Ja i Gustaw chodziliśmy i węszyliśmy w śniegu. Patrzyłam na krzaki. Pachniały dziwnie, ale nie przejęłam się tym. Gustaw coś wyciągnął. To ledwo oddychało, więc je dobił. Wziął królika (na królika wyglądało) i poszliśmy dalej. Zobaczyliśmy cień. Gdy nagle zza krzaków wyskoczył ogromny wilk. Chodził dookoła nas z psychopatycznym wręcz uśmiechem.
- Cześć,wilczki. O, cześć Gustawiku. - powiedział - Nowa partnerka? Czyżby Ginewra ci już nie wystarczała? - zapytał, śmiejąc się.
- Nie, to przyjaciółka z watahy. - powiedział Gustaw, a ja skoczyłam przed niego. Przecież byłam obrończynią alf. I gdy tylko zdarzyła się okazja, chciałam bronić alfy, chociaż wiedziałam, ze sobie poradzi. Szczeknęłam groźnie i kłapnęłam szczękami w jego stronę. Wilk się zaśmiał, złapał mnie za kark i rzucił o drzewo.
- Gustaw - powiedziałam
- Słucham? - zapytał
- Odgryź mu ten nędzny łeb! - Krzyknęłam, a Gustaw rzucił się na wilka i po chwili dało się słyszeć łamanie łapy. Wilk nie spodziewał się, kiedy skoczyłam na niego i przytrzymałam go, a Gustaw odgryzł mu głowę.
- Dzięki Gustaw. - powiedziałam.
- Spoko. - odpowiedział.
Gustaw i ja spokojnie wróciliśmy do watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!