Moi rodzice wyglądali na bardzo szczęśliwych. Widziałam jak co chwila wybuchali nowymi porcjami śmiechu. Czułam się troszkę zniesmaczoną, tym jak okazują sobie miłość, bądź co bądź byli... moimi rodzicami. Nie wiedziałam za bardzo jak mam na te zareagować.
- Co się dzieje? - zapytała, wychodząc naprzeciw nim. Moja mam uśmiechnęła się szeroko. Pochwyciła mnie w swoje łapy. Ucieszył mnie ten gest, ale nie bardzo rozumiałam powód ich radości.
- Twój tatuś i ja możemy mieć dzieci. - szepnęła radośnie. Zaskoczyło mnie to, bo niedawno przeprowadziłam rozmowę z rodzicami o tym, że tatuś jest bezpłodny, a tu proszę. Poczułam lekki smutek i ukłucie zazdrości.
- Ale jak to? - zapytałam, czując narastającą gulę w gardle.
- Byłem u Ginewry. Okazało się, że mogę mieć dzieci. - rzekł. Spoglądałam to na niego, to na moją mamę. Uśmiechy nie znikały im z twarzy.
- Ja wam nie wystarczam. - szepnęłam cichutko. Wyrwałam się z uścisku zaskoczonej Selene. Przypuszczałam, że ja będę ich ukochanym dzieckiem i jedynym... A tu nagle chcą mieć własne dzieci.
- Nie... Whitney! - krzyknęła wadera, która od jakiegoś czasu została moją mamą, za moją oddalająca się postacią. Kłęby kurzu unosiły się za mną. Skierowałam się w stronę lasu. Za sobą słyszałam krzyki moich rodziców, czy raczej ich nawoływania. Nie obchodziły mnie one.
Czując ból w klatce piersiowej, wślizgnęłam się w norę, wydrążoną między korzeniami drzewa. Stanowiły one idealną ochronę. Zdyszana, zwinęłam się kłębek. Po moich policzkach zaczęły spływać rzęsiste łzy.
- Whitney... - usłyszałam głos taty. Hill wyjął mnie z nory. Mógł dostrzec, że cała się upaćkałam. Przytulił mnie do siebie. Wiedziałam, że postąpiłam źle.
- Możecie mieć dzieci, jak chcecie. - powiedziałam cicho. Hill zaśmiał się.
- Myślałem, że się ucieszysz? - zapytał mnie basior. Pokręciłam głową.
- Nie, ja zawsze chcę być waszym oczkiem w głowie. - szepnęłam. Wilk zachichotał i poklepał mnie po plecach.
- Zawsze nim będziesz, ale zrozum, że chcemy mieć z czasem więcej dzieci.
- Przecież udzieliłam wam pozwolenia.
Uczepiona szyi Hill'a wróciłam do domu. Tam po dłuższej chwili wróciła zdyszana mama. Wycałowała mnie i wyściskała za czasy. Czułam się wspaniale. Może rodzeństwo to nie był głupi pomysł....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!