeka cię kara śmierci, bo uciekając jednocześnie wyrzekłeś się tronu. I teraz mi zagrażasz, tak samo jak twoja przyjaciółka mi zagrażała. Twój brat zostanie królem, a ty pozostaniesz ścigany do końca życia"

Wzdrygnąłem się. Trzeba wynieść to truchło Infinity i komuś powiedzieć o tym liście...

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Cristal - profil wilczycy

Imię: Cristal
Płeć: Samica
Wiek: 5 lat
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Szpieg wodny
Głos: Karolina Warchoł
Cechy charakteru:  Cristal jest bardzo spokojną waderą. Na samym początku stara się zrobić dobre wrażenie, potem decyduje czy być miłą czy nie. Jeśli jest miła, to może być bardzo dobrą i lojalną przyjaciółką. Zawsze broni swoich, ale wie kiedy zejść z pola bitwy. Jeśli ktoś zrobi coś jej lub komuś, kogo lubi, będzie tak długo go nękać, aż umrze. Jeśli ktoś będzie dla niej niemiły, ona tym samym odpowie. Nie boi się zabijać. Rzadko się uśmiecha. Jeśli ktoś ją zaczepia, ignoruje go. Uwielbia śpiewać, kiedy śpiewa szaleje. 
Cechy fizyczne: Cristal jest doskonale zbudowana do biegów, ale jeszcze lepiej pływa. 
Nie jest zbyt silna, ale za to dobrze się wspina.
Znak szczególny: Małe oczy, kremowa sierść
Słaby punkt: Okolice oczu
Boi się: Śmierci
Waga: 37 kilogramów
Wzrost: 70 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Corvino
Kraj pochodzenia: Ameryka Północna, Grenlandia
LubiŚpiewać, muzykę, pływać, morza, jeziora
Nie lubi: Zbyt dużego tłumu
***
Żywioł: Woda, Muzyka
Moce: [6/20] Telepatia, oddychanie pod wodą, granie na instrumentach, zabieranie głosu, czytanie w myślach, zabicie śpiewem
Partner/ka: Zakochana w...
RodziceRubin i Diamond [nigdy nie należeli do watahy]
PotomstwoNie ma
Inna rodzina: Corvino - przyszywana siostra
***
Data dołączenia: 13 kwiecień 2015
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 150.000
Wykonane Questy: Brak
Poziom: 0
PD: | Ogólnie: 50 | Wykorzystano: 0 | Zostało: 50
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 0 | Umysł: 0 | Polowanie: 0 |
Jaskinia: numer 35
Ekwipunek: Brak
Zbroja: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaUrodziłam się w małej watasze. Jak dorosłam, postanowiłam odkrywać świat. Spotkałam kiedyś pewną waderę imieniem Corvino. Na samym początku nie lubiłyśmy się, lecz potem spotkałyśmy wielkie niebezpieczeństwo ze strony innej watahy. Razem udało nam się uciec. Od tamtej historii jesteśmy tak blisko jak siostry. W końcu znalazłyśmy tę watahę. 
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: MonAndKlau |

Od Cristal - Rżenie konia, czyli jak się tutaj znalazłam

Chodziłam w środku lasu. Młoda trawa uginała mi się pod łapami. Czułam zapach wilków. Ku zdziwieniu ptaki nie ćwierkotały. W całym skupieniu drzew nie było słychać żadnego zwierzęcia. Tylko wiatr samotnie szukał zagubionych dusz. Wchodził we mnie i napełniał moje płuca. Przystawiłam nos do ziemi i nagle poczułam dziwny zapach. 
Poszłam za nim. Nagle usłyszałam rżenie konia, skradałam się do niego. Nagle zauważyłam wielkie czarne skrzydła. Myślałam, że to pegaz lecz skrzydła nie były one pokryte piórami, tylko skórą. Wychyliłam się bardziej, aby przyjrzeć się stworzeniu, lecz najwyraźniej usłyszało mnie. Koń odwrócił się. Zauważyłam wielkie, puste, białe oczy. 
Przeraziłam się i wycofała. Zmora stanęła dęba i zaczęła biec w moją stronę. 
Wiedziałam, że w pojedynkę nie dałabym rady, dlatego biegłam. Cwana bestia wyprzedziła mnie. Miałam wybór albo zginąć, albo walczyć. Odwrotu nie było. Spotęgowana emocjami skoczyłam w kierunku konia. Czułam jak przebijam się przez twardą skórę. 
Nagle poczułam, że coś uderzyło mnie w głowę. Puściłam konia i odsunęłam się. W głowie miałam mętlik, wszystko zaczęło się kręcić. Z mojego rozciętego czoła zaczęła spływać krew, która tworzyła smugi i skapywała na trawę. Kiedy uspokoiłam się, zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Często zakręcałam, aby zmylić przeciwnika. Nie udało się. Nagle usłyszałam ciche rozmowy. Pobiegłam za głosem. Przedzierałam się przez krzaki. Bestia ciągle mnie goniła. Nagle wyskoczyłam z krzaków naprzeciw trzem basiorom. 

< Jorel, George, Dylan?> 

Infinity odchodzi z watahy!

Infinity odchodzi.
~
Powód odejścia: Śmierć
Piastowane stanowiska: Łucznik stopnia wyższego
Data dołączenia: 26 marzec 2015
Data odejścia: 13 kwiecień 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Tylko za pomocą wskrzeszenia
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Od Infinity - Ból

Galopem biegłam przez łąkę. Mimo tego, że nikogo nie było obok mnie nie czułam się bezpiecznie. Zatrzymałam się. Wsłuchałam się w głuchą ciszę. Nie słyszałam nic. Tak jakby nagle cały czas się zatrzymał. Jednak coś musiało być przyczyną moich obaw. Po środku całej łąki jakby lewitowała czarne koło. Poszłam w jego stronę. Im bliżej byłam owego obiektu tym zimniej i ciemniej się robiło. Gdy byłam już całkowicie blisko było ciemno jak w nocy, a *był* dzień i zimno jak na szczycie góry, a to *był* ciepły dzień. Stałam przy wielkiej otchłani wpatrując się w pustkę. Coś mnie popchnęło do środka dziury i zaśmiało się.
- Ha, ha! Adiós! - Jeszcze usłyszałam spadając.
Spadłam na wieki kamień. Nie mogłam się ruszyć, a obok mnie stał nikt inny jak Król cieni.
- Kogo ją widzę? Jakże mi miło, że cię spotkam. - ten uśmiech... - Przepowiednia nie spełni się, albowiem ty zginiesz!
Tłum zaczął klaskać i gwizdać. Król wziął ze stolika nóż i rozciął mi skórę na plecach. Popatrzyłam nań błagalnie.
- Nie uronisz ani jednej łzy? - zapytał zdziwiony po czym wbił mi ostrze w ślepie. 
Zawyłam z bólu, a ten na dokładkę obciął mi ogon. Mimo tego nie zapłakałam. Teraz dla odmiany wylał na mnie coś żrącego i to podpalił. Płonęłam. Wiedziałam, że zaraz zginę. Straszliwy ból obszedł całe moje ciało. Król Cieni otworzył mi pysk. To było zbyt wiele. Przebił moje gardło na wylot. Złapałam ostatni oddech. Mój morderca podniósł mnie trzymając za kark i pokazał tłumowi.
- I tak umiera przepowiednia! - krzyczał.
Były to ostatnie słowa jakie usłyszałam w żywocie...

Corvino - profil wilczycy

Imię: Corvino
Płeć: Samica
Wiek: 5 lat
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Szamanka
Głos: Anna Jantar
Cechy charakteru: Ogółem Corvino jest ''dosyć'' spokojna. Dopiero jej odwala przy muzyce. Zawsze mówi co myśli nie ukrywa uczuć. Nie rzadko zdarza się, że potem żałuje co mówiła. Bardzo zależy jej na przyjaciołach. Umie przepraszać. Broni słabszych. Dla wilków, na których jej zależy jest gotów skoczyć w ogień. Nie należy do tych, którzy umieją ignorować zaczepki słowne. Zawsze coś odpowie. Gdy trafisz na czarną listę są naprawdę małe szanse, że ona zapomni. Jej ufność jest równie trudna do zdobycia. Do nieznajomych nie jest przyjaźnie nastawiona. Gdy ustanowi sobie cel nie da się jej przekonać, by zmieniła zdanie, bo wilki, które ją ograniczają ma po prostu w dupie. Często przeklina i nie boi się zabijać. Zdarza jej się sięgnąć po alkohol.
Cechy fizyczne: Corvino stawia przy walce na szybkość i zwinność nie siłę. Dobrze też pływa i się wspina. Wszystko co potrzebne do ucieczki.
Znak szczególny: Właściwie na pierwszy rzut oka wygląda jak normalny wilk. Po pierwsze zawsze chodzi wszędzie ze swym oddanym towarzyszem krukiem, a po drugie ma świecące niebieskie oczy.
Słaby punkt: Lewa tylna łapa. Kiedyś jej nie miała. Długa historia.
Boi się: Samotności
Waga: 31 kilogramów
Wzrost: 63 centymetry
Najlepsi przyjaciele: Cristal
Kraj pochodzenia: Ameryka Północna, Grenlandia
LubiPtaki, łąki, lasy, jeziora, pływanie, porządną muzykę, wyzwania, pokazywanie wrogu, że jest po prostu nędznym śmieciem.
Nie lubi: Myśliwych, za długiej ciszy, wilków, które próbują ją ograniczać
***
Żywioł: Natura, Muzyka, Pogoda, Magia, Woda
Moce: [19/20] Telepatia, zmiana pogody w zależności od nastroju, granie na instrumentach, rozmawianie ze wszystkimi stworzeniami, zamiana w kruka, czytanie w myślach, leczenie roślin, wytworzenie mgły w okół siebie, pnącza, zatrucie po przez kontakt z jej pazurami bądź zębami, ogłuszenie głosem, zabicie dźwiękiem, regeneracja, latanie bez skrzydeł, kradzież głosu, wymazanie pamięci, oddychanie pod wodą, wywołanie tsunami.
Partner/ka: No jest taki jeden... Ale to tajemnica.
RodzicePhoenix [nie należał do watahy, nie żyje] i Eagle [w innej watasze]
PotomstwoNie posiada
Inna rodzina: Cristal - przyszywana siostra
***
Data dołączenia: 13 kwiecień 2015
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 150.000
Wykonane Questy: Brak
Poziom: 0
PD: | Ogólnie: 50 | Wykorzystano: 0 | Zostało: 50
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 0 | Umysł: 0 | Polowanie: 0 |
Jaskinia: numer 35
Ekwipunek: Brak
Zbroja: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaUrodziłam się w innej watasze. Z całego rodzeństwa byłam prawie niezauważalna. Jako szczeniak zawsze odrzucana od reszty. W naszej rodzinie każdy wilk miał swoje zwierzę będące jego charakterem. Nie można się z nimi rozłączać, bo w pewnym sensie dusza podopiecznego i wilka była połączona. Mój ojciec miał tak potężnego potwora jak feniksa, a moja matka dostojnego orła. Rodzeństwo też chwaliło się swymi przewodnikami. Ja zawsze uciekałam od innych razem z moim krukiem. Nie był on moim jedynym przyjacielem, ale co można powiedzieć gdy cała twoja rodzina cie nie akceptuje? No nic. Można po prostu z tym żyć. Ja wyjątkowo wcześnie uciekłam od rodziny.
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: Kaloszówka |

Od Corvino - Mam dosyć przeszłości, czyli jak tu dotarłam

UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Zawsze odrzucana od rodziny, nie doceniana. To ja. Znasz to? Witaj w moim świecie. Ale wracając. Moja rodzina miała już od wieków swoich towarzyszy. Nasze pokolenie nie było wyjątkiem. Każdy był ze swoim towarzyszem połączony duszą. Każdy chwalił się zwierzęciem, ale ja nie. Ja zawsze stałam na uboczu. Cieszyłam się, że mam tak cudowne zwierzę jak kruk, ale inni tylko się z tego śmiali. Nie przejmowałam się tym, jednak miałam dość mieszkania z nimi. Uciekłam w wieku dwóch lat. Nie obchodziło mnie czy będą się martwić. Waląc wszystko szłam przed siebie. Czy słońce paliło moje futro, czy śnieg odmrażał mi łapy, czy wiatr kradł mi głos, było mi doskonale, wszystko jedno. Kiedyś ludzie, gdy mnie zobaczyli zaczęli we mnie rzucać ostrzami. Głupcy. Wszystko unikałam. Jednak ich przyszło więcej. Podskoczyłam jednemu z nich do gardła rozszarpując je. To nie było do końca mądre, gdyż inny wbił mi nóż w nogę. Wgryzłam mu się w rękę. W końcu oko za oko, ząb za ząb. Inni uciekli, a ja zamieniłam się w kruka, żeby odlecieć. Jednak po bardzo krótkim locie spadłam na ziemię. Zamieniłam się w wilka. Wszystko mnie cholernie bolało. Straciłam zaraz przytomność. Obudziłam się w jakiejś jaskini. Stał tam wilk z nożem w pysku.
- Co ty ze mną kurwa robisz?! - wrzasnęłam.
Przewróciłam oczami. Zasnęłam, bo coś mi wstrzyknął. Obudziłam się bez tylnej lewej łapy.
- Co się stało z moją łapą?! - oszołomiona zapytałam.
- No bo on.... No tak jakby... Usunął ci ją... - jąkał się kruk.
- Co? - zamrugałam mając nadzieję, ze to tylko badziewny sen.
- No...
- Ty śmieciu! No chodź tu!! - krzyczałam.
Zza kamienia wyszedł ów wilk.
- Lubisz się znęcać nad innymi gnojku?! Powiedz!! - Zdenerwowana wrzeszczałam.
- Może. -powiedział obojętnie.
- Tak?! - Skoczyłam na niego i przegryzłam mu tchawicę. - Ha! byłam szybsza!
Wilk spojrzał na mnie pustym spojrzeniem i się uśmiechnął. Zaraz przybiegł ogromny lew. Stałam jak wyryta.
- E...Ergo?! 
- Tak...
- Bracie... czemu ty? Czemu to zrobiłeś?! Boże, zabiłam własnego brata! - Padłam na ziemię, a mój brat wydał z siebie ostatnie tchnienie. 
Lew, który biegł zachwiał się i też umarł. A to dlaczego? A dlatego, że był przewodnikiem Ergo, a przewodnicy duchowi umierają razem z właścicielami. Szliśmy, a raczej lecieliśmy dalej. Zielone morza łąk towarzyszyły nam przez cały czas. W końcu udaliśmy się na spoczynek w lesie. Usłyszałam, że ktoś idzie. Ustawiłam się w pozycji bojowej. Zaczęłam warczeć. Zza drzewa wyszedł lew. Był bardzo smutny. To był lew mojego brata. Czekaj, czekaj... On przecież umarł. Chciałam dotknąć stworzenia jednak ono zaryczało. Moja łapa przeleciała na wylot przez zwierzę.
- Jesteś duchem? - wykorzystałam zdolność mówienia w innych językach.
- Tak. - przytaknął - Ja tu będę tylko chodzić. Nie zwracaj na mnie uwagi. Tak jak na śmierć Ergo. - powiedział i poszedł. Zdruzgotana spojrzałam na kruka i później na torbę.
- Nie zrobisz mi tego. – błagalnie mówił Kruk – Przecież wiesz co się z tobą dzieje gdy za dużo wypijesz.
- Ale to będzie tylko trochę. - Rzekłam. Sięgnęłam po butelkę, ale Kruk usiadł na korku.
- Ja ci dam trochę!! Naleję ci i nie myśl nawet o tym, żebyś sama lała!
- Dobra. Lej. - podałam mu butelkę.
No bo chodzi o to, że jak ja sobie leję to na mnie działa. Nie, żebym miała problemy, ale tak to ze mną jest, że jestem bardzo podatna na działanie alkoholu. I jak napije się trochę (dla innych to trochę) to już mi już jakby odwala. Ale kończąc ten temat. Po odpoczynku wyruszyliśmy dalej. Miękka trawa łaskotała mnie w łapy. Upadłam. Kruk podszedł do mnie. Wstałam.
- Mam dosyć... -Mówiłam.
- No chodź dalej! - Wskazał dziobem ścieżkę.
- Ale to nie ma sensu... Snujemy się po tym świecie już tyle czasu...
- Chodź!
- Dobra, najwyżej zginiemy z głodu, to zrozumiesz o co mi chodzi.
Jednak to Kruk miał rację. Po jakimś czasie zwietrzyłam zapach znajomego mi wilka. Zaczęłam biec. Stała tam chyba Alfa jakiejś watahy... Wyglądał tak przynajmniej. Tak było. Udało mi się dołączyć. No i tak tu dotarłam.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Winona - profil wilczycy

Imię: Winona
Płeć: Samica
Wiek: 4 miesiące
Hierarchia: Omega
Kierunek: Polowanie
Stanowisko: Uczeń II klasy
***
Cechy charakteru: Winona jest poważnym szczeniakiem. Nigdy nie bawiła się z innymi szczeniakami. Jest zamknięta w sobie, ale raczej miła. Jest strasznie pamiętliwa i nieufna. 
Raczej nieśmiała. Woli pozostać z boku niż się wywyższać. 
Cechy fizyczneJest dosyć szybka jak na szczeniaka, ale nie jest silna. Nie umie pływać ani wspinać się. 
Znak szczególny: Złote oczy
Słaby punkt: Lewe ucho
Boi się: Swojego ojca
Najlepsi przyjaciele: Nikt
Kraj pochodzenia: Ameryka Północna, USA
Lubi: Duże pomieszczenia
Nie lubi: Nocy
***
Procent odkrycia żywiołu: 0%
Zauroczenie: Nikt
Rodzice: Maxwell i Elizabeth [nigdy nie należeli do tej watahy]
Inna rodzina: Brak
Mentor: George
Opiekun: Lucy
***
Data dołączenia: 12 kwiecień 2014
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 150.000
Wykonane Questy: Brak
Poziom: 0
PD: | Ogólnie: 50 | Wykorzystano: 0 | Zostało: 50
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 0 | Umysł: 0 | Polowanie: 0 |
Oceny: Brak [0/2]
Jaskinia: Brak
Ekwipunek: Brak
Zbroja: Brak
Towarzysz: Brak
Historia: Urodziłam się w ciemniej jaskini. Prawie w ogóle nie widziałam słońca, choć nie lubiłam ciemności. Pewnej nocy sama topiłam się w swoich klęskach, gdy usłyszałam, że jakiś inny wilk wszedł do jaskini. Usłyszałam krzyki pomiędzy swoim ojcem i waderą. Kiedy wyszłam zobaczyć co się dzieje, zobaczyłam martwą waderę, a obok niej kwiat lilii. Postanowiłam, że odejdę. Wbiegłam na środek sali, chwyciłam kwiat i odbiegłam. Udało mi się, ale jej ojciec stworzył demony, które mnie ścigają. Zawsze w nocy ścigają mnie, przez co nie mogę zapomnieć o ojcu. W końcu dotarłam tutaj. 
Dorosła postaćX
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: MonAndKlau |

Od Winony - Jak tu dotarłam?

Cała przemoknięta. Patrzyłam na roztopiony śnieg. Widziałam swoje odbicie, przypominałam swojego ojca. Miałam w głowie tylko ten obraz. Byłam sama. Nikt mi nie mógł pomóc. Zaczął padać deszcz. Podniosłam łeb. Krople wody odbijały się od mojej sierści. Rozmyślałam co dalej. Czy znajdę dom, czy zapomnę, czy zginę. Żyłam w ciągłym strachu i żałobie. Zaczełam śpiewać.
Nagle zauważyłam, że słońce chyli się ku zachodowi. Zmartwiło mnie to. Ostatnie promyki zniknęły. 
Mrok ogarnął mnie. Wielki księżyc zabłysnął na niebie. Słyszałam pomrukiwania i warczenia. Już tam byli. Lekko się cofnęłam, w ciemności widziałam czerwone oczy. Oni mnie przewrócili. Stali przede mną. Ku zdziwieniu nie zaatakowali. Środkowy miał w pysku list, położył go przede mną i nagle wszyscy zniknęli. Wzięłam papierek w łapę i przeczytałam teksty. 

Byłaś interesującą zabawką, ale znudziłem się tą grą.
Lub oni znudzili się mną.
Heh. Zajęło im to wystarczająco długo.
Pokażą ci przerażające, piękne rzeczy, obiecuję.
Najlepiej nie walczyć z tym.
Nie było tutaj wiele, kiedy się pojawiłem. 
Tylko kurz. I głos. I oni.
Nauczyłem się tak wiele od wtedy. Zbudowałem tak wiele.
Ale nawet król jest na krawędzi planszy.
Nie możesz zmienić zasad gry.
Nie wiem czego chcą. Oni... Oni tylko patrzą.
Chyba, że podejdziesz zbyt blisko... Wtedy...

Reszta wiadomości była urwana. Zaczęło mnie to interesować. Nie rozumiałam kto to ''oni".
Postanowiłam, że zostawię to do jutra. Poszukałam starego pnia, w którym się przespałam. Obudziłam się i wyruszyłam w dalszą wędrówkę. Nagle zauważyłam wilka.

< Wilku?>

Od Zoryi - C.D. opowiadania Lucy ''Spotkanie''

- Ponieważ ja... się w tobie zakochałam. - Rzekła wadera.
Wytrzeszczyłem oczy, a pysk sam się otworzył.
- Zakochałaś się? We mnie? - spytałem nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałem.
Lucy pokiwała twierdząco głową i wstała. Również podniosłem się z ziemi i przytuliłem ją mocno.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę... - wyszeptałem wreszcie. - Też się w tobie zakochałem...
- Dlaczego nic nie mówiłeś? - spytała.
- Bo spodziewałem się raczej tragicznych skutków.
Spojrzałem waderze w oczy, a następnie w niebo na gwiazdę, która okazała się planetą.
- Dlaczego pokazałaś mi akurat Wenus? - spytałem nie odrywając wzroku od planety.
- Wenus to grecka bogini miłości - wyjaśniła szybko. - Myślałam, że wiesz...
Przyłożyłem łapę do czoła nie mogąc uwierzyć w potęgę mojej głupoty.
- No przecież... - powiedziałem sam do siebie.
Lucy przyglądała mi się. Odwróciłem łeb w jej stronę...
- Lucy.
- Tak?
Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Czy... czy ty... ty chciałabyś być moją partnerką? - wyjąkałem. 


<Lucy? Twoja decyzja :) >