Spałem. Spałem jak zabity, wśród nocy, na jakimś drzewie. Podobno mam ''małe'' problemy z lunatykowaniem. Przyśnił mi się pościg za sarną. Wstałem i zacząłem... biec po gałęzi. Spadłem z drzewa, ale na cztery łapy. Nie wiedziałem co się stało i biegłem na oślep dalej. Wtedy właśnie wpadłem na nieznaną waderę, a to poprzedziło moją pobudkę. Oprzytomniałem podczas krótkiego turlania. Wadera zeszła ze mnie, bo tak wylądowaliśmy, że leżała na mnie.
- Hahahahahah, jestem Jez. - przedstawiła się i uśmiechnęła.
- Heh, Wild. - również się uśmiechnąłem.
- Co się stało że tak gnałeś ? - Spytała Jez. Przekręciłem lekko głowę.
- Chyba zadajesz bardzo dobre pytania. - Rzekłem. Wybuchliśmy śmiechem.
- Ale na poważnie? Nie wiesz?
- Ech, inni twierdzą, że lunatyk ze mnie, więc sądzę, że...
- Że lunatykowałeś.
- Cóż, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że coś mi się przyśniło.
- Pewnie uciekająca kolacja. - Powiedziała, kiedy usłyszała burczenie w moim brzuchu.
- Ach, nawet nie wspominaj! - Szepnąłem. - Zaraz wrócę. - Dodałem i pobiegłem w końcu coś upolować. Zajęło mi to ze dwie minuty. Potem nieco doprawiłem kolację, zerwałem jakieś kwiaty i położyłem na skale, przypominającej stół. Powróciłem po 10 minutach do Jez. - Przepraszam, że tak długo. - Powiedziałem.
- Nie szkodzi.
- Chodź za mną. - Rzekłem i ruszyłem przed siebie, a Jez uczyniła to samo. - Stolik dla dwojga. - Powiedziałem zatrzymując się przed przygotowanym przeze mnie posiłkiem.
< Jez? Brak weny... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!