Miałem ochotę zakląć na cały głos, ale tego nie uczyniłem. Błyskawicznie złapałem Merkury za łapę.
- Za mocno się wychyliłaś... - Powiedziałem, kiedy pomagałem jej wdrapywać się do łódki.
Zapanowała chwila ciszy, a Merkury weszła na pokład.
- Dobrze, że nic ci nie jest. - Przytuliłem ją.
- Wszystko w porządku. - Odpowiedziała po chwili.
- To moja wina... Gdyby nie ja, to byś nie wpadła do wody.
- Ach, Far, skończ. Przynajmniej się odważyłam.
Uśmiechnąłem się.
- Mam rozumieć, że nic cie nie jest i że jeszcze się ze mną przepłyniesz kiedyś?
- Może... - Odpowiedziała zagadkowo i uśmiechnęła się łobuzersko.
- Mam płynąć do brzegu? - Spytałem po chwili ciszy.
< Merkury? Brak weny... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!