Podkład do czytania:
Szedłem w lesie, w gronie kwiatów drzew i jeszcze czegoś.
- *Czego tu chcieć więcej?* - Pomyślałem rozmarzony.
Nagle z ziemi wyłoniły się... 4 kamienie, a na każdym jakiś żywioł (chińskie znaczki). Czytałem, aż znalazłem swój żywioł i lekko nacisnąłem łapą na kamień i... poczułem moc! Szedłem dalej i spotkałem Eve.
- Eve nie można wchodzić za głęboko w las! - Powiedziałem.
- Czemu tato? - Spytała.
- Bo są tu niedźwiedzie i mogą cię skrzywdzić, wracaj do domu!
- Dobrze. - Rzekła i poszła, a szedłem dalej gdy nagle.. coś było nie tak czułem się obolały i słaby, ale mimo to szedłem dalej, a po chwili widziałem palący się las! Szybko powiadomiłem spotkane wilki wody i jakoś ugasiliśmy pożar. Mogli go spowodować ludzie, smok, piorun... Było wiele możliwości. No cóż... Jak już było zgaszone, szedłem dalej i spotkałem moją partnerkę i mnie zapytała:
- Widziałeś Eve? - Zapytała.
- Tak, była tutaj. Kazałem jej wracać do jaskini. - Odparłem.
- Czemu? Mieliśmy wycieczkę.
- Nie wiedziałem. - Westchnąłem.
- Dobrze... To ja idę, pa. - Odpowiedziała i zaczęła iść.
- Pa. - Uśmiechnąłem się.
- *Wspaniała z niej wadera* - Pomyślałem i ruszyłem dalej.
Po drodze spotkałem parę jeleni, jednego upolowałem pomyślałem że pewnie reszta rodziny jest głodna więc zaniosłem jelenia do jaskini. Wrócili już z wycieczki i trochę mnie to zdziwiło. Zapytałem się więc:
- Już wróciliście?
- No tak, już, bo szczeniaki się zamęczyły. - Odparła.
- A jesteście głodni?
- No nie, w takim razie to odłożę gdzieś... indziej. - Rzekła, biorąc ode mnie jelenia.
- *Hmm, dziwne. Wcześniej mówili że są głodni.* - Pomyślałem.
No cóż... Lucius siedzi na klifach, może z nim pogadam...? Tak. Kiedy w końcu doszedłem na miejsce, Luciusa nie było.
- *Co w tych klifach widzi?* - Pomyślałem i po chwili myślenia byłem tak bardzo zrelaksowany, że nie czułem zimnego jesiennego wiaterku - *Dobre na stres. Ciekawe dlaczego nie ma Luciusa... Ach, ale jestem głupi! Przecież ma pokój medytacyjny może do niego pójdę*.
Poszedłem i ujrzałem Lucius'a, leżącego do góry brzuchem w posłaniu ze słomy
- Lucius! - Krzyknąłem, myśląc że nie żyje.
- Co? Właśnie spałem. - powiedział zaspanym głosem.
- Czemu mnie tak wystraszyłeś?
- Niby czym?
- Ach, nie ważne. - Odparłem z rezygnacją i wyszedłem. Uznałem, że lepiej zostawić go w spokoju. Szedłem, i szedłem, i szedłem.
- *Nuda! Pójdę do jaskini, bo pewnie tęsknią* - Pomyślałem i poszedłem. Kiedy tam dotarłem, zauważyłem, że moja rodzina miała coś na sumieniu.
- Co zrobiliście, coś mnie ominęło? - Spytałem ich.
- Nic, nic... - Powiedziała Eve słodkim głosem.
- Przecież wiem że coś ukrywacie! - Odparłem, spoglądając na White Magic.
- Ech no już powiem... Pew'a ukąsił wąż!
- Co?! Jaki?!
- Zaskroniec... - Wyszeptała.
- To nic mu nie będzie. - Powiedziałem, głaszcząc syna po głowie.
Poszedłem na pustkowie romyśleń
- *Hmm... Skąd ja pochodzę? Czy mam jakąś inną rodzinę? Z resztą jeśli mam to pewnie oni nie żyją albo ich nie pamiętam..*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!