Kiedy Amy zamilkła milczałem chwilę, po czym powiedziałem:
- To okropne. W takim razie grozi wam wielkie niebezpieczeństwo.
- Tak, ale chyba nie tylko nam. - odparła wadera.
Zastanowiłem się, po czym stwierdziłem:
- Rzeczywiście. Całej watasze. Chyba powinniśmy zawiadomić Alfy.
Po tych słowach podniosłem się i skierowałem się w stronę ich jaskini. Nim uszedłem parę kroków tuż przede mną pojawił się wilk, o którym przed chwilą opowiadała mi Amy. W rzeczywistości był jeszcze straszniejszy niż sobie to wyobrażałem. W dodatku nie był sam. Obok niego stał rdzawoczerwony, olbrzymi, muskularny, skrzydlaty basior. Serce podeszło mi do gardła.Żałowałem, że nie ma przy mnie Mortimera. On na pewno wykazałby się większą odwagą i zaatakował. Tymczasem ja stałem jak słup.
- Widzę, że nie jesteś sama. - powiedział jeden z obcych i podszedł do Amy, drugi zaś zbliżył się do mnie i zaczął okrążać, drwiąc:
- I co nie zamierzasz bronić swojej panienki?
Amy posłała mi pełne bólu i strachu spojrzenie. To wystarczyło, aby coś we mnie drgnęło.Zebrałem się w sobie i wysłałem w stronę oczu napastnika stojącego najbliżej mnie ognistą kulę, która wypaliła mu je. Teraz jeden był już praktycznie bezużyteczny. Wystarczył tylko unieszkodliwić drugiego. Zacząłem się powoli do niego powoli skradać. Kiedy byłem już dostatecznie blisko zrobiłem coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. - wbiłem się w jego krtań. Po około piętnastu minutach zaciętej walki basior leżał martwy, a ja mimo iż czułem, że mam złamane jedno żebro i w wielu miejscach rany byłem szczęśliwy i, co najważniejsze żywy. Posłałem Amy uśmiech i powiedziałem:
- Teraz jesteś już bezpieczna.
<Amy, odpisz, proszę, jak znajdziesz, czas.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!