
Całe stado! Boję się niewielu rzeczy, ale orłosępy już 2 razy chciały mnie zabić. Spanikowany zacząłem biec przed siebie, lecz one mnie dogoniły. 10 z nich złapało mnie szponami i uniosło do góry. Kłapałem zębami, nie dopuszczając do siebie kolejnych osobników. Tak się szamotałem, że w końcu mnie puściły. Spadłem i natychmiast zerwałem się do biegu, raniąc się o zaostrzoną gałąź. Straciłem przytomność. Miałem mnóstwo zadrapań, złamane żebro, krwotok i mnóstwo drzazg w ciele. Ptaki wzięły mnie na jakąś polanę, gdzie - jak tylko się ocknąłem - ujrzałem kilka ogromnych wilków. Miałem na sobie łańcuchy, przybite do skały.
- Ha, ha, ha! - Zaśmiał się złowieszczo największy z wilków. - Apocalypse będzie uradowany, mamy zakładnika! Był to beta tamtej watahy. Basiory wyrwały gołymi łapami łańcuchy ze ściany i zaczęło mnie ciągnąć. Próbowałem się opierać. Bezskutecznie.
- Ja nigdzie nie idę! - Wrzasnąłem.
- Aha... - Mruknął beta. - Jasne.
Dotarliśmy do celu, którym była niewielka skała. Stał na niej alfa watahy. Wyglądał na niezwykle silnego.
- No, no... Masz zakładnika. Super. Teraz Gustaw nam nie podskoczy.
W tej chwili właśnie on - Gustaw - wyłonił się z zarośli.
< Gustaw? >
Uwaga! Opowiadanie jest zmodyfikowane przeze mnie, ze względu na niezgadzającą się w niektórych miejscach treść...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!