Miałam ochotę go po prostu rozszarpać. Kazan dostrzegł moją wściekłość i był w każdej chwili gotowy mnie przytrzymać, abym nie zrobiła nikomu krzywdy. Nie miałam zamiaru słuchać gadania Mo.
- Nie pogrywaj sobie, Mortimer. - Warknęłam. - Od szpiegowania są szpiedzy. Gdyby nie Fiodor, nie poszlibyśmy do jaskini dla rannych, zrobiliśmy to, ponieważ starsi dobrze radzą, ale sami nigdy byśmy tam nie poszli. Może po prostu masz farta, może twoi wrogowie nie są tacy silni jak nasi? Odnoszenie obrażeń na wojnie jest nieuniknione.
- Jak widzisz jest. - Powiedział posyłając w naszą stronę głupi uśmiech.
- Zaraz to zmienię. - Zawarczałam i szykowałam się do skoku, ale Kazan mnie trzymał. Próbował uspokoić, co niewiele dawało. Nakręcałam się coraz bardziej.
- Jenn, spokojnie. - Rzekł Kazan bardzo cicho, tak abym tylko ja to słyszała. Wzrokiem przekonałam go, że wszystko w porządku i będę tylko nawijać jak szalona. On uśmiechnął się i mnie puścił.
- Słuchaj no, Mortimer. Za kogo ty się w ogóle uważasz? Obserwujesz nas? Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty, niż ładowanie nosa w nie swoje sprawy, nie swoją walkę, nie swoich wrogów i przede wszystkim w nie swoje życie? Radzę ci się pilnować, bo nie znasz dnia ani godziny.
< Kazan? Mo? Brak weny, także poukładałam jakieś zdania, które niekoniecznie mają sens... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!