Ucieszyłem się, że nie muszę walczyć, bo na prawdę tego nie lubię. Kilka dni po rozpoczęciu wojny, mój humor bardzo się popsuł, ponieważ wroga wataha dotarła na nasze tereny i musieliśmy ich bronić, pod dowództwem Hekate.
Walczyłem z jakimś basiorem, który był bardzo silny i jednym szybkim ruchem przycisnął mnie do ziemi. Podniósł łapę, aby zadać mi cios, który miał zakończyć moje życie.
Nagle ciężki samiec upadł nieprzytomny na ziemię, a ja nad sobą ujrzałam Hidatsę, która mnie uratowała.
- Karen, wstawaj i walcz! - Krzyknęła.
- Kiedy ja nie chcę... - Odpowiedziałem.
- Jak to?
- Tak jakoś... Nie lubię zabijać...
- Ach, przestań. - Fuknęła i ruszyła mierzyć się z kolejnym wilkiem, ja postanowiłem szybko pobiec do Hekate.
- Hekate? - Zapytałam. Wadera sprawowała nad nami piecze i pilnowała, by nikomu nie stała się krzywda.
- Karen, o co chodzi? - Spytała.
- Czy mogłabyś mnie przydzielić do oddziału pilnującego szczenięta?
Po moim długim namawianiu Hekate zgodziła się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!