Przechodziłam przez las, podziwiając uroki zimy, gdy nagle zobaczyłam w śniegu małą, puchatą kulkę. Podeszłam bliżej, ale puchata kulka nawet nie podniosła łebka. Więc zapytałam:
- Gdzie jest twoja mama? - A młody wilczek (to był mały samczyk), odpowiedział na to:
- Nie wiem, chyba rodzice mnie tu zostawili.
Żal mi się go zrobiło, więc zaproponowałam:
-Może wykopię Ci mała norkę?
Odpowiedział, że chciałby. Więc pod moim ulubionym drzewkiem, wykopałam małą norkę. Zniosłam mu trochę mięsa a on wykrzyknął zadowolony:
-Dziękuję Ci!
- *Ale kochany mały wilczek.* - Pomyślałam.
Zostawiłam go w norce i szłam dalej. Po chwili poczułam coś małego, zimnego i mokrego na tylnej łapie. To jakby...nos! Odwróciłam się nerwowo, a przede mną siedział mały wilczek! Ten, którego zostawiłam w norce! Zapytał:
- Czemu zostawiłaś mnie samego?!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nagle zjawił się Gustaw!
Gustaw powiedział:
-Ona też ma watahę!
Nie powiedział tego surowo, ale mało delikatnie, nie tak, jak do dziecka. Ale gdy maluch się zawstydził, odszedł do swojej norki. Gdy z Gustawem wracaliśmy do watahy powiedziałam, śmiejąc się:
- Ocaliłeś mnie!
- Nie ma sprawy. - Odparł i puścił do mnie oczko. Byłam zaskoczona... Po chwili już go nie było...
<Gustaw gdzie pobiegłeś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!